30 października 2014

Rozdział V

Leżałam w łóżku i rozmyślałam. Zegar wskazywał szóstą rano i byłam pewna, że już nie zasnę. Poprzedni dzień był dla mnie bardzo burzliwy, dlatego wizja dzisiejszego przydziału przerażała mnie. Podzieliłam się z przyjaciółmi informacją o swoim pochodzeniu, na szczęście przyjęli to bardzo dobrze, chociaż nie potrafili ukryć zdziwienia. Wiedziałam, że mogę na nich liczyć, szczególnie teraz, gdy są mi bardzo potrzebni w tym trudnym okresie. Najważniejsze w tym momencie dla mnie będzie skupienie się na swojej mocy i odkrycie wszystkich jej tajników. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać lekcji ze Snapem i Dumbledorem, w końcu tak wspaniali nauczyciele podzielą się ze mną wiedzą, której nie każdy może doświadczyć. Ta myśl podtrzymywała mnie na duchu i nawet wizja tego, że mogłabym trafić do Slytherinu  nie wydawała się taka straszna, w końcu z taką mocą zawsze sobie poradzę z wrogami. Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam z łóżka.  Po szybkiej toalecie byłam już gotowa i udałam się na śniadanie. Wchodząc do sali czułam na sobie wzrok innych osób, ale i tak był on mniej natarczywy niż wczoraj, widocznie niektórzy przyzwyczaili się do mojego wyglądu. Usiadłam koło Ginny i Harrego i nałożyłam na talerz naleśniki z owocami. W pewnym momencie odezwał się dyrektor.
- Drodzy uczniowie, mam dla was pewną wiadomość – zaczął Dumbledore i rozejrzał się po sali – otóż nastąpiły pewne zmiany i w związku z nimi jedna osoba z ostatniego rocznika będzie musiała odbyć ponowny przydział .
Po Sali rozszedł się szmer, wszyscy uczniowie zastanawiali się o kogo chodzi, chociaż spora część osób patrzyła na mnie. Widocznie domyślili się, że zmiana wyglądu może mieć nie tylko związek z moim kaprysem, a z czymś o wiele ważniejszym.
- Zapraszam do siebie Hermionę  Granger, a obecnie Hermionę Lennox – powiedział dyrektor. Powoli wstałam od stołu. Ginny posłała mi pokrzepiający uśmiech, a Ron podniósł kciuk w górę. Uśmiechnęłam się do nich i udałam się na środek sali. Dyrektor nałożył mi na głowę tiarę przydziału, a reszta uczniów przyglądała się z zaciekawieniem. Tiara wdarła się do mojej głowy i zaczęła ze mną rozmawiać.
- Witam cię Hermiono, minęło sporo czasu odkąd ostatnio rozmawiałyśmy- zaczęła Tiara.
- Tak masz rację, jakieś sześć lat – odpowiedziałam.
- Twoje cechy niewiele się zmieniły, ale poznałaś tradycję swojej rodziny i wiesz, że wszyscy trafiali do Slytherinu – kontynuowała – Widzę w tobie odwagę, mądrość, dobre serce, jednak sama nie zdajesz sobie sprawy , że powoli ujawnią się w tobie cechy ślizgońskie takie jak przebiegłość, spryt i ogromna moc, którą już posiadasz.
- Ale ja nie chcę trafić do domu Salazara, nie nadaję się tam…
- Mylisz się moja droga, może o tym nie wiesz, ale niebawem się dowiesz jak bardzo tam pasujesz – odpowiedziała Tiara.
- Czyli nie mam wyjścia? Nie przekonam cię do tego, abyś pozostawiła mnie w Gryffindorze? – zapytałam.
- Jeszcze mi za to podziękujesz, jeśli nie teraz to kiedyś – zakończyła swoją wypowiedź Tiara i wróciłam do rzeczywistości. Dalej siedziałam na krześle, a oczy każdej osoby z Hogwartu spoczywały na mnie.

- SLYTHERIN! -  wykrzyknęła Tiara. Zesztywniałam na dźwięk tych słów. Widziałam zawiedzione miny moich przyjaciół i wrogo nastawione twarze ślizgonów.  Nikt nie bił brawa, zapadła krępująca cisza. Wstałam powoli z krzesła i ruszyłam w stronę domu Salazara. Usiadłam na samym końcu ławki z daleka od wszystkich siódmoklasistów.  Och twoje niedoczekanie czapko, pomyślałam na wspomnienie słów  Tiary, która mówiła, że jej podziękuję za tę decyzję. Wypiłam mocną kawę i ruszyłam w stronę drzwi.
- Hermiono! – usłyszałam krzyk przyjaciółki – Poczekaj na nas! – krzyczała ruda. Zatrzymałam się na korytarzu  i poczekałam na przyjaciół.
- Jak się czujesz? – zapytał smutno Ron.
- A jak mam się czuć? Właśnie trafiłam do domu swoich największych wrogów, miał to być ostatni najlepszy rok w Hogwarcie, a jak na razie jest jednym z najgorszych! – wykrzyczałam.
- Spokojnie Hermi, przecież to nie nasza wina, liczyłaś się z tym – powiedział Harry.
- Do końca miałam nadzieję, że ta głupia Tiara przydzieli mnie do Gryffindoru, ale nie! Zaczęła swój wywód, że do was nie pasuję i , że cała moja rodzina była w tym przeklętym Slytherinie! – nie mogłam opanować swojej złości, chyba dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem wściekła.
- Kochanie będziemy cię wspierać nie martw się, dasz sobie radę przecież jesteś wyjątkowa – powiedziała Ginny i przytuliła mnie. W tym momencie się rozpłakałam, wszystkie złe emocje schodziły ze mnie, nie byłam w stanie ich powstrzymać. Po paru minutach uspokoiłam się i spojrzałam przepraszająco na przyjaciół.
- Nie chciałam na was krzyczeć, po prostu nie mam na to wszystko siły, na razie jest to dla mnie zbyt wiele – powiedziałam.
- Jesteśmy tutaj dla ciebie, jeżeli będziesz potrzebować naszej pomocy to wiesz, że możesz na nią liczyć w każdej chwili – odezwał się Harry, a Ron i Ginny kiwali twierdząco głowami po jego słowach.
- Dziękuję wam i przepraszam – powiedziałam i przytuliłam się do każdego z nich.
- Hermiona Lennox? – odezwał się drugoklasista, który podszedł do nas – Profesor Dumbledore prosił, abym przekazał, żebyś stawiła się u niego w gabinecie, hasło to „czekoladowe żaby” – dokończył chłopiec i uciekł w stronę swoich kolegów.
- W takim razie nie mam wyjścia idę do dyrektora – powiedziałam i pożegnałam się z przyjaciółmi. Dotarłam do drzwi gabinetu wyjątkowo szybko i wypowiedziałam hasło. Po chwili znalazłam się w jego królestwie. Przy biurku siedział Dumbledore i uśmiechał  się do mnie.
- Jak się czujesz moja droga? – zapytał.
 - Szczerze? Fatalnie, ale nie chcę o tym rozmawiać – ucięłam szybko temat, bo wiedziałam jak może się to skończyć.
