27 lutego 2015

Rozdział XXI

Bellatrix Lestrange schodziła po schodach z ogromną gracją, cały czas nie odrywając wzroku od mojej sylwetki. Stałam jak zaczarowana przy wyjściu z lochów i czekałam, aż kobieta się do mnie zbliży. Po krótkiej chwili moja ciotka stanęła naprzeciwko i uśmiechnęła się jadowicie.
- Co u ciebie słychać, Hermiono? – zapytała, łapiąc delikatnie kosmyk moich włosów i zawijając go na swoim palcu. Ledwo powstrzymywałam drżenie ciała, ta sytuacja nie podobała mi się.
- Dlaczego nagle interesujesz się moją osobą, Bello? – wyprostowałam się i odsunęłam o krok od niej, pozbawiając  jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, który paraliżował moje ciało.
- Jestem twoją matką chrzestną, dlatego ciekawi mnie wszystko, co jest związane z tobą – odpowiedziała i znów uśmiechnęła się w sposób, w jaki tylko ona potrafiła.
- U mnie wszystko w porządku  – odpowiedziałam zdawkowo i powoli kierowałam się w stronę schodów, omijając Bellatrix.
- Dokąd się wybierasz? – zapytała, łapiąc mnie mocno za ramię.
- Do siebie, nie mam zamiaru całego dnia przesiedzieć w lochach – odpowiedziałam i spojrzałam na jej rękę, kurczowo trzymającą moje ramię. Byłam pewna, że ślady jej paznokci pozostaną na mojej skórze.
- Nie przypominam sobie, żebym pozwalała ci się oddalić. Nie skończyłyśmy rozmawiać – wysyczała.
- Nie przypominam sobie, żeby Lord kazał mi słuchać twoich rozkazów – powiedziałam i wyszarpnęłam rękę z jej mocnego uścisku. Nie będę jej pokazywać, jak bardzo przerażała mnie ta kobieta. Nie mogę ujawniać swoich słabości. Ona zrobi wszystko, żeby mnie zniszczyć, ale ja nigdy się nie poddam.
- Nie pozwalaj sobie, gówniaro. Jedno moje słowo, a Voldemort będzie jadł mi z ręki  – powiedziała z triumfem i dziwnym błyskiem w oczach.
- Myślisz, że Czarny Pan pozwoli mnie skrzywdzić? Swoją największą broń, jedyną nadzieję na wygraną? Nie wydaje mi się, ale próbuj szczęścia, ciociu – spojrzałam na nią z politowaniem. Nie poznawałam samej siebie, nigdy nie zwracałam się tak do nikogo. Nie wiem, czy to wpływ tego miejsca, czy po prostu moje rodowe cechy zaczynają się bardzo powoli ujawniać. Jedno jest pewne - byłam z siebie dumna, że potrafiłam się obronić samym słowem bez używania swoich mocy.
- To jeszcze nie koniec, zapamiętaj to sobie. Jeszcze nie pomściłam śmierci swojego męża, a zabicie tych dwóch bliźniaków to dopiero początek – wycedziła, a ja spojrzałam na nią z ogromnym zdziwieniem.
- Jakich bliźniaków? – zapytałam, chociaż domyślałam się odpowiedzi.
- Synów Artura i Molly Weasley. To była świetna zabawa, już dawno nie miałam okazji torturować w tak wyrafinowany sposób. Poprawiło to mój humor, ale nie na długo – przyglądała mi się przez moment, czekając na reakcję, po czym zaczęła się szaleńczo śmiać. Właśnie do mnie dotarło, że moi przyjaciele nie żyją. Zostali zabici przez Bellatrix.
- A wiesz, co jest z tego wszystkiego najlepsze? Szukali ciebie, więc to dzięki tobie miałam taką rozrywkę  – dodała, a jej śmiech odbijał się echem w lochach. Spojrzałam na nią z nienawiścią w oczach. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale emocje wzięły górę. Wyciągnęłam w jej kierunku rękę i mocno zacisnęłam pięść, koncentrując się na małej powierzchni, na jakiej się znajduje. Nagle ziemia zaczęła się trząść, pękając wokół miejsca, w którym stała Lestrange. Kobieta chwiała się niebezpiecznie i zdezorientowana rozglądała po całym pomieszczeniu. Rozluźniłam uścisk i wszystko wróciło do normy. Bellatrix stała na niewielkim kole, które oddzieliło się od reszty podłogi znajdującej się w lochach.
