5 października 2014

Rozdział II

Pogoda za oknem bardzo oddawała mój okropny nastrój i nie wiem, czy był to zwykły zbieg okoliczności, czy naprawdę miałam na to wpływ. Ulewa za oknem, pochylające się od wiatru gałęzie drzew oraz przeszywająca co jakiś czas niebo błyskawica tworzyły ponury obrazek. Tykający zegar stojący na komodzie wraz z kroplami deszczu odbijającymi się od szyby był jedynym źródłem dźwięku w salonie. Lampa stojąca w kącie pokoju dawała niewiele światła, ale dzięki niej doskonale widziałam twarze moich rodziców. Thomas siedział obok Jane, delikatnie ją obejmując i uspokajając. Spojrzałam na nich i zastanawiałam się, co takiego mają mi do przekazania, i dlaczego są bardziej zdenerwowani ode mnie? Musiałam trzeźwo myśleć i na spokojnie ocenić całą sytuację. To była moja najmocniejsza strona. Gdy inni popadali w paranoję, byłam jedyną osobą, która potrafiła wszystkich opanować i uspokoić. Harry i Ron zawsze dziękowali mi za tą umiejętność, podczas gdy oni nie mogli zapanować nad emocjami przy poszukiwaniu horkruksów. Gdy odnaleźliśmy wszystkie, to myśleliśmy, że już po wszystkim, że udało nam się pokonać Voldemorta. Jednak on przewidział taki scenariusz i zabezpieczył swoją duszę jeszcze jednym potężnym zaklęciem, którego sam Dumbledore nie znał i do tej pory na własną rękę szuka jego przeciwzaklęcia. Nie podzielił się z nami informacją, jaki to czar, ale myślę, że niedługo będzie potrzebował pomocy i zwróci się o nią do nas. Wojna zbliżała się wielkimi krokami, a skoro dobro ma zwyciężyć, musimy znaleźć sposób na pokonanie Toma Riddle’a. Jednak w tamtej chwili najważniejszą dla mnie rzeczą było to, co mają mi do powiedzenia rodzice. Usiadłam na fotelu naprzeciwko nich i czekałam, aż zaczną rozmowę. Jane spojrzała na Thomasa, a on skinął głową na znak, aby zaczynała mówić.
- Hermiono, od dłuższego czasu z ojcem chcieliśmy wyznać ci prawdę o twoim pochodzeniu… - powiedziała smutno Jane. – Siedemnaście lat temu do naszego domu zapukał człowiek, którego imienia nie znamy i trzymał na rękach małą dziewczynkę. Powiedział, że jest czarodziejem i że zostałaś uratowana przed śmiercią. Podobno twoi prawdziwi rodzice nie mieli tego szczęścia i zginęli… – dokończyła Jane i zawiesiła głos.
- Posłuchaj mnie, moja droga – powiedział ojciec. – Ten człowiek wyjaśnił nam, że jesteś niezwykłym dzieckiem i w wieku jedenastu lat przyjdzie do ciebie list z wiadomością o przyjęciu do Hogwartu. Na początku nic z tego nie rozumieliśmy, jednak wyjaśnił nam on wszystko po kolei. Nie wiemy, kim byli twoi prawdziwi rodzice, jedyną informację, jaką uzyskaliśmy o nich, było to, że należeli do zwolenników Voldemorta. Widocznie będziesz musiała na własną rękę dowiedzieć się o swoim pochodzeniu. Nie mogliśmy mieć własnych dzieci, więc od razu zgodziliśmy się na taki układ. Te wszystkie twoje niewyjaśnione wybuchy emocji a wraz z nimi magii nas przerastają, dlatego chcieliśmy ci o tym wszystkim powiedzieć, może to pomoże ci sprawdzić, kim jesteś naprawdę i dlaczego tak się dzieje. Uwierz mi, twoja matka jest kompletnie załamana, a ja wraz z nią. Chcielibyśmy, żebyś była kimś, kim nigdy nie będziesz i to nas dobija. Może nie okazujemy ci tego tak, jak powinniśmy, ale naprawdę cię kochamy i chcemy twojego szczęścia, dlatego uznaliśmy, że prawda może ułatwić wiele spraw tobie i nam – zakończył swój monolog Tom, po czym wstał, wziął matkę za rękę i poszli razem na górę, dając mi czas na przemyślenie słów, które padły przed chwilą.
