25 czerwca 2015

Rozdział XXIV

Obudził mnie potworny ból głowy. Powoli otworzyłam oczy, a biel ścian zmusiła mnie do ponownego ich zamknięcia. Po kilku próbach wreszcie mogłam spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Delikatnie podniosłam się na łokciach, próbując przypomnieć sobie, jak znalazłam się w tym miejscu. Był to niewielki, surowo urządzony pokój. Znajdowało się w nim metalowe łóżko, na którym leżałam, a obok stała szafka nocna. Całe pomieszczenie miało biały kolor, jedynie podłoga wyłożona była czarną posadzką. Nie mogłam sobie przypomnieć, co się stało, i jak długo tutaj przebywałam. Głowa bolała mnie coraz bardziej, przez co nie mogłam się na niczym skupić. Opadłam ciężko na poduszkę i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Po długim czasie usłyszałam ciche otwieranie drzwi. Natychmiast otworzyłam oczy i spojrzałam w ich stronę.
- Witaj, Hermiono, jak się czujesz? – zapytał Albus Dumbledore i powoli podszedł do mojego łóżka. Na jego widok odetchnęłam z ulgą.
- Potwornie boli mnie głowa… Nie pamiętam zupełnie nic, profesorze. – Byłam kompletnie rozkojarzona, a ubytki w pamięci bardzo mnie irytowały.  Dyrektor uśmiechnął się ciepło i wyczarował drewniane krzesło, na którym usiadł.
- Wypij eliksir przeciwbólowy, a ja opowiem ci całą historię. – Albus podał mi fiolkę ze zbawiennym płynem i zaczął tłumaczyć mi wszystko po kolei.

***
Trzask teleportacji rozniósł się echem po opuszczonych błoniach Hogwartu. Pansy rozejrzała się nerwowo, upewniając się, że przeniosła się w dobre miejsce. Uśmiech ulgi pojawił się na jej twarzy, gdy tylko ujrzała znajomy zamek. Podniosła się z trawy i spojrzała na swojego towarzysza. Stan Blaise’a nie poprawił się, możliwe, że był nawet gorszy. Chłopak miał zamknięte oczy, a jego ciało niebezpiecznie drżało. Dziewczyna wiedziała, że jeśli szybko nic nie zrobi, Zabini może w każdej chwili umrzeć.
- Leż tutaj, sprowadzę pomoc – wyszeptała do chłopaka i po chwili biegła przez błonia prosto do zamku.  Na szczęście była godzina kolacji, więc mogła prześlizgnąć się przez wrota zamku bez zbędnych świadków.
- Dobra, Pansy, pomyśl… Do Snape’a czy do Dumbledore’a? – zadała sobie pytanie na głos, stojąc przy schodach. Miała większe zaufanie do swojego opiekuna, dlatego wybór stał się prosty. Skierowała się na dół - do lochów. Po paru minutach stanęła przed drzwiami gabinetu Mistrza Eliksirów.
- Profesorze! Proszę, otwórz! – krzyczała i pukała, jednak nikt nie odpowiadał. Zrezygnowana szybkim krokiem udała się do Dyrektora Hogwartu. Stanęła przed posągiem Chimery , zastanawiając się nad hasłem.
- Ognista Whisky! – powiedziała zadowolona z siebie dziewczyna, niestety posąg nawet nie drgnął.
 Myśl, Pansy… Co może lubić Dumbledore? Ognista Whisky wydawała się oczywista, przecież każdy Ślizgon ją uwielbia… Chyba, że on był Gryfonem… Jeśli tak, to ci smarkacze nie wiedzą, co to dobra zabawa, a jedyną ich atrakcją jest jedzenie czekoladowych żab!
- Czekoladowe żaby! – Po tych słowach Chimera odsłoniła schody prowadzące do gabinetu Albusa. Pansy, jesteś genialna! -  pomyślała dziewczyna i szybkim krokiem udała się na górę.
- Dyrektorze! – Parkinson wpadła zdyszana do pomieszczenia. Albus siedział przy biurku, przeglądając ogromne tomiska.
- Panna Parkinson? Co cię tutaj sprowadza, moja droga? – Dumbledore ściągnął swoje okulary i odłożył ciężką książkę, skupiając całą swoją uwagę na przybyłej uczennicy.
- Musi mi pan pomóc! Blaise dostał jakąś paskudną klątwą i leży na błoniach, potrzebuje natychmiastowej pomocy! – odpowiedziała rozpaczliwie. Albusowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu złapał Pansy za rękę i teleportowali się przed zamek.
- Tędy! Szybko! – Dziewczyna biegła ile sił, kierując się w stronę Zakazanego Lasu. To właśnie obok niego zostawiła rannego Zabiniego. Dyrektor dorównywał jej kroku i już po chwili znaleźli się przy ciele chłopaka. Widać było, że ogromnie cierpi, a jego oddech stawał się coraz płytszy.
- Pamiętasz zaklęcie, którym został ugodzony? – zapytał Albus. Wiedział, że sytuacja jest trudna i jeśli szybko nie dowie się, co spotkało tego biednego chłopaka, to może być za późno na ratunek.
- Yyy… Jejku… To było… coś z ignis? Nie pamiętam dokładnie… - westchnęła Pansy i spojrzała na dyrektora z wielkim poczuciem winy.
Ignis Intestina?
- Tak!  To była dokładnie ta klątwa!
- W takim razie, nie mamy czasu. Musimy natychmiast przenieść się do bezpiecznego miejsca – to powiedziawszy, Albus teleportował całą trójkę wprost do siedziby Zakonu Feniksa.