- Oczywiście. Chciałem ci tylko powiedzieć, że Tiara wie co robi i nigdy nie narażałaby ciebie na niebezpieczeństwo – dodał dyrektor.
- Mhm… - mruknęłam i przy okazji ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego.
- Dobrze Hermiono posłuchaj mnie uważnie. Trafiłaś do domu Salazara, jednak nie zamierzam przenosić ciebie z twojego obecnego dormitorium. Niestety utraciłaś stanowisko prefekta naczelnego, Draco również, ale o tym opowiem za chwilę.  – powiedział dyrektor.
- Ale jak to nie będę już prefektem?! – krzyknęłam.
- Uspokój się Hermiono, to wszystko jest dla twojego dobra, poza tym nie będziesz miała czasu teraz na obowiązki jakie wiążą się z tym stanowiskiem, ponieważ musimy spotykać się praktycznie codziennie w celu nauki kontroli nad twoimi mocami – odpowiedział.
- A niby czemu Malfoy stracił przywilej prefekta? – zapytałam z czystej ciekawości.
- No cóż, Draco ma za zadanie chronić ciebie w zamku i poza nim razem z profesorem Snapem, więc on też nie będzie miał na to czasu. Poza tym zostawiam was w osobnym dormitorium ze względów bezpieczeństwa i ułatwienia pracy panu Malfoyowi – powiedział Albus.
- Przepraszam czy ja dobrze usłyszałam?  Malfoy ma mnie chronić? Z jakiej racji?!
- Moja droga, aby uzyskać tą informację musiałabyś złożyć przysięgę wieczystą – powiedział spokojnie Dumbledore i spojrzał mi w oczy. Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale jednak moja ciekawość zwyciężyła i tym razem.
- Dobrze – odpowiedziałam – chce poznać prawdę.
- W takim razie podaj mi rękę – powiedział profesor. Gdy podałam mu dłoń usłyszałam jak wypowiada formułkę zaklęcia.
- Hermiono, czy zobowiązujesz się nigdy nie wyjawić informacji o tym, że Draco Malfoy i Severus Snape są szpiegami Zakonu Feniksa i przekazują nam wszystkie informacje z zebrań z Czarnym Panem ryzykując własnym życiem? – zapytał.
- T…Tak… - zawahałam się, ponieważ byłam w kompletnym szoku. Jak to możliwe, że ta fretka jest po dobrej stronie?
- Za wyjawienie tej informacji komukolwiek grozi ci śmierć czy na pewno jesteś gotowa złożyć tą przysięgę?
- Oczywiście – odpowiedziałam pewniejszym głosem. Albus skinął głową i schował różdżkę.
- Dlaczego oni to robią? – zapytałam.
- Bo tak samo jak i my mają dość Voldemorta. Severus przekazał mi informację, że Czarny Pan już wie o twoim istnieniu i mamy miesiąc, aby cię wszystkiego nauczyć – odpowiedział.
- A co się stanie po tym miesiącu?
- Tego dowiesz się w swoim czasie, na razie musisz być spokojna, aby opanować w pełni swoją moc – powiedział dyrektor i uśmiechnął  się do mnie.  Usłyszałam jak otwierają się drzwi do gabinetu i wchodzi przez nie Malfoy. Uśmiechał się cynicznie pod nosem i patrzył w moją stronę. Zarumieniłam się  odwróciłam wzrok. Po tym wszystkim, czego się  o nim dzisiaj dowiedziałam, muszę spojrzeć na niego z innej strony, ale jest to ciężkie skoro on zachowuje się jak skończony dupek.
- Ooo jest już pan, panie Malfoy – powiedział miło staruszek i wskazał mu miejsce na fotelu obok mnie.
- Nie trzeba, postoję – odpowiedział chłodno chłopak.
- Wyjaśniłem wszystko pannie Lennox, mam nadzieję, że się w jakimś stopniu dogadacie. A teraz miałbym do ciebie prośbę, zaprowadź Hermionę do waszego dormitorium i przypilnuj, aby dzisiaj nie wychodziła na lekcje, czeka na nią jutro ciężki dzień – powiedział dyrektor.
- Umiem sama dojść do dormitorium, a poza tym chyba mam prawo uczestniczyć w zajęciach? – zapytałam spokojnie, chociaż wewnątrz mnie wszystko się gotowało.
- Oczywiście, że będziesz chodzić na lekcje, ale jeszcze nie dzisiaj – powiedział – No zmykajcie już.
Wstałam  i ruszyłam w stronę drzwi, słyszałam za mną kroki Malfoya. Nie dość, że jestem w Slytherinie, muszę uczyć się panować nad mocami, Voldermort na mnie poluje to jeszcze muszę się użerać z tym chłopakiem. Chyba w tym roku wyczerpałam limit strasznego pecha.
- Nie pędź tak Gr... Lennox, bo sobie połamiesz te krótkie nóżki – krzyknął za mną Malfoy.
- Och widzę, że teraz już nie możesz nazwać mnie szlamą to szukasz sobie nowych pomysłów? Do twojej informacji Malfoy, mało mnie interesuje, co sobie myślisz o tym jak się zachowuje i  o tym jak wyglądam rozumiesz?! Nic mnie to nie obchodzi! Dlatego daj mi święty spokój, mam ważniejsze sprawy na głowie niż twoje głupie zaczepki! – odpowiedziałam tej tlenionej fretce i ruszyłam w stronę dormitorium . Usłyszałam za sobą jak chłopak przyśpiesza. Dochodziłam już do portretu, gdy zostałam przyciśnięta do ściany. Odwróciłam się twarzą do Malfoya, miał wściekły wyraz twarzy i patrzył na mnie zimnymi oczami.
- Teraz ty mnie posłuchaj – wysyczał -  Nie mam najmniejszej ochoty się tobą zajmować, ale nie mam innego wyjścia, więc zachowuj się Lennox, chociaż dla mnie zawsze będziesz Granger i nic tego nie zmieni. Nie stałaś się ani ładniejsza, ani lepsza przez to, że już nie jesteś szlamą. Wychowałaś się w takiej rodzinie i nawet geny nie zmienią tego, że szlam masz na sobie odkąd trafiłaś do  mugoli. Nie będę traktował ciebie lepiej z powodu twojej czystej krwi, więc nie wchodź mi w drogę i pozwól wykonywać swoje zadanie w spokoju – zakończył chłopak i wszedł do dormitorium. Stałam tak jeszcze chwilę, myśląc nad słowami tego idioty. On się nigdy nie zmieni, a ja wcale nie wstydzę się tego, że wychowywali mnie mugole, dzięki temu możliwe, że uniknęłam bycia tym kim jest obecnie Malfoy i z całego serca się z tego cieszę. Weszłam do pokoju wspólnego, ale jego nigdzie nie było, a szkoda bo miałam ochotę powiedzieć mu jeszcze kilka słów. Poszłam do swojego dormitorium i wzięłam się za czytanie książek, bo tylko to mnie uspokajało.Tak minął mi cały dzień i nim się obejrzałam była godzina dwudziesta pierwsza. Przegapiłam kolacje, ale nie byłam głodna, więc postanowiłam się wykąpać i iść spać, w końcu kolejny dzień miał być dla mnie wyzwaniem.