  To wszystko, co usłyszałam, było dla mnie ogromnym szokiem. Jane i Thomas nie byli moimi rodzicami? Wydawało się wręcz absurdalne. Moi biologiczni rodzice to zwolennicy Voldemorta… Nie potrafiłam przyswoić tych informacji. Wyjrzałam za okno i zaczęłam intensywnie myśleć. Moje całe życie okazało się jednym wielkim kłamstwem… Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a przyśpieszony oddech zostawiał parę na oknie. Byłam pełna żalu i rozgoryczenia. Zacisnęłam pięści, próbując powstrzymać narastającą bezsilność i gniew, jednak bezskutecznie. Złota błyskawica przecięła niebo, uderzając w pobliskie drzewo. Wzdrygnęłam się, gdy zauważyłam, że zaczynają je trawić płomienie. Wiedziałam, że to mój paskudny nastrój spowodował to, co działo się za oknem. Otarłam rękawem koszuli łzy i udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam szukać jakichkolwiek pozytywów tej całej sytuacji. Jedyną rzeczą, jakiej mogłam się dowiedzieć, było to, skąd brały się moje dziwne moce. Jutro pojadę do Hogwartu i zacznę szukać informacji, gdzie tylko się da. Ta cała sytuacja wykończyła mnie psychicznie, dlatego szybko udałam się do łazienki i nalałam wody do wanny. Mój ukochany zapach mango z pomarańczą rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu i już za chwilę siedziałam w cieplutkiej wodzie otoczona pianą. Zamknęłam oczy i  starałam się oczyścić umysł z negatywnych emocji. Wiele wskazywało na to, że moi  biologiczni rodzice byli czarodziejami, a to mogło wiele skomplikować. Miałam dziwne wrażenie, że ta informacja zmieni moje życie, ale aby ją potwierdzić, muszę porozmawiać z Dumbledore’em, może on coś wie na ten temat. Woda zrobiła się chłodna, więc szybko wyszłam z wanny, wytarłam się ręcznikiem i po przebraniu w piżamę wskoczyłam do ciepłego łóżka. Wpatrując się w sufit, rozmyślałam jeszcze długo o słowach moich rodziców, po czym zmęczona całym dniem oddaliłam się do krainy Morfeusza.
  Rano obudził mnie dźwięk budzika. Sny dzisiejszej nocy miałam bardzo niespokojne, dlatego marzyłam tylko o tym, aby jeszcze trochę pospać. Niestety, pociąg Londyn - Hogwart na mnie nie poczeka, więc musiałam zwlec się z cieplutkiego łóżka. Wyjrzałam przez okno i stwierdziłam, że dzisiaj pogoda się nieco poprawiła. Już nie padało, nawet miejscami przez ciemne chmury przebijało się słońce, którego przez ostatnie dni bardzo mi brakowało. Ubrałam się szybko w dżinsy i ciepły sweter, ponieważ pomimo słońca na zewnątrz było tylko trzynaście stopni. Sprawdziłam, czy wszystko spakowałam do kufra i po dopakowaniu do niego kilku niezbędnych rzeczy przeniosłam go na dół za pomocą czarów. W kuchni czekali już na mnie rodzice ze śniadaniem. Widać było po nich, że czują się lepiej po wczorajszej rozmowie, jednak wciąż wyglądali na zaniepokojonych. Usiadłam przy stole i zaczęłam nakładać sobie na talerz jajecznicę i tosty. Posiłek zjedliśmy w milczeniu, a po jego skończeniu posprzątałam po sobie i zaczęłam kierować się do drzwi.
- Poczekaj, Hermiono! – odezwała się Jane. – Chciałam się zapytać, jak się czujesz? – zapytała.
- A jak mogę się czuć? Ukrywaliście przede mną przez siedemnaście lat całą prawdę i nagle informujecie mnie o tym, że nie jestem waszym dzieckiem – odpowiedziałam smutnym głosem, chociaż chciałam, żeby zabrzmiał bardziej wojowniczo.
- Wybacz nam, kochanie, nie mogliśmy inaczej. Chcieliśmy cię chronić przed tym wszystkim, ale doszliśmy do wniosku, że nie damy rady – wyszeptała moja matka, po czym mnie przytuliła. Zdziwił mnie ten gest, był on bardzo rzadki w naszej rodzinie, dlatego chętnie go odwzajemniłam.
- Zawsze możesz na nas liczyć, Hermiono. Prawnie jesteśmy twoimi rodzicami i to się nigdy nie zmieni – dodał Thomas, który również mnie przytulił.
- Dziękuję wam, ale myślę, że chcę dowiedzieć się prawdy o moich biologicznych rodzicach – wyszeptałam i spojrzałam na nich ze smutkiem. Thomas objął mocno swoją żonę, jakby wiedząc, że teraz potrzebuje wsparcia.