- Expelliarmus! – krzyknęłam, widząc, jak kobieta zaczyna wyciągać swoją różdżkę. Po sekundzie drewniany patyk znajdował się w mojej dłoni, a ja uśmiechnęłam się przebiegle.
- Co ty wyrabiasz? Masz mnie natychmiast uwolnić! – krzyczała, ale ja nic sobie z tego nie robiłam. Spojrzałam na dziurę wokół Bellatrix, tworzącą miniaturową fosę. Jednym ruchem ręki wypełniłam zagłębienie płomieniami ognia, które podnosiły się z każdą sekundą. Kobieta spojrzała na mnie przerażona, kompletnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
- Zginiesz, Bellatrix. Jeśli nie dzisiaj, to przyjdzie twój czas, w którym zapłacisz za krzywdę moich przyjaciół. Nie zadzieraj ze mną, bo doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie masz ze mną najmniejszych szans. Dzięki Voldemortowi jestem silniejsza, to on pokazał mi jak opanować moją moc. Sam Merlin ci nie pomoże, Bellatrix – wysyczałam, patrząc na przerażoną ciotkę, gdy języki ognia dopełzły do jej stóp. Ogromna satysfakcja ogarnęła moje ciało, jednak nie ukoiło to bólu po stracie przyjaciół.
- Zostaw mnie! Pożałujesz tego, rozumiesz?! Nikt nie ma prawa atakować Bellatrix Lestrange! – darła się kobieta. Później, jej groźby zostały zastąpione przeraźliwym krzykiem, który przerodził się w zwierzęce wycie ofiary błagającej o litość. Stałam tam i czekałam, aż ogień pochłonie jej diabelską duszę.
- Hermiona, co ty wyrabiasz?! – usłyszałam głos Zabiniego i w jednej chwili odwróciłam się w jego stronę.
- Zabiła ich! Zabiła moich przyjaciół! Rozumiesz?! Ona musi zginąć! – krzyczałam niczym opętana, patrząc zawzięcie na chłopaka, który spoglądał, jak płomienie powoli pożerają ciało Bellatrix.
- Aquamenti! – krzyknął Blaise, posyłając w stronę płomieni strumień wody. Nic to nie dało, ogień nie odpuścił. Moja moc okazała się zbyt wielka, żeby pozbyć się jej zwykłym zaklęciem. Przestraszony chłopak spojrzał na mnie, a ja nie byłam w stanie się ruszyć.
- Zrób coś! Nie możesz jej zabić, Hermiono! Nigdy sobie tego nie wybaczysz, słyszysz?! – Chłopak podbiegł do mnie i zaczął potrząsać mnie za ramiona. Spojrzałam mu prosto w oczy i zrozumiałam, że popełniłam błąd. Posłałam w stronę płonącej Bellatrix ogromną falę wody, która zatrzymała i ugasiła płomienie. Nagle nastała przeraźliwa cisza, przerywana naszymi głośnymi oddechami i syczeniem podłogi, która jeszcze przed chwilą cała płonęła. Lestrange leżała nieprzytomna, odgrodzona od nas przepaścią, którą wyczarowałam.
- Idziemy stąd – wyszeptałam, przerywając milczenie i zaczęłam kierować się w stronę schodów.
- A co z nią? – zapytał Blaise i wskazał palcem na ciało mojej ciotki.
- Nic. Zawołaj jakąś pomoc, czy coś. Złego diabli nie biorą – odpowiedziałam i zaczęłam wspinać się po schodach.
- Wiesz, że przez to będziesz miała kłopoty? – zapytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami. Bez słowa udaliśmy się do moich komnat, gdzie od razu po przybyciu nalaliśmy sobie po sporej szklance Ognistej. Miałam nadzieję, że alkohol ukoi dzisiaj moje nerwy.