***
Severus chodził nerwowo po pokoju na Grimmauld Place, zastanawiając się, jak przebiegała akcja jego podopiecznych. Żałował, że nie mógł im pomóc, ale wzbudziłoby to zbyt wiele podejrzeń. Voldemort nie mógł stracić zaufania do swojego najwierniejszego sługi, więc nie mógł mu się narażać. Wiedział, że Draco i Blaise będą przez niego poszukiwani, ale o to się nie martwił. Będą przebywać w bezpiecznym miejscu, do czasu ostatecznego starcia.
- Severusie! – donośny krzyk rozległ się po całym domu, wyrywając go z zamyśleń. Mężczyzna pośpiesznie opuścił pomieszczenie i udał się na dół – do źródła dźwięku.
- Albusie? Co tu się dzieje? – przerażony profesor spojrzał na swojego przyjaciela, który różdżką lewitował ciało Zabiniego. Za nim stała przerażona Pansy Parkinson.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia, chłopak oberwał klątwą Ignis Intestina
- Za mną! Już! – Mistrz Eliksirów nie ukrywał swojego zdenerwowania i natychmiast skierował swoje kroki do laboratorium w piwnicy Zakonu.
- Panno Parkinson, proszę tutaj zostać. Zaraz przyjdzie Molly i pokaże ci pokój, w którym będziesz mogła odpocząć. – Dziewczyna pokiwała głową na zgodę i została w przedpokoju, obserwując, jak dyrektor pośpiesznie udaje się za Snape’em.
- Masz jakiś plan, Severusie? – zapytał Albus, układając ciało Blaise’a na łóżku polowym.
- Trzeba mu natychmiast podać antidotum, jednak nie posiadam takiego. Jego przygotowanie zajmie mi co najmniej godzinę, a w tym czasie może on już umrzeć – wysyczał mężczyzna i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu, zastanawiając się nad rozsądnym rozwiązaniem.
- Jego organy są palone żywcem, może podamy mu eliksir wzmacniający, dopóki nie ugotujesz odtrutki? – zapytał dyrektor.
- Tak, trzeba będzie go podawać co piętnaście minut. Jego organizm nie osłabnie podczas walki i może złagodzi to trochę objawy klątwy – zgodził się z przyjacielem Severus i zabrał się do wrzucania składników do kociołka. W międzyczasie Dumbledore podał turkusowy eliksir Zabiniemu. Chłopak przestał się trząść, jego oddech pogłębił się.
- Jego stan się trochę ustabilizował, ale nie na długo – zakomunikował Albus, badając rannego różdżką.
- Podawaj mu eliksir. Jak tylko skończę antidotum wszystko powinno wrócić do normy. Co prawda dojście do pełnego zdrowia zajmie mu co najmniej miesiąc, ale będzie żył – odpowiedział Snape, po czym zamieszał kilka razy chochlą. Akcja ratunkowa trwała ponad godzinę, aż w końcu Mistrz Eliksirów stworzył odpowiednie lekarstwo.
- Trzeba mu to podać na raz i czekać na efekt. – Severus wlał do ust Zabiniego krwistoczerwony płyn, starając się nie uronić ani kropli. Po podaniu leku nastała cisza. Pot spływał po czole Blaise’a i pozostawiał ślady na jego ubraniu i łóżku. Nagle ciało chłopaka zesztywniało, a on zaczął łapczywie nabierać powietrza. Widać było, jak jakaś niewidzialna siła dusi go i nie pozwala złapać tchu. Albus spojrzał znacząco na przyjaciela, jednak ten siedział spokojnie i obserwował przebieg wydarzeń. Po paru minutach walki o tlen, Zabini zaczął charczeć i pluć krwią. Popadł on w straszną agonię i wydawało się, że tylko sekundy dzielą go od śmierci. Nagle wszystkie objawy ustały, a Blaise zaczął miarowo oddychać, a zaraz potem otworzył oczy.
- C- co się stało? – wychrypiał. Mężczyźni spojrzeli na siebie zadowoleni. Wiedzieli, że Zabini będzie zdrowy.
- Odpoczywaj, wszystko opowiemy ci później – odparł Albus i z ulgą opuścił laboratorium Severusa.

