19 stycznia 2015

Rozdział XVIII

Przez kilka kolejnych dni starałam się wrócić do zdrowia, nie zaprzątając sobie głowy błahymi sprawami. Siedziałam w swoich komnatach i czytałam książki lub, co jakiś czas odwiedzał mnie Blaise Zabini, żeby trochę poplotkować. Obecna rola Draco w moim życiu sprowadzała się do odprowadzania mnie na posiłki i zaglądania raz na jakiś czas do mojego pokoju, aby sprawdzić czy jeszcze żyję. Resztę swojego czasu poświęcał Pansy, co spotykało się z ogromnym zdziwieniem wszystkich obecnych w Riddle Manor. Było powszechnie wiadomo, że Malfoy nie miał zamiaru się ustatkować, wolał poświęcić się wojnie i  wykonywaniu zadań dla Czarnego Pana. Jednak po wprowadzeniu się Parkinson do posiadłości Voldemorta wszystko się zmieniło i obecnie blondyn nie odstępuje swojej dziewczyny ani na krok. Jeśli mam być szczera to bardzo mnie to irytowało. Od Blaise’a dowiedziałam się, że Draco nie może rozmawiać ze mną więcej niż to konieczne, ponieważ Pansy jest zazdrosna. W tym momencie miałam ochotę pójść i wytargać tą małpę za włosy. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że mam swój honor i nie będę się prosić o rozmowę z Draconem. On ma swój rozum i jakby chciał, to by ze mną rozmawiał. Proste. Oczywiście pozostawała jeszcze kwestia Rona, którego odwiedzałam codziennie, a sytuacja między nami była dość… niezręczna. Jemu wydawało się, że teraz jestem jego dziewczyną, a mi było głupio zaprzeczyć. I tak każde nasze spotkanie wiązało się z przytulaniem, całowaniem i słodkimi słówkami, od których robiło mi się już niedobrze. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że okłamuję przyjaciela, ale co miałam mu powiedzieć? W sytuacji, gdy jego życie jest zagrożone mam mu odebrać przyjemności, których może nigdy nie doświadczyć? Po prostu nie mogłam go tego pozbawić. Wolałam się przemęczyć, a jeśli uda mi się go uratować, wtedy wszystko wyprostuję. Obiecuję.

***
Mężczyzna i kobieta siedzieli na sofie w przytulnym salonie. Ogień w kominku wesoło trzaskał, a za oknem padał niewielki śnieg, dodając świątecznej atmosfery.
- Jak myślisz, długo to jeszcze potrwa? – zapytała brązowowłosa kobieta, przytulając się do partnera.
- Nie wiem, kochanie. Zrobiliśmy tylko to, na co pozwalają nam zasady. – odpowiedział mężczyzna i pogłaskał ją po włosach.
- A co jeśli się to nie uda? Jeśli będziemy musieli tutaj zostać na zawsze? Siedemnaście lat to wystarczająco długo, aby się ukrywać. – powiedziała smutno kobieta, a jej oczy zaszły łzami.
- Uda się. Hermiona to mądra czarownica, na pewno poradzi sobie z tym zadaniem. – odpowiedział, a jego myśli powędrowały w stronę jego córki. Nigdy nie przypuszczał, że będzie miał okazję ją spotkać, a gdy to się stało był wniebowzięty. Jest ona mądra i piękna, oraz posiada niezwykłą moc, która może uratować ludzkość. Wiedział, że jego córeczka poszuka pomocy u doświadczonych czarodziei  i niedługo znów wszyscy się spotkają. Od rozmyślań oderwało go ciche pochrapywanie żony, która ze zmęczenia usnęła. Uśmiechnął się do siebie i pocałował czule kobietę w policzek. William Lennox, był zdecydowanie najszczęśliwszym mężczyzną we wszechświecie.