***

To wszystko jest skomplikowane. Ostatnio na mojej głowie jest zbyt wiele rzeczy, które z dnia na dzień stają się sytuacjami bez wyjścia. Ślub z Lennox jest jedną z tych rzeczy. Nie wiem, jak to rozwiązać, i nie wiem, co mnie podkusiło, żeby ją pocałować. Alkohol przysłonił mi rozsądne myślenie. Tylko… dlaczego do tej pory nie mogę o tym zapomnieć? Niech to szlag. Wstałem z kanapy i udałem się do lochów, w których zamknięta była Pansy. Gdy dotarłem do podziemi Riddle Manor, zauważyłem ogromne zbiegowisko Śmierciożerców. Stali wokół czegoś i zawzięcie dyskutowali. Na początku chciałem zignorować to całe zamieszanie, jednak ciekawość wzięła górę i podszedłem do grupki mężczyzn. Po środku leżało ciało Bellatrix. Miała ona w połowie spaloną sukienkę, a nogi były równie czarne, co materiał jej ubrania.
- Co tutaj się stało? – zapytałem, a wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę.
- Ktoś ją zaatakował, nie wiemy jeszcze kto. Żyje, ale musimy  zaraz przenieść ją do skrzydła szpitalnego, jej nogi nie wyglądają najlepiej – odpowiedział jeden ze Śmierciożerców, po czym wyciągnął różdżkę i zaklęciem lewitującym przeniósł ciało kobiety, które znajdowało na ogromnym kole odciętym przepaścią od reszty podłogi.  Po chwili wszyscy oddalili się do lochów, a ja udałem się do celi Pansy. Przez całą drogę zastanawiałem się, kto mógł tak potraktować Bellatrix? Dziwne było to, że jest to ktoś silniejszy od niej, w końcu ciotka nie uchodziła za bezbronną kobietę. Nie było mi jej żal, to okrutna osoba, ale chętnie pogratulowałbym człowiekowi, który ją tak urządził. Po chwili stałem już pod celą Parkinson. Siedziała pod ścianą i wpatrywała się w podłogę. W porównaniu z Ronem, jej cela była obskurna, nie posiadała łóżka ani innych wygód, które miał rudzielec. Prychnąłem.
- Pansy, jak się czujesz? – zapytałem, a dziewczyna nieobecnym wzrokiem spojrzała na mnie.
- Draco! Dracusiu! Przyszedłeś po mnie wreszcie… Ja tutaj zwariuję, zabierz mnie ze sobą – powiedziała płaczliwym oraz pełnym nadziei głosem.
- Nie mogę, Pansy. Jesteś tutaj za karę. Co ci w ogóle przyszło do głowy, żeby zaatakować Lennox? – zapytałem. Jej głupota czasami mnie przerażała.
- Wiesz dobrze dlaczego. Nie chcę, żeby ta szmata wcinała się między ciebie a mnie. Nie pozwolę jej na ślub z tobą! – sapnęła dziewczyna i walnęła pięścią o ziemię na potwierdzenie mocy swoich słów.
- Do ślubu nie dojdzie, spokojnie. Ja na pewno coś wymyślę, nie mam zamiaru spędzić reszty życia z Hermioną, tylko z tobą – powiedziałem i podszedłem do krat, aby pogłaskać Pansy po policzku. Nie mogłem nic więcej zrobić, nawet wejść do jej celi. Dziewczyna odwzajemniła mój gest i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Kocham cię, Draco – powiedziała, a ja poczułem słodki zapach i uśmiechnąłem się do niej.
- Ja ciebie też, Pansy – odpowiedziałem i pocałowałem ją w rękę, by po chwili opuścić pomieszczenie. Byłem zbyt zauroczony, by zauważyć, że coś jest nie tak. Gdyby nie ten zapach, dostrzegłbym błysk satysfakcji w oczach dziewczyny oraz jej przebiegły uśmiech.