- Zdajemy sobie z tego sprawę, ale proszę, nie zapominaj o nas – powiedziała moja matka, przełykając łzy.
- Nigdy o was nie zapomnę, obiecuję – uśmiechnęłam się do nich, szybko wycierając łzy napływające do moich oczu. Spojrzałam na nich po raz ostatni i wyszłam z domu. Skierowałam się  do ciemnej uliczki i stamtąd teleportowałam na dworzec King’s Cross. Jak zwykle szukałam przejścia na peron 9 i ¾, a gdy je znalazłam, rozpędziłam się w stronę ściany i już za chwilę znajdowałam się w świecie czarodziei. Uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo brakowało mi tej całej atmosfery, przyjaciół, a przede wszystkim pragnęłam nowej wiedzy, przygód i rozwiązywania zagadek, których w tym roku na pewno nie będzie brakowało. Musiałam postarać się nie myśleć o sytuacji w moim domu i przyswoić do siebie ten cały bałagan, który spadł na moją głowę. Szukałam w tłumie znajomych twarzy, a gdy ujrzałam rude włosy Ginny, szybko pobiegłam w tamtą stronę.
- Ginny! – zawołałam, a przyjaciółka natychmiast odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i ucałowałyśmy. Potem podeszłam do chłopaków i równie serdecznie się z nimi przywitałam.
- No Miona, wyładniałaś nam przez te wakacje – powiedział zawadiacko Harry, przez co otrzymał kuksańca w ramię. Prawda była taka, że naprawdę zmieniłam się przez te wakacje. Nie twierdzę, że jestem chodzącą pięknością, ale przez to całe dojrzewanie nabrałam kobiecych kształtów, których brakowało mi wcześniej oraz nauczyłam się paru zaklęć ujarzmiających moje sterczące na wszystkie strony włosy. Efekt był zadowalający i cieszę się, że ktoś to zauważył.
- Przejdziemy się na zakupy, a chłopaki będą się o ciebie zabijać, moja droga! – powiedziała Ginny, a oczy zalśniły jej się niebezpiecznie po wypowiedzeniu magicznego słowa „zakupy”. Wiedziałam, że się z tego nie wywinę, ale na pewno będę to odkładać, bo wyprawa po horkruksy to nic w porównaniu z maratonem jakim są zakupy z młodą Weasleyówną. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do pociągu, aby poszukać wolnego przedziału. Gdy go w końcu znaleźliśmy, rozsiedliśmy się wygodnie i czekaliśmy na rozpoczęcie podróży. Stwierdziłam, że dopóki nic nie wiem na temat moich prawdziwych rodziców, nie będę informować o tym przyjaciół. I tak każdy z nas miał  dużo na głowie. Dopiero, gdybym dowiedziała się, kim naprawdę jestem, to opowiedziałabym im całą historię. Pociąg ruszył,  a ja byłam tak zmęczona po nocy, że szybko usnęłam.
- Hermiona, obudź się, była tutaj McGonagall i mówiła, że za chwilę jest zebranie prefektów naczelnych – powiedział do mnie Ron. Pośpiesznie wstałam i wybiegłam z przedziału. Gdy dotarłam na miejsce, zebranie dopiero się zaczęło.
- Dzień doby, pani profesor, przepraszam za spóźnienie – powiedziałam do nauczycielki i zajęłam miejsce. Oprócz mnie prefektami byli Draco Malfoy, Luna Lovegood oraz Zachariasz Smith.
- Dobrze, moi drodzy, skoro jesteśmy w komplecie, opowiem wam o kilku najważniejszych sprawach – zaczęła McGonagall. – Zostaliście prefektami naczelnymi, co oznacza, że czeka was w tym roku sporo pracy. Będziecie musieli patrolować korytarze, odejmować i dodawać punkty poszczególnym uczniom i zajmować się przygotowaniami do balu bożonarodzeniowego. Ta funkcja wiąże się oczywiście z wieloma przywilejami. Będziecie mieć wspólne dormitorium na piątym piętrze, możecie wybierać się do Hogsmeade bez zgody nauczyciela oraz macie prawo przebywać na korytarzach zamku po ciszy nocnej – dokończyła nauczycielka i uśmiechnęła się do nas. - Czy macie jakieś pytania?
- Co to znaczy, że będziemy mieć wspólne dormitorium? – zapytał Draco, nieco znudzony tym całym zebraniem.