***
Nie wiedziałem dokładnie, co się ze mną dzieje. Naprawdę czułem się szczęśliwy. Kto by pomyślał? Draco Malfoy szczęśliwy, ponieważ posiada dziewczynę. I to kogo? Pansy Parkinson. Po nocy, którą spędziliśmy razem, nie mogłem przestać o niej myśleć. Owszem, bywała nachalna i zazdrosna, ale wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć i jest wspaniałą przyjaciółką. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni, a mi to nie przeszkadza. Czuję się wspaniale i nie zamieniłbym jej na żadną inną.
Jak zwykle po obiedzie, siedzieliśmy z Pansy w moich komnatach, odpoczywając po posiłku. Nasze leniuchowanie przerwała wizyta mojej matki. Kobieta weszła powolnym krokiem i zmierzyła Parkinson nieprzyjaznym spojrzeniem, co moja dziewczyna szybko odwzajemniła. Pomyślałem, że przecież to dopiero początki, zdążą się jeszcze polubić.
- Draconie, czy możemy porozmawiać? – zapytała Narcyza, siadając na kanapie i patrząc prosto w moje oczy.
- Oczywiście, matko. O czym chcesz porozmawiać? – usiadłem na łóżku i spojrzałem się w jej stronę, oczekując odpowiedzi.
- Na osobności. – powiedziała i spojrzała wymownie w stronę Pansy. Ta tylko prychnęła i pocałowała mnie, mówiąc, że niedługo do mnie wróci. Gdy odchodziła, widziałem jak Narcyza przygląda się jej z niesmakiem, jednak nie chciałem już tego komentować. To mój wybór z kim jestem związany.
- Czy teraz powiesz mi, o co chodzi? – zapytałem, chociaż cała ta sytuacja drażniła i nudziła mnie jednocześnie.
- Tak. Czy mogę wiedzieć, dlaczego prowadzasz się z Pansy, zamiast chronić Hermionę? – zapytała z nutą zarzutu w głosie.
- Dlatego, że Pansy to moja dziewczyna i nie muszę siedzieć dwadzieścia cztery godziny z Hermioną, skoro wiem, że ona cały dzień przesiaduje w swoich komnatach. – odpowiedziałem. Co to za głupie zarzuty? Rozumiem, że mam jej pilnować, ale Voldemort nie kazał mi umilać jej czasu.
- Dobrze wiesz jak ostatnio skończyło się twoje pilnowanie. Dziewczyna o mało nie straciła życia. – powiedziała ze złością. Nie rozumiałem jej. Przecież ja nic złego nie robię, dalej wykonuję swoje obowiązki.
- Właśnie, o mało. Lennox nic nie jest, dochodzi do siebie i nic jej nie grozi. Doglądam jej kiedy tylko mogę, przeważnie siedzi z Blaisem, albo z tym rudym szczurem, więc daruj sobie te zarzuty. – odpowiedziałem. Tak naprawdę, nie wiem po co jej ta ochrona. Niedługo będzie panowała tak nad swoją mocą, że nawet sam Voldemort będzie bał się z nią zmierzyć.
- Nie podoba mi się to, że spotykasz się z Pansy. To nie jest dziewczyna dla ciebie. – odrzekła kobieta spokojnym głosem, który doprowadzał mnie do szału.
- A mi, nie podoba się, że wtrącasz się w nie swoje sprawy. – wysyczałem, powoli tracąc panowanie nad sobą. Nie dość, że przychodzi tutaj i wypędza moją dziewczynę, to jeszcze ją obraża i robi wymówki.
- To są moje sprawy, Draco. Jakbyś nie wiedział, to my decydujemy kogo poślubisz. – odpowiedziała i spojrzała z wyższością na mnie.
- Z tego, co mi wcześniej mówiliście jakoś żadnej kandydatki nie było. – odpowiedziałem, a pięści miałem tak zaciśnięte, że do palców ledwo dochodziła krew.
- Okoliczności się wciąż zmieniają… tak naprawdę w pięćdziesięciu procentach posiadasz przyszłą małżonkę. – powiedziała Narcyza.
- Niby kogo? – zapytałem.
- Hermionę Lennox. – odpowiedziała spokojnie, a ja wybuchłem niepohamowanym śmiechem. Ja i Lennox? To chyba jakaś kpina. Czy tutaj jest gdzieś ukryta kamera?
- Dobre żarty, mamo. Myślałem, że chcesz porozmawiać na poważnie. – odpowiedziałem, wycierając łzę, która pojawiła się w kąciku mojego oka.
- To nie żarty, Draco. Podpisaliśmy z rodzicami Hermiony umowę małżeńską. Jedynym warunkiem jej spełnienia jest obecność jej rodziców oraz nasza przy waszych zaręczynach. – powiedziała.
- No to mamy problem, bo z tego, co wiem jej rodzice nie żyją, więc żadnego ślubu nie będzie. – odpowiedziałem. Kamień spadł mi z serca. Przecież Amanda i William nie żyją, więc umowa jest nieważna.
- To się jeszcze okaże, nie rób sobie zbyt wielkich planów, co do Pansy. – powiedziała Narcyza, powoli wstając z kanapy i poprawiając sukienkę.
- Nie rób sobie wielkich planów, co do ślubu z Hermioną. Jej rodzice nie żyją, pogódź się z tym i nie uszczęśliwiaj mnie na siłę. Jestem dorosły i wiem, co robię. Nie pasujemy do siebie z Lennox i nigdy bym jej nawet nie tknął. Więc daj sobie spokój i pogódź się z rzeczywistością. – odpowiedziałem. Byłem już zmęczony tą bezsensowną rozmową, która nie prowadziła do niczego.
- Pogodzenie się z rzeczywistością nie oznacza jej akceptacji*, Draco. Prawda może być zupełnie inna. – powiedziała i zanim zdążyłem otworzyć usta już jej nie było. Nie rozumiałem z tego kompletnie nic, ale w duchu modliłem się, żeby to, co mówi moja matka nie okazało się prawdą.