***
Dumbledore i Severus Snape przemierzali cmentarz w poszukiwaniu grobu rodziny Lennox. Było to ciężkie wyzwanie, ponieważ od wielu lat grób nie był odwiedzany przez nikogo. Po godzinnych poszukiwaniach udało im się odnaleźć kamienną płytę porośniętą bluszczem. Po usunięciu rośliny widoczne były wygrawerowane w marmurze imiona Amandy i Williama Lennox.
- Wiesz, że czeka nas sporo pracy? – zapytał Albus swojego przyjaciela.
- Wszystko jest warte poświęcenia dla tych ludzi – odpowiedział Snape. Mężczyźni wzięli się do pracy, poświęcając trzy dni i trzy noce. Na efekt trzeba było czekać.

***
Siedziałam z Blaise’em już od kilku godzin, których nie zakłócał nawet najmniejszy dźwięk. Popijaliśmy alkohol, a ja powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Miałam dość swojego życia. Chciałam, żeby wojna skończyła się jak najszybciej. Chciałam rozpocząć nowe, spokojne życie bez ciągłych obaw o przyjaciół i rodzinę.
- Powiesz mi w końcu, co zrobiła Bellatrix? – zapytał nieśmiało chłopak i spojrzał na mnie.
- Zabiła Freda i George’a… Szli mnie szukać… Tylko tyle wiem… - powiedziałam i ponownie upiłam łyk whisky.  Zabini nic nie odpowiedział, tylko przybliżył się do mnie i mocno przytulił. Tego potrzebowałam. Wsparcie przyjaciela to coś niezastąpionego, niestety teraz mam ich coraz mniej, a wizja, że to wszystko dzieje się przeze mnie jest nie do zniesienia. Heroiczność dzieci państwa Weasley jest niewytłumaczalna. Jak ja będę mogła im spojrzeć w oczy, wiedząc, że ich synowie poświęcili swoje życie dla mnie? Sytuacja jest beznadziejna. Po chwili usłyszeliśmy energiczne pukanie do drzwi.
- Proszę – odpowiedziałam i w pokoju pojawił się Draco. Spojrzał na butelki po alkoholu, potem na nas i skrzywił się ostentacyjnie.
- Śmierdzi tu gorzej niż w Świńskim Łbie. Ogarnijcie się, zaraz ma przyjść tutaj Czarny Pan – powiedział chłopak. Wiedziałam, co to oznacza. On już wie, co zrobiłam. Zaklęciem posprzątałam bałagan w pokoju i czekałam z niecierpliwością, aż drzwi do komnat się otworzą. Po pięciu minutach usłyszałam kroki i szarpnięcie klamki. Najpierw wszedł Voldemort, a za nim kilku Śmierciożerców.
- Hermiono, czy to prawda, że zaatakowałaś Bellatrix? – zapytał Riddle i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi ślepiami.
- Tak, to prawda – odwróciłam wzrok od podłogi i spojrzałam twardo w stronę Czarnego Pana. Kątem oka zauważyłam zaskoczenie, jakie malowało się na twarzy Dracona.
- W takim razie będziesz musiała ponieść konsekwencje swojego czynu. Idziemy do Wielkiej Sali – powiedział i wskazał mi ręką drzwi. Wstałam i udałam się za Śmierciożercami. Musiałam szybko wykombinować wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.







 ***

Kochani! Dziękuję Wam bardzo za każdy komentarz pod rozdziałem i miniaturką :) Jestem mile zaskoczona, że podobał się Wam mój pomysł, na krótki list Hermiony :) Rozdział XXI przed Wami i czekam na opinie :) Poszukuję osoby, która wykonałaby szablon na zamówienie, jeśli znacie kogoś takiego to piszcie w komentarzach, bardzo mi na tym zależy :)

EDIT 02.03.2015: Rozdział betowała Samtonazwij :) Bardzo Ci dziękuję za pomoc i cieszę się, że możemy razem współpracować! :)

Buziaki!



D.