Witajcie, postanowiłam dodać rozdział dzisiaj, zebrałam się w sobie i go dokończyłam, ponieważ jutro Halloween, a w sobotę Święto Zmarłych, więc pewnie nie miałabym czasu go opublikować. Czekam na wasze opinie i dziękuję za poprzednie komentarze!  Pozdrawiaaam :) 






24 października 2014

Rozdział IV

 Pierwszy tydzień września rozpoczął się od wielkich zmian. Po wczorajszej rozmowie ze Snapem obudziłam się około szóstej rano. Zasnęłam w ubraniach, dlatego moim największym marzeniem była gorąca kąpiel. Wzięłam potrzebne rzeczy i już po chwili znajdowałam się w łazience. Gdy w pośpiechu zdejmowałam ubrania zerknęłam na lustro wiszące na ścianie i w tym momencie cała zesztywniałam. Na miękkich nogach podeszłam do swojego odbicia i sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Moje włosy pomimo nieużytego na nich zaklęcia delikatnie opadały na ramiona i falowały się, a ich kolor był o trzy tony jaśniejszy niż dotychczas. Oczy zmieniły barwę na ciemną zieleń, a rysy twarzy odrobinę się wyostrzyły. Patrząc na swoją sylwetkę oceniłam, że jest o wiele szczuplejsza, a biust i biodra powiększyły się, jednak w sposób nie drastycznie rzucający się w oczy. Zdaje mi się również, że urosłam kilka centymetrów. Największym szokiem okazała się moja cera. Piękną wakacyjną opaleniznę zastąpiła blada skóra, przez co moja twarz wydawała się nieskazitelna, nawet moje piegi poznikały. Stałam tak i patrzyłam się w lustro z szeroko otwartymi ustami i oczami. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Podobałam się sobie wcześniej teraz też nie jest najgorzej, jednak te zmiany nie są, aż tak niewielkie, żeby ktoś ich nie zauważył.  Cholerny Snape mowił, że tylko oczy mam inne pomyślałam. Gdy już przestałam się sobie przyglądać, nalałam wody do wanny i wzięłam kąpiel. Po ukojeniu nerwów wyszłam z wanny i przebrałam się w szkolne ubrania. Spojrzałam na zegarek i było już po siódmej, więc musiałam się pośpieszyć na śniadanie. Wychodząc z łazienki zobaczyłam na kanapie Malfoya, który siedział i czytał Proroka Codziennego. Wyjrzał zza gazety i od razu zauważyłam szok na jego twarzy, trwało to krótko, bo później jego rysy stały się obojętne. Nic nie powiedział tylko zabrał się z powrotem za czytanie. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju wspólnego. Byłam zdziwiona, że nie usłyszałam jakiejś głupiej zaczepki z jego strony, ale widocznie był tak samo zszokowany moim wyglądem co i ja. Idąc korytarzem rozmyślałam jak przedstawić sytuację moim przyjaciołom, przecież rzadko się zdarza, że osoba, którą znają tyle lat okazuje się kimś zupełnie innym. Musiałam z nimi szczerze porozmawiać. Stanęłam przed drzwiami do Wielkiej Sali i zawahałam się. Od teraz wchodziłam na śniadanie jako Hermiona Lennox, a nie Granger, więc zapowiadało się ciekawie. Z duszą na ramieniu przekroczyłam próg  Sali.