***
Albus Dumbledore i Severus Snape, od kilku godzin siedzieli w gabinecie dyrektora i zastanawiali się nad zagadką jaką pozostawiła Amanda Lennox. Nie było to proste, ponieważ wszystko wskazywało na użycie czarnej magii, której tajniki były skomplikowane, a dojście do rozwiązania mogło zająć wiele czasu.
- Severusie… słyszałeś kiedyś o przeciwzaklęciu do Avada Kedavra? – zapytał staruszek i spojrzał na swojego przyjaciela z błyskiem w oku.
- Słyszałem, ale jest to bardzo trudna magia. Trzeba cały czas myśleć o pragnieniu życia i mieć potężną moc, aby powstrzymać śmiercionośne zaklęcie… Do czego zmierzasz? – zapytał Mistrz Eliksirów.
- Bardzo możliwe, że nasi przyjaciele użyli tego przeciwzaklęcia… Tylko jak udało im się uciec i oszukać Voldemorta? – zadał pytanie dyrektor.
- Nie mam pojęcia, Albusie. Samo użycie Adava Arvadek** jest trudne, a co dopiero udawanie zmarłych, tak aby nikt się o tym nie dowiedział? – zadał kolejne pytanie Severus.
- Eliksir, mój drogi… Eliksir. – odpowiedział Dumbledore i uśmiechnął się do siebie. Po raz pierwszy z wiedzy z eliksirów, był lepszy od samego mistrza.
- Który konkretnie? – zapytał Snape i bardzo się zirytował, że wypadło mu to z głowy.
- Eliksir Cadaveris***. To on potrafi po pół godziny, po wypiciu sprawić, że nasze ciało będzie wyglądać jakby umarło. – odpowiedział Albus, który był bardzo dumny, że zaskoczył samego Severusa Snape’a.
- Tak masz rację… Ale to oznacza, że spotkanie z Voldemortem musieli mieć dokładnie zaplanowane. Co do najmniejszej sekundy. – odrzekł Severus i podrapał się po głowie. Sam nigdy nie podjąłby się tak ryzykownej próby, ale jego przyjaciele udowodnili, że są potężnymi czarodziejami i znakomitymi strategami. Oszukali śmierć.
- Teraz tylko, trzeba wymyślić jak ich znaleźć. – powiedział staruszek i zaczął delikatnie gładzić swoją brodę, intensywnie myśląc nad rozwiązaniem zagadki.
- To będzie o wiele trudniejsze, bardzo możliwe, że ich dusze zostały zawieszone między życiem, a śmiercią. – odpowiedział Snape.
- Dlaczego? – zapytał dyrektor.
- Jeśli, hipotetycznie musieli udawać umarłych dłużej niż piętnaście minut, wtedy zaklęcie zaczyna się utrwalać i więzi dusze czarodziei. – odrzekł Severus.
- To oznacza, że ich ciała są w rodzinnym grobowcu, ale dusze nie odeszły z tego świata? – zapytał Albus. Był on wszechwiedzącym czarodziejem, jednak niektórych rzeczy mógł  się nauczyć od swojego przyjaciela i zawsze to doceniał.
- Tak. Musimy przygotować eliksir, który ich z tego uwolni oraz poszukać zaklęć, które odratują ich duszę. Tylko tak możemy ich uratować. – powiedział czarnowłosy mężczyzna i zaraz zabrał się za przeszukiwanie ksiąg Dumbledore’a.
- Pomogę ci, Severusie. Musimy jak najszybciej uratować tych wspaniałych ludzi. – powiedział Albus i sięgnął po książkę, która mogłaby wskazać odpowiedzi na ich pytania.