18 lutego 2015

Miniaturka „Byłeś.”


Byłeś. Jesteś. Będziesz. Te trzy słowa, które powtarzałeś mi każdego dnia, wygrawerowałam na samym środku mojego serca. Dzięki Tobie, poznałam uczucie miłości. Dzięki Tobie, dowiedziałam się, co to znaczy Być komuś potrzebnym. To właśnie Ty pokazałeś mi czym jest prawdziwe, szczęśliwe życie. Pamiętam każdy dzień spędzony razem, każdą chwilę, każdą minutę. Nie potrafię tego zapomnieć, tak samo jak słów Byłeś, Jesteś, Będziesz. Oszukałeś mnie, Draconie. Nie ma Cię. Teraz Jesteś tylko w moim sercu, które po stracie nie potrafi się pozbierać. Jest roztrzaskane na miliony kawałków, które tylko Ty Jesteś w stanie poskładać. Ale Ciebie nie ma. I już nigdy nie Będziesz. Nigdy mnie nie przytulisz, nie pocałujesz, nie powiesz jak bardzo Cię denerwuję, by potem znów mnie pocałować. Nie zobaczę jak wstajesz rano, by przygotować nam śniadanie , które później przynosisz do łóżka i z uśmiechem karmisz mnie jak małe dziecko. Byłeś. To słowo tak cholernie boli… Dlaczego nie Jesteś?! Dlaczego mnie zostawiłeś, Draco?! Miałeś Być przy mnie na dobre i na złe, miałeś wychowywać nasze dzieci, mieliśmy się razem zestarzeć! Draco… Dlaczego mi to zrobiłeś? Odwiedzając Twój grób, nie potrafię pogodzić się ze stratą. Za każdym razem słyszę jak wiatr, szepcze wraz ze mną słowa Kocham Cię… Kocham Cię… Kocham Cię… Nie odpowiadasz. Już nigdy nie odpowiesz. Łzy nie potrafią złagodzić bólu, one go jeszcze bardziej pogłębiają. Draco… Gdziekolwiek Jesteś… Wróć do mnie… Cisza… Nie odpowiadasz.  Z bezsilności wyciągam różdżkę i czekam, aż mi zabronisz… Milczysz. Patrzę na wyryte w marmurze słowa: Draco Malfoy, kochający Mąż i Bohater. Zginął tragicznie. Ostatnie zdanie sprawia, że upadam na kolana i zaczynam uderzać pięściami w ziemię. Dlaczego?! Dlaczego Ty?! Ta strata jest zbyt wielka. Sięgam po różdżkę, która leży na Twoim grobie i przykładam ją sobie do klatki piersiowej. Dwa słowa, tak zupełnie inne od słów „Kocham Cię, sprawią, że będę szczęśliwa. Nie potrafię inaczej, nie potrafię żyć bez Ciebie. Biorę głęboki oddech i w myślach przepraszam przyjaciół, rodzinę, za to co zrobię. Ostatni raz zerkam w stronę Twojego grobu i już wiem, jak mam postąpić. Avada Kedavra. Promień zielonego światła uderza prosto w moje roztrzaskane serce. Już nie odczuwam cierpienia.


Byłam. Jestem z Tobą, Draco.


Twoja na zawsze,
Hermiona.


***

Tą miniaturkę dedykuję każdemu czytelnikowi, który zostawił po sobie ślad i jest ze mną, wspiera mnie swoim słowem. Dedykuję ją również osobom, które nie komentują, nie ujawniają się. Mam nadzieję, że kiedyś odważycie się i napiszecie kilka słów od siebie. Dziękuję Wam za ten czas spędzony razem, za 10 tysięcy wyświetleń, 298 komentarzy. Dziękuję z całego serca, jesteście dla mnie motywacją do dalszego pisania :)  

Miniaturka jest bardzo melancholijna, napisana w formie osobistego listu. Nie wiem czy mi się udała, zawsze marzyłam, żeby stworzyć coś w podobnym charakterze. Jest krótka, ale jest moją pierwszą, dlatego jestem z niej dumna :) Duże litery w środku zdania to specjalny zabieg, aby podkreślić sens całego tekstu. Czekam na Wasze opinie, rozdział XXI powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. Jeszcze raz dziękuję, że jesteście ze mną! 