***

Siedziałem spokojnie w pokoju wspólnym czytając Proroka Codziennego. Kolejne artykuły o zbrodniach na mugolach i poszukiwaniach śmierciożerców – jednym słowem nuda. Już dawno powinni się domyśleć, że nikt w tych czasach nie jest bezpieczny, a Voldemort rośnie w siłę. Spojrzałem na swoje lewe przedramię, na którym widniał mroczny znak i westchnąłem. Tyle czasu musiałem poświęcić na przygotowania do stania się jednym z nich, a gdy wreszcie to się stało nie czuję ani radości ani smutku, jest mi to szczerze obojętne. Misje, na które wzywa mnie Czarny Pan powoli przyzwyczajają mnie do widoku krwi, mordów i gwałtów. Jego ludzie są bezwzględni, nie mają litości nad nikim, dlatego początki w jego armii powodowały u mnie wymioty po każdej zakończonej akcji. Teraz nie robi to już na mnie takiego wrażenia jak kiedyś i sam często muszę zabijać, aby pokazać, że nie jestem słaby. Tylko w takich sytuacjach widzę dumę w oczach mojego ojca, szkoda, że jest tak małostkowy i głupi mord na mugolu sprawia mu ogromną satysfakcję. Z zamyślenia wyrwał mnie trzask zamykanych drzwi. Spojrzałem w stronę łazienki i zamarłem. Z pomieszczenia wychodziła Granger, ale była ona jakaś inna, coś w niej się zmieniło. Niby ta sama osoba, ale wyglądała…ładniej, jeśli w ogóle można takiego słowa użyć o tej szlamie. Zauważyłem, że stanęła i mi się przygląda, dlatego szybko spuściłem wzrok i z powrotem zabrałem się za czytanie. Po chwili drzwi się za nią zatrzasnęły i zostałem sam.  Ciekawy jestem jakich zaklęć na sobie użyła, czyżby Panna Wiem To Wszystko nie akceptowała swojego poprzedniego wyglądu? Prychnąłem pod nosem i skarciłem siebie za rozmyślanie o tej głupiej dziewczynie. Spojrzałem na zegarek, dochodziła ósma. Pora się zbierać na śniadanie, a wieczorem czeka mnie spotkanie z Severusem, pewnie jakaś kolejna tajna  i bezsensowna misja dla Voldemorta.  Wstałem z kanapy i udałem się do Wielkiej Sali.


***

Obudziłem się zlany potem. To wszystko do siebie pasowało. Wizja jaką miałem podczas snu musi być prawdą, a to oznacza, że niedługo wszystko może się ułożyć według mojego planu. Uśmiechnąłem się pod nosem i wstałem z łóżka. Udałem się do salonu, gdzie czekali na mnie moi ludzie. Usiadłem na swoim miejscu i czekałem, aż któryś z nich się odezwie.
- Panie, czy wszystko w porządku? Wyglądasz nie najlepiej – zapytała Bellatrix Lestrange, moja najwierniejsza śmierciożerczyni, którą podejrzewam o to, że może mnie kochać. Skrzywiłem się na tę myśl i szybko ją od siebie odgoniłem.
-  Czuję się wspaniale droga Bello, mam dla was pewną wiadomość – zacząłem. Wszyscy spojrzeli się na siebie zastanawiając się, co chce im przekazać – Jak pamiętacie, siedemnaście lat temu musiałem zabić swoich wiernych poddanych za zdradę jakiej dokonali wobec mnie, a mianowicie, nie chcieli oddać swojej córki w moje ręce. Dziecko zniknęło, więc wydawało mi się, że po prostu ona nie żyje. Jednak dzisiaj w nocy miałem wizje, która zaprowadziła mnie do niej. Okazuje się, że chodzi ona do Hogwartu i jest w Gryffindorze, a przez te wszystkie lata myślała, że jest zwykłą mugolaczką. Chodzi o Hermionę Granger, zapewne wszyscy ją doskonale znacie. -  zakończyłem swoją wypowiedź i spojrzałem po twarzach moich towarzyszy.  Malował się na  nich szok i niedowierzanie, szczególnie Lucjusz Malfoy był ogromnie poruszony. To właśnie on zadał mi pytanie.
- Panie, ale jak to możliwe, że ona żyje? Czy ta informacja jest pewna? – zapytał.
- Śmiesz wątpić w moje wizje Lucjuszu? To wszystko prawda i teraz za wszelką cenę musimy ją odzyskać i zmusić, aby stanęła po naszej stronie podczas wojny. To bardzo niebezpieczne, a zarazem cenne dziecko, które prawdopodobnie nie ma pojęcia o swojej mocy. Musimy ją wyszkolić na naszą tajną broń, dzięki której wygramy. – odpowiedziałem ze złością, jeszcze chwila i potraktuje go Cruciatiusem.
- Oczywiście Panie, zrobimy wszystko, aby ją tu sprowadzić – odpowiedział stary Malfoy.
- Daję wam na to miesiąc. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, dziewczyna ma się pojawić w Riddle Manor w tym terminie i ma być nienaruszona! Jeśli tylko się dowiem, że zrobiliście jej jakąkolwiek krzywdę zginiecie nie tylko wy, ale i wasza rodzina za to odpowie – powiedziałem i wstałem ze swojego tronu. Szybkim krokiem udałem się do swojej komnaty, ciesząc się, że za miesiąc będę miał w swoich szeregach Hermionę Lennox, a wtedy już nikt nie będzie miał ze mną szans.


***

Dochodziła dziewiąta wieczorem, pędziłem korytarzami Hogwartu na spotkanie ze Snapem. Jak zwykle, Blaise musiał wyciągnąć tą cholerną whisky i opić zaliczenie Astorii Greengrass, co nie było trudnym wyczynem. Podszedłem do drzwi i zapukałem.
- Wejść! – usłyszałem głos nauczyciela i otworzyłem drzwi. Za biurkiem siedział profesor i czekał na mnie. Usiadłem na fotelu i czekałem na otrzymanie informacji o misji.
- Draco, mamy ważną misję do wykonania – zaczął nauczyciel – musimy chronić Hermiony Granger.
- O czym ty pieprzysz?! - wstałem gwałtownie z krzesła i pochyliłem się nad biurkiem Snape’a wbijając w niego morderczy wzrok – mam chronić tą szlamę?! Niby po co?!
- To nie jest szlama i lepiej siadaj mam ci wiele do opowiedzenia. – powiedział spokojnie Severus. Powoli usiadłem na fotelu nie spuszczając wzroku z nauczyciela.
- To nie jest szlama Malfoy, tak naprawdę nazywa się Hermiona Lennox, chyba doskonale wiesz, co to był za ród – powiedział Severus. Zamarłem. Przecież to niemożliwe, żeby ta szlama wywodziła się z najpotężniejszego rodu czarodziejów.
- Ale jak to? – zapytałem inteligentnie.
- Normalnie. Jej rodzice chcieli ją chronić przed Voldemortem, dlatego powierzyli ją mnie, a sami zginęli. Oddali jej wszystkie swoje moce przed śmiercią, a ja napoiłem ją eliksirem zmieniającym cechy wyglądu i charakteru, tak żeby nikt jej nie znalazł. – odpowiedział.
- To dlatego tak inaczej dzisiaj wyglądała… - powiedziałem sam do siebie. Severus uśmiechnął się pod nosem.
- Tak, wczoraj dowiedziała się prawdy i eliksir przestał działać. Czarny Pan już wie o jej istnieniu, dzisiaj rano odbyło się zebranie w Riddle Manor, kazał ją sprowadzić za miesiąc do jego posiadłości.
- I co my mamy zrobić? Myślisz, że mamy szanse przeciwko wszystkim śmierciożercom, którzy na nią polują? – zapytałem.
- Oczywiście, że nie, mamy świetny plan z Dumbledorem odnośnie tej sytuacji. Mamy miesiąc na wyszkolenie ją w panowaniu nad swoimi mocami, a później przeniesie się ona do Voldemorta i będzie odgrywała rolę podwójnego szpiega. – odpowiedział zadowolony Snape.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Dla nas to ciężkie zadanie, a co dopiero dla niej? Przecież ona jest szlachetna, aż do bólu, na pewno nie zostawi swoich przyjaciół i posłusznie pójdzie zabijać u Voldemorta. –  to był głupi plan. Ona na pewno wszystko zawali, naszą ciężką pracę nad zdobyciem zaufania u Toma Riddle’a i nie wzbudzania podejrzeń.
- O to się nie martw, to bardzo mądra dziewczyna na pewno da sobie radę.  Naszym zadaniem będzie ochrona jej podczas pobytu u Czarnego Pana. Wymyślę coś, aby go przekonać. – powiedział nauczyciel.
- Niech będzie, ale nie licz na to, że będę dla niej miły, jak dla mnie może ona być nawet samym Merlinem, zdania, co do niej nie zmienię – powiedziałem.
- Masz zachowywać się profesjonalnie i tylko tyle, twoja uczucia względem jej osoby mnie nie interesują  -  rzekł Snape i wstał z fotela. - Draco, pora już na ciebie, szczegóły dogadamy jutro – powiedział.
- Jasne już spadam – wstałem i skierowałem się w stronę drzwi.
- Aaa i jeszcze jedno, jutro odbędzie się ceremonia przydziału dla Granger, znaczy się dla Lennox, bardzo prawdopodobne, że trafi do Slytherinu i jeśli tak się stanie masz zadbać o to, by nikt jej nie rozpraszał, ani nie przeszkadzał. Ona musi nauczyć panować się nad swoją mocą, a tylko spokój może jej w tym pomóc – powiedział Snape.
- Czy ja wyglądam na niańkę?! Mam za nią łazić i odpędzać każdego, żeby ona miała spokój?! – zapytałem ze złością. Ta sytuacja zaczęła mi bardzo nie pasować i miałem szczerą nadzieję, że to jakiś głupi żart, jednak niestety tak nie było.
- Tak Draco, pamiętaj, że to ona jest kluczem do wygranej wojny, a tego chyba wszyscy chcemy prawda? – zapytał z przekąsem profesor. Prychnąłem i trzasnąłem drzwiami. Jeszcze tego nie było, żebym musiał pilnować Granger, bo jak dla mnie to ona żadną Lennox nie jest. Granger to Granger i nic tego nie zmieni nawet fakt, że to nie szlama. Z tą myślą udałem się do dormitorium, by wyspać się przed kolejnym ciężkim dniem i w duchu modląc się, aby ta dziewucha jutro  nie trafiła do domu Salazara.