***
Kolejny dzień zaczął się od niemiłej pobudki, jaką był upadek z łóżka. Śniło mi się, że uciekam przed Rudolfem i Bellatrix. Koszmary od wypadku miałam praktycznie codziennie, więc przyzwyczaiłam się do niemiłych wspomnień, które wracały po każdym zamknięciu oczu. Podniosłam się z podłogi, rozmasowując obolałe miejsca i kierując się w stronę łazienki. Po porannej toalecie i ubraniu się udałam się na śniadanie. Już dawno przestałam czekać na Draco, nie chciałam iść w towarzystwie Pansy, która ciągle mi docinała i obściskiwała się z Malfoyem. Było to po prostu niesmaczne. Specjalnie ustawiałam budzik na wcześniejszą godzinę, żeby wyszykować się przed nim i zejść szybko  do jadalni. Przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam swoje miejsce przy stole. Posiłek upływał nam w spokoju i ciszy. Zdziwiłam się, że Draco i Pansy nie pojawili się na śniadaniu, ale nie chciałam wnikać w to, co robią. Właśnie podnosiłam ostatni kawałek jajecznicy do ust, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie Parkinson.
- TY MAŁA PRZEBIEGŁA ŻMIJO! -  krzyczała na całą salę, wskazując palcem na mnie. Zdezorientowana rozejrzałam się po twarzach innych, ale byli oni tak samo zaskoczeni jak ja. Podniosłam się powoli z krzesła i spojrzałam na dziewczynę z nienawiścią w oczach.
- O co ci chodzi, Parkinson? – zapytałam, starając się zachować spokój.
- O CO MI CHODZI?! O CO MI CHODZI?! DRACO CZY TY JĄ SŁYSZYSZ! -  darła się dalej, wymachując rękoma we wszystkie strony i wskazując to na Malfoya, to na mnie.
- Może zamiast się wydzierać powiesz normalnie, jaki masz problem? – zapytałam z rezygnacją w głosie. Zachowywała się gorzej niż pięciolatka, której zabrano cukierka i robi histerię. Nienawidziłam takich osób.
- TO TY JESTEŚ PROBLEMEM! NIGDY…PRZENIGDY NIE BĘDZIESZ Z DRACO, ROZUMIESZ?! NIGDY! – krzyczała, a ja dalej kompletnie nic nie rozumiałam. Ja miałabym być z Draco? Z tego, co wiem to on spędza całe dnie właśnie z nią, więc jakim cudem ma on być ze mną?
- Czy tobie już kompletnie odbiło? Wpadasz tutaj, robisz zamieszanie o byle co i na dodatek nie potrafisz się wysłowić. Daruj sobie tą szopkę i wracaj do siebie. – powiedziałam i sama zaczęłam się kierować w stronę drzwi. I tak skończyłam swój posiłek, a wysłuchiwanie tej idiotki przyprawiało mnie o mdłości. Byłam tylko zawiedziona bierną postawą Malfoya, który nijak nie zareagował na wybuch swojej dziewczyny. Po prostu stał i gapił się raz na mnie, raz na nią jakby ktoś potraktował go Drętwotą.
- STÓJ! TY MAŁA… PRZEPBRZYDŁA… RICTUSEMPRA! – usłyszałam, a po odwróceniu się ujrzałam żółty promień mknący w moją stronę…



* Cytat, nie znam autora znalazłam w internecie. 
**  Od tyłu oznacza Avada Kedavra, przeciwzaklęcie śmiercionośnej klątwy ( wymyślone przeze mnie na potrzeby opowiadania) 
*** Eliksir, który pozwala zatrzymać funkcje życiowe. Nie można pozostawać w tym stanie dłużej niż piętnaście minut, ponieważ później dusza zostaje uwięziona między życiem a śmiercią ( eliksir wymyślony przeze mnie na potrzeby opowiadania)

***

Witaajcie, po bardzo długiej przerwie. Jest mi wstyd, bo rozdział nie należy do najdłuższych, ale dzisiaj postanowiłam zmienić koncepcję i połowę poprzedniego tekstu usunęłam i zaczęłam pisać od nowa. Egzaminy nadal przede mną, ale postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej. Ta sytuacja potrwa tylko do końca następnego tygodnia, później powinno już się rozluźnić i będę miała dla Was więcej czasu :)   Dziękuję, że jesteście i czekam na Wasze opinie pod postem!

Buziaki!


D.


12 stycznia 2015

Sowa #2

Kochani!