- To znaczy, panie Malfoy, że każdy z was będzie miał swój pokój. Salon i łazienkę macie wspólną – odpowiedziała McGonagall.
- Pff, no jeszcze czego, będę musiał się myć tam gdzie szlama – powiedział Draco i spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
- Nie martw się, Draco, miałeś tyle panienek, więc myślę, że to raczej my musimy się obawiać o korzystanie z jednej toalety razem z tobą – odpowiedziałam mu spokojnie, chociaż w środku cała się gotowałam.
- Zazdrościsz, Granger? Mnie przynajmniej nikt nie brzydzi się dotknąć, bo nie zarazi się szlamem – powiedział kpiąco Draco. W tym momencie nie wytrzymałam, złość wzięła górę i po chwili usłyszałam huk. Okazało się, że silny podmuch wiatru rozbił okno w przedziale. Nie miałam wątpliwości, że to moja zasługa. Uśmiechnęłam się wrednie do Draco, który patrzył zaskoczony na mnie.
- Wystarczy tych kłótni! Nie życzę sobie takiego zachowania prefektów, jesteście dorosłymi ludźmi i najwyższy czas, abyście zaczęli się ze sobą dogadywać – powiedziała zdenerwowana  nauczycielka i jednym machnięciem różdżki naprawiła zniszczenia. Spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym powiedziała, że możemy się rozejść i że spotkamy się po uczcie.
 Wyszłam z przedziału przed wszystkimi i zaczęłam się kierować w stronę przyjaciół.
- Co to, do cholery, miało być, Granger?! – zapytał wściekły Draco, idąc za mną.
- Nie twój interes, Malfoy – mruknęłam, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem i dalej idąc w swoim kierunku.
- Myślisz, że mnie przestraszysz swoimi głupimi czarami? To, że nauczyłaś się z paru książek zaklęć, nic nie zmienia, dalej jesteś zwykłą szlamą! – powiedział zadowolony z siebie Draco. Odwróciłam się na pięcie do chłopaka i spojrzałam na niego. Złość, jaka mnie wypełniała, aż paliła od środka. Starałam się uspokoić, jednak to nic nie dało, przechodziły mnie straszne dreszcze. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, spojrzałam na moje ręce, które się paliły i to dosłownie. Zerknęłam na Draco, który stał w tym samym miejscu, jednak jego mina zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Na jego twarzy malował się  szok i niezrozumienie. Szybko pobiegłam do łazienki i włożyłam dłonie do wody, jednak to nic nie dawało. Ogień dalej znajdował się na nich, a ja nie odczuwałam bólu. Powoli zaczęłam się uspokajać, a z każdym głębszym oddechem płomienie znikały. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, byłam cała blada i roztrzęsiona. Obmyłam twarz wodą, westchnęłam i wyszłam z łazienki. Powolnym krokiem udałam się do przedziału, w którym siedzieli moi znajomi. Na szczęście po drodze już nie spotkałam Draco.
- Czy coś się stało? – zapytał Harry, widocznie nadal nie wyglądałam najlepiej.
- Wszystko w porządku, Harry, zmęczył mnie Malfoy i jego docinki – odpowiedziałam przyjacielowi i blado się uśmiechnęłam.
- Nie przejmuj się nim. To zwykły pajac – powiedział Ron i podał mi kawałek czekoladowej żaby.  Zjadłam biedne stworzonko ze smakiem i od razu poczułam się lepiej. Jutro muszę koniecznie porozmawiać z Dumbledore’em, ponieważ sama zaczynam się siebie bać. Nie chciałabym nikomu zrobić krzywdy, dla mnie jedynym marzeniem byłoby nauczyć się panować nad tą mocą. Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się pociągu. Jesteśmy, dojechaliśmy do najwspanialszego miejsca na ziemi. Hogwart to mój drugi dom i nic tego nie zmieni. Wyszliśmy z pociągu i skierowaliśmy się do powozów ciągniętych przez testrale. Weszliśmy do Wielkiej Sali i czekaliśmy na przemówienie dyrektora. Spojrzałam na stół Ślizgonów, siedział tam Malfoy i dziwnie mi się przyglądał. Odwróciłam wzrok, ponieważ Albus zaczynał swoją przemowę.