***
- W takim razie co z Draco? – zapytałam. Dyrektor opowiedział mi całą historię o uratowaniu Blaise’a, ale ani słowa nie wspomniał o mnie i o Malfoyu. Zaniepokoiło mnie to.
- Zostaliście zaatakowani przez Igora Karkarowa, pamiętasz?
- Nie… Pamiętam naszą podróż przez lochy, a resztę jakby ktoś wymazał mi z pamięci zaklęciem Obliviate… - westchnęłam i złapałam się za głowę. Pulsujący ból znów powrócił.
- Stoczyliście zaciętą walkę i udało się wam pokonać wrogów – odparł dyrektor, ale nie mówił tego z zadowoleniem, tylko ze smutkiem.
- Dlaczego mówi to pan takim tonem, jakbyśmy oboje zginęli? Co z Draco?! – wykrzyknęłam przerażona, domyślając się, jak to mogło skończyć się dla Malfoya.
- Leży w śpiączce… To on z waszej dwójki najbardziej ucierpiał. Tobie udało się teleportować i sprowadzić pomoc dla niego – odpowiedział Dumbledore.
- Zaraz, zaraz… jak długo tutaj jesteśmy?
- Miesiąc… Całe to wydarzenie miało miejsce cztery tygodnie temu. Baliśmy się o was. Tobie udało się obudzić dzisiaj, natomiast Draco… dalej leży nieprzytomny. – Albus pogłaskał mnie po ramieniu, widząc łzy spływające po moich policzkach.
- Co teraz będzie? Obudzi się?
- Daliśmy wam miesiąc na powrót do życia… Jeżeli Draco nie wybudzi się do jutra, to niestety, ale jego mózg poniesie śmierć i nie będzie dla niego ratunku. – Na te słowa rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi szkoda Malfoya, przecież on całe życie spędził na prześladowaniu mnie. Teraz czułam, jakby ktoś odebrał mi osobę, bez której życie będzie smutne i ponure. Nie wyobrażałam sobie tego i nie przyjmowałam tego do wiadomości.
- Mogę do niego iść? – zapytałam, pociągając rozpaczliwie nosem.
- Czujesz się na siłach? Pamiętaj, że sama ledwo uszłaś z życiem i nie powinnaś się forsować – ostrzegł mnie dyrektor, jednak ja zignorowałam te słowa. Zaczęłam podnosić się powoli z łóżka i założyłam kapcie, które leżały na podłodze.
- Muszę się z nim zobaczyć, profesorze – starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie i chyba to się udało, ponieważ Dumbledore westchnął zrezygnowany i zaoferował mi swoje ramię.
- W takim razie chodźmy – zaproponował mężczyzna. Udaliśmy się razem do pokoju na samym końcu korytarza. Gdy przekroczyliśmy jego próg, zamarłam. Kolor skóry Dracona przypominał ściany w moim pokoju, a jego usta były sine i wykrzywione w grymasie bólu. Powoli podeszłam do jego łóżka i usiadłam na krześle, które stało obok. Nie mogłam uwierzyć, że ten ironiczny i pewny siebie chłopak leży teraz zupełnie bezbronny, a jego życie ucieka  z każdą minutą. Spojrzałam na dyrektora, który powoli wycofywał się z pomieszczenia.
- Zostawię was samych, ale pamiętaj, że niedługo musisz zażyć swoje eliksiry. Severus przyjdzie po ciebie – powiedział i ulotnił się z pokoju. Znów skierowałam swój wzrok na arystokratę. Oddychał ciężko, co jakiś czas rozchylając usta, jakby walczył o każdy łyk zbawiennego powietrza. Dotknęłam jego lodowatej dłoni i przebiegły mnie dreszcze. Nie sądziłam, że jego dotyk tak na mnie wpłynie. Splotłam nasze ręce i siedziałam przy nim, wpatrując się w jego twarz. Obwiniałam siebie, że nie pamiętam tego, co się stało. Byłam pewna, że nie zrobiłam wszystkiego, żeby mu pomóc. Żałowałam, że to on leży teraz tutaj zamiast mnie, w końcu chciał mnie uratować przed śmiercią z rąk Voldemorta.
- Draco… Słyszysz mnie? Nie możesz mnie zostawić, nie teraz… - wyszeptałam, głaszcząc go po głowie. – Nie wiem, co mam robić, jak ci pomóc… Nie możesz być kolejnym mężczyzną, który mnie zostawia… Najpierw bliźniacy, później Ron… Nie pogodziłabym się z kolejną śmiercią, rozumiesz? – Cisza, ta cholerna cisza drażniąca moje obolałe uszy, nabijająca się z mojej rozpaczy, towarzysząca mi w każdej okrutnej chwili mojego życia. Chciałam usłyszeć krzyk, płacz, cokolwiek byleby nie tą potworną ciszę, zwiastującą najgorsze. Po godzinie usłyszałam otwieranie drzwi.
- Lennox, zbieraj się, musisz zażyć eliksiry – warknął Snape. Wiedziałam, że jest w okropnym nastroju. Draco był dla niego jak syn, którego nigdy nie miał, pomimo że nigdy mu tego nie pokazywał.
- Już idę, profesorze – wyszeptałam i jeszcze raz spojrzałam na Dracona.
- Czekam na korytarzu – odparł mężczyzna i trzasnął drzwiami, sygnalizując swoje wyjście.
- Jutro masz być znowu tym ironicznym dupkiem, którego… bardzo lubię – zagroziłam mu palcem z nadzieją, że spełni moją prośbę. Zawahałam się chwilę i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Znów poczułam te dreszcze, ale szybkim krokiem, ocierając łzy wyszłam z pomieszczenia. Wiedziałam, że teraz jest wszystko w rękach Merlina. 