Musicie mi wybaczyć nieobecność, jest ona spowodowana nawałem pracy. Pracuję od rana do wieczora, plus dodatkowo przygotowuję się do sesji. Jest to dla mnie ciężki okres, wracam do domu strasznie wyczerpana, a wena w takim stanie nie przychodzi łatwo. Rozdział XVIII jest zaczęty, jednak nie mam na razie chwili, żeby go dokończyć. Jest trudno powiedzieć, czy znajdę czas na to jutro, w weekend, czy w kolejnym tygodniu. Proszę Was o cierpliwość, bardzo bym chciała jak najczęściej dodawać nowe rozdziały, ale jest to obecnie, fizycznie niemożliwe. Nie chciałabym dodać rozdziału, który ma dwie strony i jest beznadziejny. Z rozdziału XVII nie jestem zadowolona i obiecuję, że więcej nie dodam czegoś, co nie spełnia moich oczekiwań. Dlatego proszę, zostańcie ze mną :) Nie zawieszam bloga, ani nic w tym stylu! Po prostu mam chwilową przerwę w regularnym dodawaniu. Mam nadzieję, że zaczekacie! :)     



Buziaki!



D.

4 stycznia 2015

Rozdział XVII

Wracaliśmy z celi Rona, a atmosfera między nami była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Draco odkąd zabrał mnie z odwiedzin, szedł kilka kroków przede mną kompletnie nie zwracając uwagi, czy za nim nadążam, czy nie. Powoli zaczynałam dyszeć, bo moja kondycja po nieskończonym leczeniu była w opłakanym stanie. Jak widać chłopaka to w ogóle nie interesowało, a ja zastanawiałam się, co go ugryzło.
- Możesz zwolnić? – wysapałam, czułam jak powoli nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Malfoy zatrzymał się w miejscu i powoli obrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie tym samym zimnym wzrokiem, co za czasów Hogwartu i zmierzył moją sylwetkę od góry do dołu z ogromną pogardą.
- Czyżbyś miała za krótkie nóżki, Lennox? – zapytał z ironią, a ja już wiedziałam, co oznacza ten jego ton. Stary Draco Malfoy powrócił. Czar prysł, po jego wcześniejszym stosunku do mnie nie było śladu.
- Może gdybyś pamiętał, że dopiero dzisiaj wyszłam ze skrzydła szpitalnego, to wiedziałbyś, że nie mam siły biegać za tobą! – wysyczałam w jego stronę. Co za idiota, na dodatek bez mózgu.
- Nie rób z siebie ofiary, Lennox. Nikt nie będzie się nad tobą litować. – odpowiedział i zaczął znów przemierzać korytarz w tym samym tempie, co przed chwilą. Nie miałam zielonego pojęcia, co go ugryzło. Wiedziałam, że nie lubi Rona, ale żeby tak reagować na nasz pocałunek? Sama nie jestem z tego dumna, ale jemu nic do tego. Moje życie, moja sprawa. Z tą myślą zaczęłam iść w kierunku swoich komnat, nawet nie próbując dorównać krokom Malfoya. Szłam powoli, bo zdawałam sobie sprawę jak większy wysiłek działa na mój osłabiony organizm. W końcu po kilku minutach doszłam do drzwi prowadzących do mojego pokoju, przy których stał zniecierpliwiony Draco.
- Dłużej się nie dało? – zapytał. Prychnęłam tylko, nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję. Otworzyłam drzwi i już po chwili znajdowałam się w bezpiecznym pomieszczeniu. Od razu rzuciłam się na łóżko, moje nogi aż wołały o odpoczynek. Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam.