***


Witajcie. Jak widzicie postanowiłam wam pokazać w tym rozdziale różne perspektywy osób. Będzie to dla mnie łatwiejsze, ponieważ pisanie tylko z punktu widzenia Hermiony nie odda wszystkiego, co chce wam przekazać. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Będę od teraz starała się dodawać rozdziały raz w tygodniu, może czasem częściej wszystko zależy od czasu i weny :) Pozdrawiam i czekam na komentarze z opiniami :)








14 października 2014

Rozdział III

Niedziela. Ostatni dzień przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie. Siódmy rok zapowiada się bardzo intensywnie, nauczyciele na pewno nie odpuszczą nam przed przygotowaniami do egzaminów końcowych. Cieszyłam się na tę myśl, ponieważ kochałam uczyć się nowych i interesujących rzeczy. Obudziłam się o dziewiątej rano i rozejrzałam się po swoim nowym dormitorium. Ściany miały kolor kremowy, na środku stało wielkie dwuosobowe łóżko przykryte czerwoną pościelą. Obok łóżka znajdowała się brązowa szafka nocna, a na niej lampka. W rogu pokoju stał regał z książkami natomiast  obok niego było biurko. Po środku pokoju leżał piękny, puchaty, czerwony dywan. Przytulności dodawał również kominek, z którego buchało przyjemne ciepło. Bardzo podobał mi się ten wystrój, wzbudzał on we mnie pozytywne uczucia. Wstałam z ciepłego łóżka i udałam się do łazienki prefektów. Była ona ogromna i elegancka. Wielka wanna na środku zachęcała do kąpieli, a ilość płynów i olejków powodowała przyjemny zawrót głowy swoimi zapachami. Szybko napuściłam do niej wody, wlałam olejki i zanurzyłam się w cudownej pianie. Po około godzinie wytarłam się i osuszyłam włosy zaklęciem. Po wykonaniu porannej toalety postanowiłam udać się na śniadanie. Przy stole Gryffinodru czekali na mnie moi przyjaciele, którzy byli już w połowie posiłku.
- Cześć wam! – powiedziałam do nich i usiadłam koło Ginny i Harrego.
- Hej Hermiono, jak się spało w nowym dormitorium? – zapytała ruda.
- Cudownie! - odpowiedziałam -  Musicie do mnie koniecznie przyjść i je obejrzeć. Ten pokój jest magiczny.
- Chętnie wpadniemy po obiedzie, opijemy nasz ostatni rok przed rozpoczęciem nauki – zaproponował Ron. Wszyscy przystaliśmy na jego propozycję i dalej w milczeniu kończyliśmy śniadanie. Gdy skończyłam pić herbatę pośpiesznie wstałam i udałam się do gabinetu dyrektora. Sprawa moich nieoczekiwanych wybuchów mocy dręczyła mnie od momentu sytuacji z Malfoyem w pociągu. Od tego czasu zastanawiałam się, czy nie zrobię komuś przez przypadek krzywdy. Podeszłam do posągu chimery i przez chwilę zastanawiałam się nad hasłem.
- Fasolki wszystkich smaków – posąg poruszył się i odsłonił wejście do gabinetu Dumbledore’a. Weszłam do pomieszczenia i ujrzałam Albusa siedzącego przy swoim biurku. Uśmiechnął się do mnie i wskazał ręką na fotel. Usiadłam na wskazanym miejscu i głośno westchnęłam.
- Co ciebie do mnie sprowadza Hermiono? – zapytał dyrektor i zerknął na mnie zza swoich okularów.
- Panie dyrektorze, od dłuższego czasu mam ogromny problem – zaczęłam – otóż od kilku miesięcy dzieją się wokół  mnie dziwne rzeczy. Na początku myślałam, że to zwykłe dojrzewanie i nie jest to nic ważnego, jednak później odsunęłam tą pierwszą teorię. – opowiedziałam mu całą historię, począwszy od spotkania Snape’a na Pokątnej do incydentu w pociągu. Dyrektor wysłuchał mnie uważnie, po czym zamyślił się na chwilę.
- Hermiono myślę, że przyszedł czas na poznanie prawdy – powiedział Albus – jednak to nie ja jestem tym, który powinien ci ją opowiedzieć. Jedyną osobą upoważnioną do poinformowania ciebie o twojej przeszłości jest Severus Snape.
- A co on ma z tym wspólnego? – odpowiedziałam nerwowo, ponieważ jest on ostatnią osobą, którą bym o cokolwiek poprosiła i w jakikolwiek sposób zaufała.
- Bardzo wiele i myślę, że nie powinnaś się do niego uprzedzać – uśmiechnął się ciepło i wpatrywał się we mnie.
- Przecież on mnie nie znosi, więc jakim cudem mam się czegokolwiek od niego dowiedzieć?  - zapytałam starając się o spokojny ton głosu, ale chyba mi to nie wyszło.
- Severus jest dobrym człowiekiem i myślę, że gdy sama poznasz prawdę zmienisz zdanie na jego temat. Może dropsa?- zapytał, a ja wiedziałam, że rozmowa z nim jest już zakończona. Grzecznie podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Idąc korytarzem  zastanawiałam się, co mam zrobić. Czy iść do Snape’a i z nim porozmawiać, czy na własną rękę szukać odpowiedzi. Na wysokości łazienki Jęczącej Marty z  zamyślenia wyrwał mnie lodowaty głos.
-  Dokąd się wybierasz Granger? – zapytał Malfoy ze swoim cynicznym uśmiechem na ustach. Stał razem ze swoimi kolegami Zabinim i Goylem.
- Nie twoja sprawa Malfoy – odpowiedziałam. Nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie z nim, ale wiedziałam, że przy kolegach mi nie odpuści.
- Nie nauczył ciebie nikt szacunku do lepszych szlamo? Czy może ja mam to sam zrobić? – syknął Draco i wyciągnał różdżkę. Stałam i wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami. Czego on ode mnie chciał? Nie miał lepszych zajęć od dręczenia mnie?
- Petrificus totalus! – krzyknął ślizgon, smuga światła poleciała w moją stronę jednak w porę odskoczyłam.
- Czy ty kompletnie zdurniałeś?! Zamieniłeś się na mózg z fretką?! Chcesz się pojedynkować w zamku i dostać szlaban?! – krzyczałam z całej siły.
- Chce ci pokazać Granger, gdzie twoje miejsce i, że szlamy takie jak ty muszą odnosić się z szacunkiem do czysto krwistych czarodziei – powiedział z triumfem wypisanym na twarzy – Drętwota!
Znowu udało mi się odskoczyć i szybko wyciągnęłam swoją  różdżkę. Byłam potwornie zdenerwowana przez słowa tej tlenionej fretki. Ręce mi się trzęsły, gdy celowałam w niego. Nie wypowiedziałam żadnego zaklęcia w mojej głowie panował istny chaos. Nagle z mojej różdżki wystrzelił silny podmuch wiatru, który odrzucił Malfoya na kilka metrów. Zszokowany chłopak wstał, otrzepał się i szedł w moją stronę celując we mnie. Następnie stało się coś nieoczekiwanego. Zamek zaczął się lekko trząść. Ślizgoni rozglądali się nerwowo nie wiedząc co się dzieje. Ogromna fala wypłynęła z łazienki i zmierzała w ich kierunku. Stałam po środku korytarza jednak woda omijała mnie i płynęła w stronę trójki chłopaków. Jak zahipnotyzowana stałam i patrzyłam na taflę wody biegnącą obok mnie i na uciekających mężczyzn. Dopiero gdy opuściłam różdżkę wszystko ustało. Rozejrzałam się dookoła i upadłam na kolana. Zaczęłam dyszeć, byłam strasznie osłabiona.
- Granger, natychmiast do mnie! – krzyknął Snape. Dopiero teraz zauważyłam że za mną stoi spora grupa uczniów i nauczycieli, którzy z przerażeniem przyglądali się wszystkiemu. Wstałam bardzo powoli udałam się za profesorem do jego gabinetu. Gdy przechodziłam obok ludzi szeptali i pokazywali palcami w moją stronę. Czułam się okropnie. Weszliśmy do gabinetu, gdzie Severus kazał mi usiąść.
-  To nie będzie łatwa rozmowa Granger więc skup się – powiedział ostrym tonem -  Czy słyszałaś kiedykolwiek o rodzie Lennox? – zapytał nauczyciel eliksirów.
- Nie – odpowiedziałam.
- To była bardzo potężna arystokratyczna rodzina pochodząca ze Szkocji. Od początku ich istnienia nikt nie związał się z czarodziejem półkrwi, nie wspominając o mugolach.  Wszyscy jak się domyślasz byli zwolennikami Voldemorta, jednak to się zmieniło dziewiętnastego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego dziewiątego roku. Wtedy urodziłaś się ty. Twoi rodzice Amanda i William byli ogromnie szczęśliwi, że doczekali się potomka. Amanda była czysto krwistą czarownicą z francuskiego rodu Daquin. Każde dziecko urodzone w tej rodzinie potrafiło panować nad pogodą. Nie wiadomo skąd wziął się początek tej niezwykłej mocy, ale twoja matka również ją posiadała. Natomiast w rodzinie Lennox, każdy potomek po urodzeniu otrzymywał moc danego żywiołu. Twój ojciec doskonale władał siłami wiatru. Możesz się domyślić jak bardzo niezwykłym dzieckiem jesteś i jak bardzo zależało Voldemortowi, abyś od małego była trenowana na jego tajną broń. Amanda i William pomimo tego, że popierali Riddle’a nie zgadzali się na to, abyś stała się maszyną do zabijania. Próbowali negocjować z nim jednak to nic nie dało, Tom chciał za wszelką cenę przejąć kontrolę nad tobą. Tydzień po twoich narodzinach twoi rodzice rozmawiali ze mną i błagali mnie o pomoc. Byłem ich przyjacielem i nie potrafiłem im odmówić. Moim zadaniem było stworzenie eliksiru mutatio*, który zmieni twój wygląd i cechy charakteru. Przestanie on działać w dniu, w którym poznasz prawdę, czyli dzisiaj. Amanda i William przed wypiciem przez ciebie eliksiru rzucili czar i oddali swoje moce tobie, tak abyś stała się jeszcze potężniejsza. Chwilę później teleportowałem się z Lennox Manor w poszukiwaniu opiekunów i trafiłem na Grangerów. Oddałem im ciebie, a oni obiecali zająć się tobą jak własnym dzieckiem. I to jest cała historia- zakończył swój monolog Snape i bacznie mnie obserwował.
- Ale co się stało z moimi rodzicami? – zapytałam.
- Nie żyją, Voldemort godzinę po moim wyjściu przyszedł do nich i zabił ich za nieposłuszeństwo – odpowiedział. Pierwszy raz widziałam w jego oczach smutek i żal, jednak trwało to tylko chwilę.
- Dalej nic nie rozumiem, czy to znaczy, że teraz będę inaczej się zachowywać, wyglądać? – zapytałam przerażona.
- Z tego co widzę, niewiele się zmieniłaś, jedynie twoje oczy są teraz ciemnozielone, takie same jakie miała twoja matka – powiedział Snape – jeśli chodzi o charakter, nie było czasu, żebyś go sobie dokładnie wyrobiła przecież byłaś małym dzieckiem. Mogą pojawić się teraz w tobie niektóre cechy ślizgońskie i tiara na pewno by cię przydzieliła teraz do Slytherinu. Jednak nie sądzę, żeby te zmiany były drastyczne.
- Ale jak to do Slytherinu?! Ja jestem w Gryffindorze nie ma mowy, żebym zmieniła swój dom! – podniosłam się z miejsca i zaczęłam chodzić nerwowo po gabinecie.
- Uspokój się, od dzisiaj nie nazywasz się Granger, tylko Hermiona Lennox, więc oczywiste jest to, że musisz odbyć przydział jeszcze raz. Wszyscy w twojej rodzinie trafiali do domu Salazara i nie sądzę, abyś była wyjątkiem. – odpowiedział spokojnie Snape i uśmiechnął się chytrze. Pierwszy raz widziałam go z takim wyrazem twarzy i na pewno zapamiętam go na długo.
- A co z moimi mocami?! Jak nad tym zapanować?! – krzyczałam już  kompletnej bezsilności. Mój świat się zawalił. Okazało się, że jestem kompletnie inną osobą i na dodatek będę zmuszona opuścić swoich przyjaciół i przejść do znienawidzonego domu. To było zbyt wiele jak na dzisiejszy dzień.
- Będziemy razem z Dumbledorem uczyć cię panować nad nimi tak, aby nikomu nie stała się krzywda. Twoi rodzice przekazali ci ogromną moc, panujesz nad wszystkimi żywiołami, co nigdy nie zdarzyło się w rodzinie Lennox, widocznie czar zrobił swoje. Od teraz również jesteś w niebezpieczeństwie. Jak tylko Lord Voldemort dowie się, że żyjesz to na pewno będzie chciał zaciągnąć cię do swoich szeregów, a na to nie możemy pozwolić. – odpowiedział.
- Czyli dalej będę w Zakonie Feniksa? – zapytałam.
- Oczywiście, po tym co Voldemort zrobił twoim rodzicom poprzysięgłem zemstę. Mam nadzieję, że po opanowaniu twoich mocy pomożesz mi w tym. – powiedział i uśmiechnął się przebiegle.
- Myślę, że jest to mój obowiązek – odpowiedziałam mu z równie przebiegłym uśmiechem i opuściłam jego gabinet. Zbyt dużo wrażeń dzisiejszego dnia spowodowało, że wpadłam do swojego dormitorium i rzuciłam się na łóżko. Już po chwili odpłynęłam do krainy snu, wyobrażając sobie moich biologicznych rodziców.