Kim ty, do cholery, jesteś, Granger? -  pomyślał Draco i zabrał się za jedzenie pysznie wyglądającego kurczaka.


***

Miałam dzisiaj wolną niedzielę, więc postanowiłam napisać rozdział. Dalej czekam na wasze opinie, niestety pod poprzednim rozdziałem, nie było żadnego komentarza. Jest to bardzo demotywujące, szczególnie dla osoby, która dopiero zaczyna swoją przygodę z blogowaniem, dlatego bardzo proszę tych, którzy tutaj zajrzeli i poświęcili uwagę na przeczytanie, aby mogli naskrobać cokolwiek w komentarzu :) będę niezmiernie wdzięczna. Pozdrawiam :)

EDIT: Rozdział poprawiony 12.04.2015, dzięki pomocy mojej Bety :)


18 komentarzy:

  1. Świetne :)
    Przeczytałam kilka(kilkadziesiąt) Dramione i nie znalazłam takiego wątku :)
    Bardzo pomysłowe i na pewno będę wpadać :) Z niecierpliwościa czekam na nastepny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej... nie wiem, jak długo jesteś czytelniczką dramione, ale ja na tyle długo, by stwierdzić, że wspólne dormitorium wszystkich prefektów było w 1002 opowiadaniach szkolnych dramione. Szkoda, że jest i tu, bo trochę mi psuje radość czytania. Co jeszcze rzuciło mi się w oczy - prefektami naczelnymi byli zawsze siedmioroczni, a tutaj jest nim Luna, która jest przecież młodsza... Tak tylko sobie pomyślałam, jak to czytałam, bo przecież masz prawo do tworzenia własnej rzeczywistości w tym opowiadaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się okropnie pisząc Ci to, ale wiem, że uwagi i rady czytelników mogą w jakiś sposób pomóc i spojrzeć na swoją pracę obiektywniej. Dlatego proszę nie traktuj moich komentarzy jako ataku tylko jako rady, dobrze?;)
    To co rzuca się w oczy to to, ze Twoje postaci działają jak na automacie. Brakuje im refleksji. I nie chodzi tu o stronicowy opis przemyśleń ale o adekwatna do sytuacji reakcję. Dostosowuj również wypowiedź do wieku, statusu itp osoby a tekst na pewno zyska;) No bo rodzice Hermiony nie zachowali się jak dojrzali ludzie...To samo tyczy się sytuacji w wagonie prefektów- Draco i Hermiona nie pozwoliliby sobie na takie teksty w obecności nauczyciela i to w dodatku M.M.;o a jej reakcja też nie była adekwatna...Oczywiście nie chcę Ci niczego narzucać;) To Twoje opowiadanie i zrobisz z nim co zechcesz;) Myślę jednak, że dobrze by było gdybyś znalazła betę, z którą mogłabyś przegadać na spokojnie pewne kwestie. Obiektywna opinia jest na wagę złota zwłaszcza gdy piszesz;)
    Zgodzę się też z Venetiią, że wątek wspólnego dormitorium oraz balu został wykorzystany w...no w bardzo dużej ilości tego typu historii, ale przecież zawsze jest szansa, że zostanie on wykorzystany w niekonwencjonalny sposób, prawda?;) Tego Ci życzę! Nieszablonowych pomysłów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, na pewno wezmę sobie te rady do serca :) Jednak jednej rzeczy, której nie zrobię to znalezienie bety. Nie chciałam od początku tego bloga korzystać z takiej pomocy i tego będę się trzymać. Wiem ,że moje opowiadanie nie jest doskonałe, ale chce je stworzyć sama w stu procentach :) A co do dormitorium i balu... dalej wszystko inaczej się potoczy, jeśli oczywiście będziesz chciała doczytać :)