***
Przyznam szczerze, na początku było mi żal Weasleya. Swoją bohaterską postawą skazał siebie na śmierć, a bliskich na cierpienie. Jednak, gdy zobaczyłem jak ten gad perfidnie wykorzystuje sytuację i całuje Hermionę, coś się we mnie zagotowało. Widziałem błysk satysfakcji, jaki pojawił się w jego oczach, gdy wszedłem do pomieszczenia. Miałem wtedy ogromną ochotę dać mu w pysk i zanieść do Voldemorta, aby przyśpieszył jego egzekucję. Tylko widok Hermiony mnie przed tym powstrzymał. Miała na twarzy wypieki i do tej pory się zastanawiam, czy były to rumieńce wstydu, czy emocji związanych z pocałunkiem. Gdy to zobaczyłem, złość stała się jeszcze większa i miałem ochotę jak najszybciej wyjść z tej celi. Nie zwracałem uwagi na nią, na jej stan zdrowia. Po prostu musiałem iść, żeby nie zrobić głupstwa. Bardzo się ucieszyłem, gdy wreszcie mogłem zamknąć się w swoich pokoju razem z Ognistą Whisky. Leżałem na kanapie i popijałem trunek, dalej rozmyślając o wcześniejszej sytuacji. Moje myśli przerwało donośne pukanie do drzwi. Wstałem niechętnie, nie miałem ochoty nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać.
- Kopę lat, stary! – zawołał Blaise Zabini, gdy otworzyłem drzwi. Byłem w ogromnym szoku, jak mój najlepszy przyjaciel znalazł się w Riddle Manor?
- A co ty tutaj robisz? – zapytałem, dalej stojąc w przejściu i głupio wpatrując się  w chłopaka.
- Może mnie najpierw wpuścisz, a potem pogadamy? – zapytał, a ja od razu zaprosiłem go do środka. Blaise rozsiadł się na kanapie i nalał sobie whisky.
- To mogę wiedzieć, jakim cudem znalazłeś się tutaj? – ponownie zadałem mu pytanie i usiadłem obok niego.
- Nasi starzy powariowali. Odkąd przestałeś uczęszczać do Hogwartu, oni też zaczęli się domagać, żebyśmy trafili do Riddle Manor i rzucili tą budę i oto jestem. – powiedział chłopak i upił łyk bursztynowego alkoholu.
- Mówisz cały czas w liczbie mnogiej, kogo masz jeszcze na myśli? – zapytałem.
- Mnie i Pansy, nasi ojcowie dogadali się z Voldemortem i będziemy tutaj mieszkać. – powiedział.
- Pansy? To w takim razie, gdzie ona jest? – byłem zdziwiony. Skoro trafiają tutaj dzieci Śmierciożerców, to niedługo całe rodziny trafią do tego domu. Wtedy na pewno, nie będzie bezpiecznie.
- Niedługo powinna być, sam dokładnie nie wiem. Była strasznie podniecona, że będzie mogła ciebie znowu zobaczyć. – powiedział Blaise i uśmiechnął się do mnie, sugestywnie unosząc brwi. Palant.
- No właśnie tego się obawiałem. – powiedziałem i wypiłem całą zawartość szklanki na raz. Przyjemne ciepło rozgrzało mój przełyk, łagodząc nerwy i uspokajając duszę. Pansy była bez wątpienia moją przyjaciółką, lubiłem ją na swój sposób. Niestety, ona oczekiwała ode mnie czegoś więcej, a ja nie mogłem jej tego dać. Nie wiązałem z nią swojej przyszłości, chociaż kiedyś było bardzo blisko i nasi ojcowie prawie podpisali dokument o naszym małżeństwie. Na szczęście moja matka wkroczyła do akcji, posiadała takie argumenty, które zabroniły wiązania naszej wspólnej przyszłości. Do tej pory nie mam pojęcia, co takiego ukrywa Narcyza, ale mam nadzieję, że kiedyś się tego dowiem. Przynajmniej dzięki niej, nie mam obowiązku poślubienia kobiety, na której mi nie zależy.
- Nie łam się stary, może kiedyś sobie odpuści. – powiedział Blaise i głośno się roześmiał widząc moją zrezygnowaną minę.
- Prędzej Weasley i ja zostaniemy przyjaciółmi. – odpowiedziałem, co spowodowało, że Zabini prawie spadał z kanapy ze śmiechu. Tak minęła nam reszta wieczoru, Blaise opowiadał mi, co się działo w Hogwarcie podczas mojej nieobecności, a ja dzieliłem się informacjami z Riddle Manor. Opróżniliśmy kilka butelek Ognistej Whisky, przez co Zabini ledwo wyszedł z mojego pokoju. Jego komnaty znajdowały się po drugiej stronie korytarza, na szczęście droga była prosta. Gdy sylwetka przyjaciela zniknęła w ciemności, zamknąłem drzwi i udałem się do łazienki wziąć szybki prysznic. Trochę kręciło mi się w głowie, alkohol zrobił swoje. Po skończonej toalecie, szybko wskoczyłem do łóżka, chcąc jak najszybciej przespać moment, w którym alkohol rządził moim ciałem. Gdy już prawie zasypiałem obudziło mnie kolejne pukanie do drzwi. Przez pierwszą chwilę wydawało mi się, że śnię jednak pukanie stawało się coraz bardziej donośne. Z ogromną niechęcią podniosłem się z ciepłego łóżka i podszedłem do drzwi, aby je otworzyć.
- Draco! – nie zdążyłem zobaczyć kim jest ta osoba, bo od razu rzuciła mi się na szyję. Poczułem mdły zapach perfum, których używała tylko jedna kobieta. Pansy.
- Pansy, co ty tutaj robisz o tej porze? – zapytałem, delikatnie odsuwając dziewczynę od siebie. Jak zwykle była ubrana w krótką, lateksową, czerwoną spódniczkę i obcisłą czarną bluzkę. Nie wiem po co, w ogóle się ubierała, skoro ten strój nic nie zasłaniał.
- Jak to co? Stęskniłam się za tobą, głuptasie. Nie widzieliśmy się tak długo, więc od razu jak przyjechałam, musiałam się z tobą zobaczyć! – powiedziała i wpakowała się do mojego pokoju. Westchnąłem w geście zrezygnowania, doskonale wiedziałem, że teraz się jej tak łatwo nie pozbędę.
- Pansy, jest pierwsza w nocy, czy możemy porozmawiać jutro? – zapytałem. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i zaczęła mi się intensywnie przyglądać. Na moje nieszczęście byłem w samych bokserkach do spania, a Parkinson nie mogła oderwać ode mnie wzroku. W sumie jej się nie dziwię.
- Ja nie przyszłam tutaj rozmawiać, Draco. – powiedziała i zaczęła iść powoli w moją stronę, kołysząc biodrami i oblizując usta. Przyglądałem jej się chwilę, ale zdawało mi się, że widzę dwie kobiety, a nie jedną. Szybko przetarłem oczy i druga Pansy zniknęła. Podeszła do mnie i wpiła się w moje usta, wbijając przy okazji swoje długie paznokcie w moje plecy. Nie miałem siły jej odepchnąć, a sam pocałunek był nawet przyjemny. Nim się obejrzałem leżeliśmy już na łóżku, a dziewczyna zaczęła się rozbierać. Gdy stanęła przede mną naga, wszystkie wątpliwości odeszły. Jestem tylko mężczyzną.