* eliksir mutatio - nazwa wymyślona przeze mnie. Po jego wypiciu osoba zmienia wygląd i cechy charakteru. 



Witam was serdecznie. Chociaż sama do końca nie wiem czy jest tutaj więcej osób. Postanowiłam dodać rozdział, ponieważ zmotywował mnie do tego jeden komentarz pod ostatnim rozdziałem, szkoda, że anonimowy jednak bardzo dziękuje :) w tym rozdziale wyjaśniło się już wiele, mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam :)



5 października 2014

Rozdział II

Pogoda za oknem bardzo oddawała mój okropny nastrój i nie wiem, czy był to zwykły zbieg okoliczności, czy naprawdę miałam na to wpływ. Ulewa za oknem, pochylające się od wiatru gałęzie drzew oraz przeszywająca co jakiś czas niebo błyskawica tworzyły ponury obrazek. Tykający zegar stojący na komodzie wraz z kroplami deszczu odbijającymi się od szyby był jedynym źródłem dźwięku w salonie. Lampa stojąca w kącie pokoju dawała niewiele światła, ale dzięki niej doskonale widziałam twarze moich rodziców. Thomas siedział obok Jane, delikatnie ją obejmując i uspokajając. Spojrzałam na nich i zastanawiałam się, co takiego mają mi do przekazania, i dlaczego są bardziej zdenerwowani ode mnie? Musiałam trzeźwo myśleć i na spokojnie ocenić całą sytuację. To była moja najmocniejsza strona. Gdy inni popadali w paranoję, byłam jedyną osobą, która potrafiła wszystkich opanować i uspokoić. Harry i Ron zawsze dziękowali mi za tą umiejętność, podczas gdy oni nie mogli zapanować nad emocjami przy poszukiwaniu horkruksów. Gdy odnaleźliśmy wszystkie, to myśleliśmy, że już po wszystkim, że udało nam się pokonać Voldemorta. Jednak on przewidział taki scenariusz i zabezpieczył swoją duszę jeszcze jednym potężnym zaklęciem, którego sam Dumbledore nie znał i do tej pory na własną rękę szuka jego przeciwzaklęcia. Nie podzielił się z nami informacją, jaki to czar, ale myślę, że niedługo będzie potrzebował pomocy i zwróci się o nią do nas. Wojna zbliżała się wielkimi krokami, a skoro dobro ma zwyciężyć, musimy znaleźć sposób na pokonanie Toma Riddle’a. Jednak w tamtej chwili najważniejszą dla mnie rzeczą było to, co mają mi do powiedzenia rodzice. Usiadłam na fotelu naprzeciwko nich i czekałam, aż zaczną rozmowę. Jane spojrzała na Thomasa, a on skinął głową na znak, aby zaczynała mówić.
- Hermiono, od dłuższego czasu z ojcem chcieliśmy wyznać ci prawdę o twoim pochodzeniu… - powiedziała smutno Jane. – Siedemnaście lat temu do naszego domu zapukał człowiek, którego imienia nie znamy i trzymał na rękach małą dziewczynkę. Powiedział, że jest czarodziejem i że zostałaś uratowana przed śmiercią. Podobno twoi prawdziwi rodzice nie mieli tego szczęścia i zginęli… – dokończyła Jane i zawiesiła głos.
- Posłuchaj mnie, moja droga – powiedział ojciec. – Ten człowiek wyjaśnił nam, że jesteś niezwykłym dzieckiem i w wieku jedenastu lat przyjdzie do ciebie list z wiadomością o przyjęciu do Hogwartu. Na początku nic z tego nie rozumieliśmy, jednak wyjaśnił nam on wszystko po kolei. Nie wiemy, kim byli twoi prawdziwi rodzice, jedyną informację, jaką uzyskaliśmy o nich, było to, że należeli do zwolenników Voldemorta. Widocznie będziesz musiała na własną rękę dowiedzieć się o swoim pochodzeniu. Nie mogliśmy mieć własnych dzieci, więc od razu zgodziliśmy się na taki układ. Te wszystkie twoje niewyjaśnione wybuchy emocji a wraz z nimi magii nas przerastają, dlatego chcieliśmy ci o tym wszystkim powiedzieć, może to pomoże ci sprawdzić, kim jesteś naprawdę i dlaczego tak się dzieje. Uwierz mi, twoja matka jest kompletnie załamana, a ja wraz z nią. Chcielibyśmy, żebyś była kimś, kim nigdy nie będziesz i to nas dobija. Może nie okazujemy ci tego tak, jak powinniśmy, ale naprawdę cię kochamy i chcemy twojego szczęścia, dlatego uznaliśmy, że prawda może ułatwić wiele spraw tobie i nam – zakończył swój monolog Tom, po czym wstał, wziął matkę za rękę i poszli razem na górę, dając mi czas na przemyślenie słów, które padły przed chwilą.
  To wszystko, co usłyszałam, było dla mnie ogromnym szokiem. Jane i Thomas nie byli moimi rodzicami? Wydawało się wręcz absurdalne. Moi biologiczni rodzice to zwolennicy Voldemorta… Nie potrafiłam przyswoić tych informacji. Wyjrzałam za okno i zaczęłam intensywnie myśleć. Moje całe życie okazało się jednym wielkim kłamstwem… Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a przyśpieszony oddech zostawiał parę na oknie. Byłam pełna żalu i rozgoryczenia. Zacisnęłam pięści, próbując powstrzymać narastającą bezsilność i gniew, jednak bezskutecznie. Złota błyskawica przecięła niebo, uderzając w pobliskie drzewo. Wzdrygnęłam się, gdy zauważyłam, że zaczynają je trawić płomienie. Wiedziałam, że to mój paskudny nastrój spowodował to, co działo się za oknem. Otarłam rękawem koszuli łzy i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam szukać jakichkolwiek pozytywów tej całej sytuacji. Jedyną rzeczą, jakiej mogłam się dowiedzieć, było to, skąd brały się moje dziwne moce. Jutro pojadę do Hogwartu i zacznę szukać informacji, gdzie tylko się da. Ta cała sytuacja wykończyła mnie psychicznie, dlatego szybko udałam się do łazienki i nalałam wody do wanny. Mój ukochany zapach mango z pomarańczą rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu i już za chwilę siedziałam w cieplutkiej wodzie otoczona pianą. Zamknęłam oczy i  starałam się oczyścić umysł z negatywnych emocji. Wiele wskazywało na to, że moi  biologiczni rodzice byli czarodziejami, a to mogło wiele skomplikować. Miałam dziwne wrażenie, że ta informacja zmieni moje życie, ale aby ją potwierdzić, muszę porozmawiać z Dumbledore’em, może on coś wie na ten temat. Woda zrobiła się chłodna, więc szybko wyszłam z wanny, wytarłam się ręcznikiem i po przebraniu w piżamę wskoczyłam do ciepłego łóżka. Wpatrując się w sufit, rozmyślałam jeszcze długo o słowach moich rodziców, po czym zmęczona całym dniem oddaliłam się do krainy Morfeusza.
  Rano obudził mnie dźwięk budzika. Sny dzisiejszej nocy miałam bardzo niespokojne, dlatego marzyłam tylko o tym, aby jeszcze trochę pospać. Niestety, pociąg Londyn - Hogwart na mnie nie poczeka, więc musiałam zwlec się z cieplutkiego łóżka. Wyjrzałam przez okno i stwierdziłam, że dzisiaj pogoda się nieco poprawiła. Już nie padało, nawet miejscami przez ciemne chmury przebijało się słońce, którego przez ostatnie dni bardzo mi brakowało. Ubrałam się szybko w dżinsy i ciepły sweter, ponieważ pomimo słońca na zewnątrz było tylko trzynaście stopni. Sprawdziłam, czy wszystko spakowałam do kufra i po dopakowaniu do niego kilku niezbędnych rzeczy przeniosłam go na dół za pomocą czarów. W kuchni czekali już na mnie rodzice ze śniadaniem. Widać było po nich, że czują się lepiej po wczorajszej rozmowie, jednak wciąż wyglądali na zaniepokojonych. Usiadłam przy stole i zaczęłam nakładać sobie na talerz jajecznicę i tosty. Posiłek zjedliśmy w milczeniu, a po jego skończeniu posprzątałam po sobie i zaczęłam kierować się do drzwi.
- Poczekaj, Hermiono! – odezwała się Jane. – Chciałam się zapytać, jak się czujesz? – zapytała.
- A jak mogę się czuć? Ukrywaliście przede mną przez siedemnaście lat całą prawdę i nagle informujecie mnie o tym, że nie jestem waszym dzieckiem – odpowiedziałam smutnym głosem, chociaż chciałam, żeby zabrzmiał bardziej wojowniczo.
- Wybacz nam, kochanie, nie mogliśmy inaczej. Chcieliśmy cię chronić przed tym wszystkim, ale doszliśmy do wniosku, że nie damy rady – wyszeptała moja matka, po czym mnie przytuliła. Zdziwił mnie ten gest, był on bardzo rzadki w naszej rodzinie, dlatego chętnie go odwzajemniłam.
- Zawsze możesz na nas liczyć, Hermiono. Prawnie jesteśmy twoimi rodzicami i to się nigdy nie zmieni – dodał Thomas, który również mnie przytulił.