***
Wypiłam paskudne eliksiry od Snape’a i położyłam się do łóżka. Na szczęście ktoś zostawił na mojej szafce nocnej kilka książek, więc mogłam zająć się lekturą. Wiedziałam, że dzisiaj nie zasnę, dlatego od razu zabrałam się za czytanie. Po długim czasie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziałam i ujrzałam dwoje ludzi w średnim wieku. Za nimi wszedł Albus Dumbledore.
- Wiem, że może nie jest to najlepszy moment, ale twoi rodzice nie mogli się doczekać, aby cię zobaczyć – powiedział dyrektor i wskazał ręką na kobietę i mężczyznę. Spojrzałam na nich badawczo. Rzeczywiście wyglądali tak samo jak w moim śnie. Idealne małżeństwo.
- Córeczko, tak bardzo nie mogliśmy się doczekać tej chwili – powiedziała płaczliwym głosem kobieta i podeszła do mojego łóżka.
- Ale przecież… Wy nie żyjecie… - odparłam, zupełnie nie zastanawiając się nad sensem moich słów. Miałam mętlik w głowie, przecież moi rodzice umarli.
- To długa historia, jeśli będziemy mieć więcej czasu to wszystkiego się dowiesz. Nie chcemy cię teraz przemęczać – odpowiedział ciemnowłosy mężczyzna i również zbliżył się do mojego łóżka. Patrzyłam na nich z niedowierzaniem. To są moi biologiczni rodzice… Co ja mam zrobić? Skakać ze szczęścia? Nigdy ich nie znałam, więc nie mogłam za nimi tęsknić…
- Nie chcę teraz z nikim rozmawiać – oznajmiłam chłodno i z powrotem sięgnęłam po książkę.
- Ale… Hermiono, nie widzieliśmy cię tyle lat, kochamy cię… Chcemy z tobą nadrobić ten zaległy czas – wyszeptała kobieta i przytuliła się do męża, szukając wsparcia.
- Ja o was nic nie wiedziałam. Odkąd wiem o waszym istnieniu, w moim życiu rozpętało się istne piekło, więc darujcie sobie to ckliwe przedstawienie – warknęłam i zatrzasnęłam książkę. Widziałam zdezorientowanie na twarzach rodziców i Albusa, ale nic na to nie potrafiłam poradzić. Przez moje pochodzenie byłam skazana na cierpienie. Straciłam przyjaciół, musiałam bratać się z Voldemortem tylko po to, żeby chciał mnie później zabić. Kolejna bliska mi osoba umiera kilka pokoi dalej, a ja wciąż pluję sobie w brodę, że to wszystko mnie spotkało, a szczególnie odbiło się na moich przyjaciołach.
- Kochani, Hermiona jest zmęczona. Będziecie mieli jeszcze okazję, żeby porozmawiać – powiedział Dumbledore i zaczął wychodzić z mojego pokoju.
- Będziemy czekać, aż będziesz gotowa – wyszeptał mój ojciec i razem z matką wyszli. Westchnęłam ciężko i opadłam na poduszki. Nie tak sobie wyobrażałam pierwsze spotkanie z rodzicami… Tak naprawdę w ogóle go sobie nie wyobrażałam. To nie należało do najprzyjemniejszych. Wykończona emocjami usnęłam.
- Hermiono – usłyszałam głos i powoli otworzyłam powieki. Nade mną pochylał się dyrektor Hogwartu i miał zmartwioną minę.
- Co się stało, profesorze? – Natychmiast oprzytomniałam i spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami. Wskazywał godzinę siódmą rano, co oznaczało, że przespałam całą noc.
- Draco… - zaczął, a ja poczułam ogromną gulę rosnącą w gardle.
- Co z nim? Obudził się?!
- Pan Malfoy dzisiaj w nocy… - wstrzymałam oddech i domyślałam się, że wieści, które przyniósł mi Dumbledore, nie są dobre.