***
Narcyza Malfoy od kilku dni nie mogła spać. Zadręczały ją myśli o swojej przyjaciółce Amandzie, która pozostawiła kolejną zagadkę będąc w zaświatach. Kobieta wiedziała, że nie można jej lekceważyć, bo na pewno prowadzi ona do bardzo ważnej sprawy. Tylko jakiej? Musiała natychmiast porozmawiać ze Snapem. Udała się do lochów Riddle Manor, w których znajdowały się komnaty Mistrza Eliskirów. Nigdy nie rozumiała, dlaczego ten mężczyzna upodobał sobie takie miejsce jakim są lochy. Przeraźliwe zimno, wilgoć i smród towarzyszyły jej po drodze, powodując zawroty głowy i lęk przed nieznanym. Szybkim krokiem podeszła do drzwi prowadzących do pokoi Severusa i energicznie w nie zapukała. Po krótkiej chwili otworzył jej mężczyzna, który nie krył zdziwienia na jej widok. Zaprosił ją do środka i wskazał miejsce na fotelu, przy jego biurku.
- Co ciebie do mnie sprowadza, Narcyzo? – zapytał.
- Severusie, mamy problem do rozwiązania. Hermiona mi opowiedziała, co się z nią działo podczas śpiączki i… - kobieta opowiedziała całą historię, łącznie ze wskazówką jaką pozostawiła Amanda.
- To naprawdę interesujące… - powiedział Snape. Mężczyzna podniósł się z krzesła i podszedł do ogromnej biblioteczki, skrywającej mnóstwo wartościowych woluminów.
- Co mamy robić? Co to oznacza? – zapytała Narcyza i spojrzała z nadzieją na profesora.
- Przeszukam kilka ksiąg. Bardzo możliwe, że kryje się za tym wszystkim czarna magia. Wiesz dobrze, że William fascynował się nią i niejednokrotnie pokazał, że potrafi ją doskonale opanować. – odpowiedział.
- Myślisz, że oni żyją? – zapytała kobieta. Mężczyzna spojrzał na nią zdezorientowanym wzrokiem. To mogło wiele zmieniać.
- Nie wiem, Narcyzo. Jeśli tak jest, to użyli bardzo silnej magii, aby udało im się przeżyć. Sam nie wiem… To jest bardzo skomplikowane. Musieliby stworzyć, coś co zabezpieczyło ich duszę przed śmiercią. – odpowiedział mężczyzna.
- Horkruks? – zapytała pani Malfoy. Snape spojrzał na kobietę, analizując jej słowa.
- Prawdopodobnie, ale nie tylko horkruks. Musi się za tym kryć coś większego… Poszukam wszelkich informacji na ten temat i jak tylko czegoś się dowiem, dam ci znać. – odrzekł Mistrz Eliskirów.
- Dobrze, Severusie. Może spróbuj skonsultować się z Dumbledorem? – mężczyzna pokiwał głową na znak zgody.
- Do zobaczenia, przyjacielu. – powiedziała kobieta i udała się w stronę drzwi, aby opuścić komnaty Severusa. Wiedziała, że teraz lepiej jest go zostawić samego, aby mógł w spokoju przeanalizować sytuację.
- Do zobaczenia… – odpowiedział Snape i pogrążył się w tylko sobie znanych myślach.