      Usuń
    2. Beta to tylko sugestia;) Ja też pierwsze opowiadanie pisałam bez niej, a dopiero później przy Rozbitkach zobaczyłam jaki to skarb;) Bo to nie tak, że Beta coś Ci narzuca i decyduje o kształcie ostatecznym. Nie, ona tylko pozwala nabrać dystansu do własnego tekstu i spojrzeć na swoją pracę z szerszej perspektywy;) Ale to oczywiście zależy od osoby i od tego jak woli pracować;) Po prostu wiem z doświadczenia, że można się bardzo rozwinąć i wiele nauczyć i dlatego to zasugerowałam;) Kochana początki zawsze są najtrudniejsze więc niczym się nie przejmuj;) Moja pisanina również ma wiele wad i chyba dlatego tak bardzo cenię szczerość i wiem jak ważne są konstruktywne komentarze. Masz ogromny potencjał i bardzo ładny styl! Trzymam kciuki, żebyś dotrwała do końca!;)
      Oczywiście, że będę czytać;) Codziennie minimum po 3 rozdziały, bo sesja ciągle trwa niestety, że o innych obowiązkach nie wspomnę, ale zapewne i Ty masz podobny problem;) W każdym razie dzisiaj też sobie poczytam tylko skończę scenariusz coachingu.
      Czyli miałam rację, że bd nieszablonowo!;D Już nie mogę się doczekać;)

      Usuń
  4. To było.. hym.. dziwne. Hermiona przyjęła to zbyt łagodnie i zbyt szybko pogodziła się z faktem, że została adoptowana. Choć to trochę wyjaśnia ich chłodne stosunki, to powinna przyjąć to bardziej dotkliwie. Bądź co bądź, to oni ją wychowali. Jednak jak już mówiłam wcześniej nie przywykłam do takowych stosunków, więc może odniosłam tylko takie wrażenie.
    Rozdział udany, choć dziwny. Palące się dłonie i brak paniki ( przynajmniej tej widocznej ) nie leżą mi jakoś i w moim odczuciu brakło ważnej części Miony, jej wrażliwości na niektóre sprawy. Mimo to rozdział podobał mi się i idę czytać dalej. :)
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początki nie są łatwe, na pewno jest sporo błędów, na których się wciąż uczę. Mam nadzieję, że nie zniechęci to Ciebie i przeczytasz do końca moje opowiadanie :) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Rozdział super :) oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy pomysł na te opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział :)
    SectumSempra

    OdpowiedzUsuń
  8. Nadal ciut szybko ale może z akcją troszkę zwolnisz pędziwiatrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze od razu znienawidziłam przybranych rodziców Herm, najbardziej zirytowała mnie Jane. Dość szybko pogodziła się z nowymi informacjami, adopcja, rodzice zwolennicy Voldka do tego nie żyją. Opowiadanie mnie bardzo wciągnęło :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekolada to lek na całe zło tego świata :>
    Świetnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. suuuuuuuuuuuuuuuuuuuppper ale odjazd genialne

    OdpowiedzUsuń

Bardzo Was proszę o komentarze, w których wyrazicie swoją opinię o moim blogu :) Dziękuję za każdy z nich to bardzo motywuje :)