***

Kochani, wiem że zawiodłam na całej linii. Moje wytłumaczenie jest jedno - licencjat i specjalizacja. Wybaczcie, ale te sprawy niestety górują nad blogiem i nie byłam w stanie zmusić się do pisania, gdy wiedziałam, że z tyłu głowy siedzi mi praca, którą muszę napisać, żeby skończyć studia. Zdaję sobie sprawę, że długość rozdziału jest taka sama jak poprzednich, po tak długiej przerwie. Za to też przepraszam, ale ja po prostu nie potrafię pisać długich rozdziałów po dwadzieścia stron. Kiedyś próbowałam i po prostu całość na pierwszy rzut oka  była wymuszona. Wolę pisać krócej, ale treściwie niż długo, ale lać wodę. Proszę zrozumcie. Dziękuję mojej Becie za cierpliwość i za to, że mnie nie opuściła, bo nie wysyłałam jej nic do sprawdzenia przez długi czas :P PRZEPRASZAM! Obiecuję poprawę, licencjat już napisany, teraz tylko czekam na obronę :) Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim postem, czekam na dalsze opinie pod tym rozdziałem :) Pozdrawiam Was serdecznie i obiecuję, że na kolejny rozdział nie będziecie czekać tak długo jak na ten. Absolutnie nigdy nie zamierzam zawieszać bloga, dokończę tą historię i napiszę jeszcze jedną, daję Wam słowo :) Po prostu każdy w swoim życiu ma czas kiedy nie ma czasu na niektóre rzeczy, mam nadzieję, że rozumiecie :)


Buziaki! 



D.