***
Obudziłam się wypoczęta, co było dla mnie nowością. Przeciągnęłam się na swoim wielkim łóżku i powoli podniosłam się z niego. Na szafce obok znajdował się eliksir, który musiałam wypić przed śniadaniem. Sięgnęłam po niego i szybko połknęłam, a jego gorzki smak zapiłam sokiem z dyni. Udałam się do łazienki i wykąpałam się, ponieważ wczoraj zasnęłam w ubraniach. Po odświeżeniu usiadłam na kanapie i czekałam na Malfoya. Za piętnaście minut miało odbyć się śniadanie, a jego jeszcze nie było. Zastanawiałam się, czy dalej jest na mnie obrażony i będzie się zachowywał jak skończony dupek. Minuty mijały, a Draco dalej się nie pojawiał. Gdy zostało pięć minut do śniadania postanowiłam sama się na nie udać. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się niepewnie, zastanawiając się czy chłopak zaraz się nie pojawi. Nic takiego się nie stało. Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz, nie oglądając się za siebie i nie zatrzymując przy obrazach. Wzbudzało to niepotrzebne wspomnienia. Energicznie otworzyłam drzwi, a kilkanaście par oczu zwróciło się w moją stronę. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam się przyglądać osobom, które widziałam pierwszy raz. Nie wiedziałam kim są i dlaczego tutaj się znajdują.
- Witaj, Hermiono. Gdzie jest Draco? – zapytał Lord Voldemort i przyglądał mi się badawczo. Musiałam skłamać, przecież gdybym powiedziała, że nie przyszedł Czarny Pan by się na nim zemścił, a tego nie chciałam.
- Niezdara ze mnie, wylałam na niego sok dyniowy i musiał iść się przebrać. Powiedziałam, że nie będę na niego czekać i spotkamy się na miejscu. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się przepraszająco w stronę Toma.
- Niech będzie. – odpowiedział Lord, chociaż wydaje mi się, że mi nie uwierzył. Mam nadzieję, że Draco nie spotka za to kara. Po chwili do jadalni wszedł Blaise Zabini. Bardzo zdziwiłam się na jego widok, a on tylko uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko. Usiadł koło jednego z małżeństw i zaczął nakładać sobie solidną porcję jajecznicy. Postanowiłam wziąć z niego przykład, nie jadłam wczoraj kolacji i mój żołądek domagał się jedzenia. Na rozwiązywanie zagadki jego pobytu tutaj przyjdzie czas później. Po około dziesięciu minutach drzwi ponownie się otworzyły, a przez nie wszedł Malfoy, obejmując Pansy Parkinson. Zbladłam. Moja mina prawdopodobnie przedstawiała niedowierzanie, szok, konsternację i wiele innych emocji, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Chłopak odsunął dziewczynie krzesło i usiadł koło niej. Dalej nie byłam w stanie nic przełknąć i wpatrywałam się tępo w ich stronę, jakby ktoś potraktował mnie zaklęciem Petrificus Totalus.
- Kochanie, podasz mi chleb? – zapytała Pansy, a mi z ręki wypadł widelec. Wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a ja błyskawicznie zanurzyłam się pod stół w poszukiwaniu zguby. Gdy ją znalazłam, szybko odłożyłam widelec na stół i opuściłam pomieszczenie. Nie wiedziałam, dlaczego się tak zachowuję, to było irracjonalne. Przecież ona ma prawo spotykać się z dziewczynami, a mi nic do tego. Mam Rona, o którym muszę myśleć i którego muszę uratować. Nic nie może mnie rozpraszać, a szczególnie głupi Malfoy i jego głupia Pansy. Nic mnie to nie interesuje. Z tą myślą przekroczyłam próg swojego pokoju i sięgnęłam po pierwszą, lepszą książkę. Zanurzyłam się w lekturze, powoli zapominając o wcześniejszym incydencie i skupiając się na bohaterach opowiadania.

***

Witam Was! Jeśli mam być szczera, to nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Bardzo ciężko mi się go pisało, nie miałam odpowiedniej weny, dlatego z góry Was przepraszam za błędy i brak większej akcji i długość rozdziału. Obiecuję poprawę. Dziękuję za komentarze i czekam na kolejne :) Pozdrawiam Was serdecznie! :)

D.