- Dziękuję wam, ale myślę, że chcę dowiedzieć się prawdy o moich biologicznych rodzicach – wyszeptałam i spojrzałam na nich ze smutkiem. Thomas objął mocno swoją żonę, jakby wiedząc, że teraz potrzebuje wsparcia.
- Zdajemy sobie z tego sprawę, ale proszę, nie zapominaj o nas – powiedziała moja matka, przełykając łzy.
- Nigdy o was nie zapomnę, obiecuję – uśmiechnęłam się do nich, szybko wycierając łzy napływające do moich oczu. Spojrzałam na nich po raz ostatni i wyszłam z domu. Skierowałam się  do ciemnej uliczki i stamtąd teleportowałam na dworzec King’s Cross. Jak zwykle szukałam przejścia na peron 9 i ¾, a gdy je znalazłam, rozpędziłam się w stronę ściany i już za chwilę znajdowałam się w świecie czarodziei. Uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo brakowało mi tej całej atmosfery, przyjaciół, a przede wszystkim pragnęłam nowej wiedzy, przygód i rozwiązywania zagadek, których w tym roku na pewno nie będzie brakowało. Musiałam postarać się nie myśleć o sytuacji w moim domu i przyswoić do siebie ten cały bałagan, który spadł na moją głowę. Szukałam w tłumie znajomych twarzy, a gdy ujrzałam rude włosy Ginny, szybko pobiegłam w tamtą stronę.
- Ginny! – zawołałam, a przyjaciółka natychmiast odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i ucałowałyśmy. Potem podeszłam do chłopaków i równie serdecznie się z nimi przywitałam.
- No Miona, wyładniałaś nam przez te wakacje – powiedział zawadiacko Harry, przez co otrzymał kuksańca w ramię. Prawda była taka, że naprawdę zmieniłam się przez te wakacje. Nie twierdzę, że jestem chodzącą pięknością, ale przez to całe dojrzewanie nabrałam kobiecych kształtów, których brakowało mi wcześniej oraz nauczyłam się paru zaklęć ujarzmiających moje sterczące na wszystkie strony włosy. Efekt był zadowalający i cieszę się, że ktoś to zauważył.
- Przejdziemy się na zakupy, a chłopaki będą się o ciebie zabijać, moja droga! – powiedziała Ginny, a oczy zalśniły jej się niebezpiecznie po wypowiedzeniu magicznego słowa „zakupy”. Wiedziałam, że się z tego nie wywinę, ale na pewno będę to odkładać, bo wyprawa po horkruksy to nic w porównaniu z maratonem jakim są zakupy z młodą Weasleyówną. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do pociągu, aby poszukać wolnego przedziału. Gdy go w końcu znaleźliśmy, rozsiedliśmy się wygodnie i czekaliśmy na rozpoczęcie podróży. Stwierdziłam, że dopóki nic nie wiem na temat moich prawdziwych rodziców, nie będę informować o tym przyjaciół. I tak każdy z nas miał  dużo na głowie. Dopiero, gdybym dowiedziała się, kim naprawdę jestem, to opowiedziałabym im całą historię. Pociąg ruszył,  a ja byłam tak zmęczona po nocy, że szybko usnęłam.
- Hermiona, obudź się, była tutaj McGonagall i mówiła, że za chwilę jest zebranie prefektów naczelnych – powiedział do mnie Ron. Pośpiesznie wstałam i wybiegłam z przedziału. Gdy dotarłam na miejsce, zebranie dopiero się zaczęło.
- Dzień doby, pani profesor, przepraszam za spóźnienie – powiedziałam do nauczycielki i zajęłam miejsce. Oprócz mnie prefektami byli Draco Malfoy, Luna Lovegood oraz Zachariasz Smith.
- Dobrze, moi drodzy, skoro jesteśmy w komplecie, opowiem wam o kilku najważniejszych sprawach – zaczęła McGonagall. – Zostaliście prefektami naczelnymi, co oznacza, że czeka was w tym roku sporo pracy. Będziecie musieli patrolować korytarze, odejmować i dodawać punkty poszczególnym uczniom i zajmować się przygotowaniami do balu bożonarodzeniowego. Ta funkcja wiąże się oczywiście z wieloma przywilejami. Będziecie mieć wspólne dormitorium na piątym piętrze, możecie wybierać się do Hogsmeade bez zgody nauczyciela oraz macie prawo przebywać na korytarzach zamku po ciszy nocnej – dokończyła nauczycielka i uśmiechnęła się do nas. - Czy macie jakieś pytania?
- Co to znaczy, że będziemy mieć wspólne dormitorium? – zapytał Draco, nieco znudzony tym całym zebraniem.
- To znaczy, panie Malfoy, że każdy z was będzie miał swój pokój. Salon i łazienkę macie wspólną – odpowiedziała McGonagall.
- Pff, no jeszcze czego, będę musiał się myć tam gdzie szlama – powiedział Draco i spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
- Nie martw się, Draco, miałeś tyle panienek, więc myślę, że to raczej my musimy się obawiać o korzystanie z jednej toalety razem z tobą – odpowiedziałam mu spokojnie, chociaż w środku cała się gotowałam.
- Zazdrościsz, Granger? Mnie przynajmniej nikt nie brzydzi się dotknąć, bo nie zarazi się szlamem – powiedział kpiąco Draco. W tym momencie nie wytrzymałam, złość wzięła górę i po chwili usłyszałam huk. Okazało się, że silny podmuch wiatru rozbił okno w przedziale. Nie miałam wątpliwości, że to moja zasługa. Uśmiechnęłam się wrednie do Draco, który patrzył zaskoczony na mnie.
- Wystarczy tych kłótni! Nie życzę sobie takiego zachowania prefektów, jesteście dorosłymi ludźmi i najwyższy czas, abyście zaczęli się ze sobą dogadywać – powiedziała zdenerwowana  nauczycielka i jednym machnięciem różdżki naprawiła zniszczenia. Spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym powiedziała, że możemy się rozejść i że spotkamy się po uczcie.
 Wyszłam z przedziału przed wszystkimi i zaczęłam się kierować w stronę przyjaciół.
- Co to, do cholery, miało być, Granger?! – zapytał wściekły Draco, idąc za mną.
- Nie twój interes, Malfoy – mruknęłam, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem i dalej idąc w swoim kierunku.
- Myślisz, że mnie przestraszysz swoimi głupimi czarami? To, że nauczyłaś się z paru książek zaklęć, nic nie zmienia, dalej jesteś zwykłą szlamą! – powiedział zadowolony z siebie Draco. Odwróciłam się na pięcie do chłopaka i spojrzałam na niego. Złość, jaka mnie wypełniała, aż paliła od środka. Starałam się uspokoić, jednak to nic nie dało, przechodziły mnie straszne dreszcze. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, spojrzałam na moje ręce, które się paliły i to dosłownie. Zerknęłam na Draco, który stał w tym samym miejscu, jednak jego mina zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Na jego twarzy malował się  szok i niezrozumienie. Szybko pobiegłam do łazienki i włożyłam dłonie do wody, jednak to nic nie dawało. Ogień dalej znajdował się na nich, a ja nie odczuwałam bólu. Powoli zaczęłam się uspokajać, a z każdym głębszym oddechem płomienie znikały. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, byłam cała blada i roztrzęsiona. Obmyłam twarz wodą, westchnęłam i wyszłam z łazienki. Powolnym krokiem udałam się do przedziału, w którym siedzieli moi znajomi. Na szczęście po drodze już nie spotkałam Draco.
- Czy coś się stało? – zapytał Harry, widocznie nadal nie wyglądałam najlepiej.
- Wszystko w porządku, Harry, zmęczył mnie Malfoy i jego docinki – odpowiedziałam przyjacielowi i blado się uśmiechnęłam.
- Nie przejmuj się nim. To zwykły pajac – powiedział Ron i podał mi kawałek czekoladowej żaby.  Zjadłam biedne stworzonko ze smakiem i od razu poczułam się lepiej. Jutro muszę koniecznie porozmawiać z Dumbledore’em, ponieważ sama zaczynam się siebie bać. Nie chciałabym nikomu zrobić krzywdy, dla mnie jedynym marzeniem byłoby nauczyć się panować nad tą mocą. Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się pociągu. Jesteśmy, dojechaliśmy do najwspanialszego miejsca na ziemi. Hogwart to mój drugi dom i nic tego nie zmieni. Wyszliśmy z pociągu i skierowaliśmy się do powozów ciągniętych przez testrale. Weszliśmy do Wielkiej Sali i czekaliśmy na przemówienie dyrektora. Spojrzałam na stół Ślizgonów, siedział tam Malfoy i dziwnie mi się przyglądał. Odwróciłam wzrok, ponieważ Albus zaczynał swoją przemowę.

Kim ty, do cholery, jesteś, Granger? -  pomyślał Draco i zabrał się za jedzenie pysznie wyglądającego kurczaka.


***

Miałam dzisiaj wolną niedzielę, więc postanowiłam napisać rozdział. Dalej czekam na wasze opinie, niestety pod poprzednim rozdziałem, nie było żadnego komentarza. Jest to bardzo demotywujące, szczególnie dla osoby, która dopiero zaczyna swoją przygodę z blogowaniem, dlatego bardzo proszę tych, którzy tutaj zajrzeli i poświęcili uwagę na przeczytanie, aby mogli naskrobać cokolwiek w komentarzu :) będę niezmiernie wdzięczna. Pozdrawiam :)

EDIT: Rozdział poprawiony 12.04.2015, dzięki pomocy mojej Bety :)


3 października 2014

Rozdział I

Od dłuższego czasu wszystko w moim życiu się komplikuje. Zaczęło się od zwykłych nieporozumień z moimi rodzicami. Namawiali mnie, abym po skończeniu Hogwartu porzuciła magię i zaczęła uczęszczać na studia stomatologiczne, by w przyszłości przejąć ich gabinet – dorobek całego życia. Początkowo myślałam, że to jakiś żart. Jednak później okazało się, że dla moich rodziców magiczne zdolności są zwykłym dziwactwem, ewentualnie moim niezrozumiałym przez nich hobby, które w każdej chwili mogę porzucić i zająć się czymś bardziej pożytecznym. Od czasu największej awantury minął tydzień. Za dwa dni mam jechać do Hogwartu na mój ostatni rok nauki, gdzie wreszcie spotkam się z moimi przyjaciółmi z Gryffindoru. Wstałam dzisiaj standardowo o godzinie ósmej. Rozejrzałam się po swoim pokoju i stwierdziłam, że cieszę się z powrotu do hogwardzkich dormitoriów. Pomieszczenie, w którym spędziłam jedenaście lat dzieciństwa, bardzo się od nich różniło. Było urządzone w bardzo nowoczesnym stylu, za którym nie przepadałam. Wszystko w nim lśniło bielą, jedynie pościel w ciemniejszym kolorze to rzecz wywalczona przeze mnie. Moja matka za wszelką cenę w całym domu starała się pokazać swoją nieskazitelność wręcz sterylność, przeniesioną z gabinetu stomatologicznego. Efektem tego pomysłu był brak jakiejkolwiek rodzinnej atmosfery, przytulności i uczucia komfortu. Musiałam pogodzić się z tym, że moja rodzina jest równie zimna i oschła, co wnętrze każdego pomieszczenia, a głębsze uczucia przekazują tylko i wyłącznie swoim pacjentom. Kiedyś może mi to nie przeszkadzało, byłam przyzwyczajona od dzieciństwa tylko do takiego schematu rodziny, więc nie wydawał mi się on dziwny. Gdy poznałam rodzinę Weasleyów, zrozumiałam, jak cudownie jest posiadać kochających ludzi wokół siebie, którzy nigdy cię nie opuszczą i nie pozwolą skrzywdzić. Wealeyowie byli kompletnym przeciwieństwem moich opiekunów, a ja żałowałam, że nigdy nie doświadczyłam tyle miłości i ciepła od własnej matki i ojca. Nie zrozumcie mnie źle, na swój sposób kochałam moich rodziców, jednak nie byłam typem osoby, która z pokorą będzie przyjmować plany snute na przyszłość bez mojej zgody. Mój pokój mógł być zaplanowany przez nich, jednak nie zgodziłabym się na nic więcej. Harry powiedział kiedyś, że moją rodzinę można określić stwierdzeniem „arystokratyczni mugole”. Śmiesznie to brzmiało, jednak zawierało w sobie wiele prawdy. Jedynym plusem był brak wyboru odpowiedniego kandydata na mojego męża od razu po przyjściu na świat, co charakteryzowało rodziny czystej krwi. Nie twierdzę, że nie odbyło się wiele prób umawiania mnie z synami pacjentów lub znanych lekarzy, jednak zawsze stanowczo odmawiałam. Wiązało się to oczywiście z niezadowoleniem rodziców i wypominaniem, że jak tak dalej pójdzie, to zostanę starą panną. A co z miłością? Czy to się dla nich nie liczy? Czy najważniejsze w życiu są pozycja oraz wielkość konta w banku? Przecież każdy zasługuje na miłość, to ona daje szczęście w naszym życiu i to właśnie dzięki niej mamy ochotę budzić się rano z uśmiechem na ustach. Widocznie moja dusza typowej romantyczki nie znajdzie zrozumienia u mojej rodziny oraz u rodzin czystokrwistych.
- No cóż… – westchnęłam i powoli wstałam z łóżka. Jednym machnięciem różdżki spakowałam rzeczy do swojego kufra. Po porannej toalecie i śniadaniu teleportowałam się na Pokątną. Potrzebowałam jeszcze kilku książek na ostatni rok, a przecież już jutro pierwszy września. Po wylądowaniu w ciemnej uliczce szybkim krokiem udałam się do księgarni Esy i Floresy. Magia tego miejsca sprawiła, że jak zwykle straciłam rachubę czasu. Gdy spojrzałam na zegarek, była już pora obiadu, na który umówiłam się z rodzicami w ramach oczyszczenia stosunków po ostatniej kłótni. Po zapłaceniu za podręczniki wyszłam ze sklepu i udałam się w stronę ciemnego zaułka, aby się teleportować. Po drodze byłam tak zamyślona, że wpadłam na kogoś i upadły mi wszystkie książki. Spojrzałam w górę i doznałam kompletnego szoku. Przede mną stał Severus Snape i patrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Przepraszam, profesorze – powiedziałam cicho, ponieważ wiem, jak bardzo ten człowiek za mną i za wszystkimi Gryfonami nie przepada, a ja akurat musiałam go spotkać poza Hogwartem.
- Uważaj, jak chodzisz, Granger. Gdybyśmy byli w Hogwarcie, odjąłbym ci punkty – odezwał się ze swoim wrednym uśmieszkiem. Nienawidziłam go równie mocno, co wszystkich jego podopiecznych ze Slytherinu. Sam fakt, jak traktował uczniów, którzy nie byli w domu Salazara, świadczył o jego braku kultury. Mimo to podziwiałam go za to, jakim wybitnym jest nauczycielem i jak wiele potrafi. Inteligencja zawsze wzbudzała mój szacunek, niezależnie od tego, czy ktoś był dobrym czy złym człowiekiem. Jednak to jedno jego zdanie wypowiedziane przed chwilą w moją stronę sprawiło, że coś się we mnie zagotowało. Spojrzałam na Snape’a z nienawiścią i nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Zerwał się silny wiatr, chmury zaczęły zbierać się nad naszymi głowami i z daleka było słychać grzmoty. Severus spojrzał na mnie z dziwną miną, obserwując, jak stoję naprzeciwko niego z zaciętą miną i zaciśniętymi pięściami, a moje kasztanowe włosy poruszają się wraz z wiatrem.
- Granger, co to ma znaczyć?! – spytał ze złością i ze zdziwieniem w głosie, a ja natychmiast się opanowałam. Nagle chmury zniknęły, wiatr przestał targać moimi włosami, a grzmoty umilkły. Spojrzałam na niego z przerażeniem i szybko uciekłam do pobliskiej uliczki, aby teleportować się do domu.
Wpadłam do domu jak burza. Przemierzałam schody z ogromną prędkością, aby jak najszybciej trafić do swojego pokoju. Rzuciłam na niego zaklęcia wyciszające i zaczęłam krzyczeć ze złości. To nie pierwszy raz, kiedy nie potrafiłam zapanować nad swoimi mocami. Jeśli w grę wchodziły emocje, wokół mnie zaczynały dziać się niespotykane rzeczy. Czytałam wiele książek, ale wszystkie informacje były ze sobą sprzeczne, ponieważ płynie we mnie mugolska krew. Co jakiś czas pojawiają się informacje o dzieciach arystokratów, które panowały nad konkretnym żywiołem, ale nigdy nie nad wszystkimi. Ja natomiast odkryłam, że podczas gniewu potrafiłam poruszać wodą, wiatrem, ogniem i ziemią, a na dodatek dzisiaj okazało się, że panuję nad zmianami pogody. Moja bezradność w tej chwili była nie do zniesienia, ponieważ boję się, co mogą przynieść kolejne dni i jak rozwinie się ta moc. Będę musiała porozmawiać z Dumbledore’em po powrocie do Hogwartu, bo ta niepewność mnie dobija. Westchnęłam i udałam się na dół do kuchni, aby zjeść obiad z rodzicami.
- Witaj, córeczko – powiedziała Jane, gdy mnie ujrzała. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam obok taty przy stole. Piękne zapachy obiadu przypomniały mi, jak bardzo byłam głodna. Zaczęłam nakładać sobie jedzenie na talerz, jednak coś mi tutaj nie pasowało. Rodzice nie jedli, tylko przyglądali mi się z dziwnymi wyrazami twarzy, a tata ściskał mamę za rękę.
- Czy coś się stało? – zapytałam, dalej przeżuwając pyszny kawałek pieczeni.
- Hermionko, zastanawialiśmy się z mamą, czy może jednak nie zrezygnowałabyś z tego ostatniego roku nauki i wybrała się na studia stomatologiczne? – zapytał tata ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Dlaczego chcecie sterować moim życiem?! – wysyczałam przez zęby, zaciskając palce na widelcu.
- Kochanie, to wszystko dla twojego dobra. Sama po tych studiach przyznasz nam rację – odpowiedziała spokojnie Jane.
- Nie, nie przyznam. Jestem czarownicą i musicie się z tym pogodzić. Kocham to, kim jestem i nie zmienię tego ze względu na was, przykro mi – wydusiłam z siebie te słowa, po czym oczekiwałam na reakcję rodziców.
- Hermiono, to nie była prośba. Żądamy od ciebie porzucenia tej farsy, jaką jest ten cały Hogwart. Nasza córka musi mieć wyuczony prawdziwy zawód, a nie bawić się różdżką niczym pięcioletnie dziecko – odrzekł Thomas, patrząc na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziałam, że mówi poważnie i nie zmieni swojego zdania. Byłam potwornie zła na nich. Jak mogli żądać, żebym porzuciła swoje dotychczasowe życie? Kocham Hogwart i nigdy się go nie wyrzeknę.
- Nie zmienię swojego zdania. Jestem czarownicą, pogódźcie się z tym wreszcie! – wrzasnęłam, nie mogąc powstrzymać narastającego gniewu i żalu. W tym samym momencie usłyszeliśmy dźwięk pękającego metalu, a zaraz po nim wybuch. Kran nie wytrzymał ciśnienia, z jakim woda wydostała się przez rury. Rodzice spojrzeli na mnie ze złością, a ja obserwowałam, jak kuchnia powoli pokrywała się przezroczystą cieczą.
- Dość tego, Hermiono. Musimy poważnie porozmawiać o tym, co się tutaj dzieje – wydyszała moja matka. Widziałam, że była zła, a ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Kobieta wstała i spojrzała jeszcze raz w moją stronę, po czym opuściła kuchnię.
- Tato, o co chodzi? – zapytałam, jednak ten pokręcił zrezygnowany głową i również wstał od stołu.
- Myślę, że mamy sobie dużo do powiedzenia. Posprzątaj ten bałagan i przyjdź do salonu – odrzekł mężczyzna  i opuścił pomieszczenie. Bardzo zastanawiało mnie ich zachowanie i sama nie wiedziałam, czego mogę się po tej rozmowie spodziewać. Jednym machnięciem różdżki naprawiłam szkody, jakie przyniósł mój kolejny niekontrolowany wybuch. Wzięłam głęboki oddech i udałam się do salonu. Miałam dziwne przeczucie, że ta rozmowa zmieni całe moje życie.

*** 



Rozdział pierwszy dodany. Byłabym wdzięczna za każdy komentarz, ponieważ dopiero zaczynam przygodę z pisaniem i chciałabym poznać Wasze opinie :) Każda uwaga jest budująca i cenna, bo pomoże mi poprawić swoje umiejętności tak, abym była lepsza w tym, co robię :) Chciałabym uprzedzić, że nie jestem typem osoby, która lubi przesłodzone Dramione, dlatego u mnie trzeba będzie poczekać na jakiekolwiek zbliżenie bohaterów, w końcu nie chciałabym zepsuć ich charakterów stworzonych w książce :) Rozdziały postaram się dodawać minimum raz w tygodniu, ponieważ studiuję dziennie i nie zawsze mam czas pisać codziennie :) w razie jakichkolwiek pytań piszcie w komentarzach. Pozdrawiam serdecznie :)


EDIT: Rozdział poprawiony 12.04.2015, dzięki pomocy mojej Bety :)

2 października 2014

Prolog

Nazywam się Hermiona Granger. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ostatnio wokół mnie dzieją się dziwne rzeczy. Na początku myślałam, że powodem jest dojrzewanie, jednak trwa to zbyt długo. Przestałam panować nad swoimi mocami. Czasem, gdy się zdenerwuję potrafię podpalić telewizor lub spowodować  niegroźne trzęsienie ziemi. Przejrzałam wszystkie możliwe książki w bibliotece, jednak nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak strasznych rzeczy jestem w stanie dokonać, których będę w przyszłości żałować. Odpowiedź przyszła do mnie wraz z powrotem na ostatni rok nauki w Hogwarcie, to tam spotkałam osobę, która uświadomiła mnie na temat moich mocy i tego skąd pochodzą. Od tego momentu musiałam poznać  siebie na nowo i nauczyć się żyć z tym darem, chociaż dla mnie stał się on przekleństwem. Poznałam również skrywaną przez 17 lat prawdę o mnie i o tym jak pozory mogą bardzo mylić. Nazywałam się Hermiona Jane Granger, a teraz? Teraz już nie jestem szlamą.