Buziaki!



D.



16 lutego 2015

Rozdział XX

- Musimy porozmawiać, Lennox. – powiedział Malfoy.
Westchnęłam głośno i powoli udałam się w stronę łóżka, na którym usiadłam. Wzięłam do ręki jedną z poduszek i przycisnęłam ją mocno do klatki piersiowej, czekając na rozmowę z Draconem. Mogłam z góry zakładać, że nie będzie dotyczyła ona niczego dobrego, w końcu nie odwiedzał mnie od dłuższego czasu i omijał szerokim łukiem.
- W takim razie, zamieniam się w słuch. – odpowiedziałam i spojrzałam na chłopaka, który powoli sączył Ognistą Whisky ze szklanki. Widać było, że intensywnie myśli nad tematem, który ma poruszyć i sam do końca nie wie jak się do tego zabrać. Minęło kilka chwil zanim się odezwał.
- Słyszałaś o ślubie? – zapytał, a ja zerknęłam na niego zdziwiona. Ślub? Nie sądziłam, że Draco i Pansy już są zaręczeni, ale po prędkości z jaką ten związek się rozwijał nie mogłam być niczego pewna.
- Nic nie słyszałam, Malfoy, ale gratuluję naprawdę. Ty i Pansy będziecie piękną parą. – zironizowałam i przycisnęłam mocniej do siebie poduszkę. Nie sądziłam, że wypowiedzenie tych słów sprawi mi jakąkolwiek przykrość. Myliłam się, dalej zaprzeczałam samej sobie, że ich związek kompletnie mnie nie interesuje.
- Właśnie w tym problem Lennox, że przez jakieś wymysły naszych rodziców, nie mogę wiązać  przyszłości z Parkinson. – odpowiedział Draco i pociągnął spory łyk bursztynowego napoju.
- Dalej nie rozumiem jaki to ma związek ze mną. – odpowiedziałam szczerze. To nie mój interes, że ich rodzice nie mogą się dogadać.
- Czy ty mnie słuchasz? Moi i twoi rodzice uzgodnili nasz ślub! – krzyknął chłopak i niebezpiecznie ścisnął szklankę, którą trzymał w ręku.
- Jaki ślub? Ja nic o tym nie wiem… - odpowiedziałam i zaczęłam szukać w głowie jakiejkolwiek informacji o tym, że w przyszłości miałabym być związana z Malfoyem. Niestety, nic nie przyszło mi na myśl.
- Moja matka powiedziała mi, że dużo wcześniej uzgodnili nasz  ślub, jedynym problemem w tej całej umowie jest obecność twoich rodziców przy zaręczynach. – odpowiedział chłopak i spojrzał na mnie nieprzenikliwym wzrokiem.
- Ale jak to? Przecież moi rodzice… - urwałam w połowie zdania.  Przypomniałam sobie o poszukiwaniach mojej matki i ojca. Zdałam sobie sprawę, że ten ślub ma realne szanse na dojście do skutku.
- Nie żyją. – dokończył Malfoy, po czym skierował swoje kroki do barku, by ponownie uzupełnić szklankę alkoholem.
- Tak… Nie żyją… Więc w czym problem? – zapytałam. Nie chciałam informować go o tej sytuacji. On nie zwierzał mi się, więc i ja nie miałam takiego zamiaru.
- Moja matka gadała dziwne rzeczy, tak jakby sądziła, że twoi rodzice nagle powstaną z grobu. – odpowiedział i uśmiechnął się ironicznie.
- Jakie dziwne rzeczy? – ponownie zadałam pytanie. Nie chciałam, żeby Narcyza dzieliła się z nim informacjami o mojej rodzinie.
- Po prostu była bardzo przekonana o swojej racji. – odpowiedział zdawkowo.
- Draco, czego ty ode mnie oczekujesz? – zapytałam.
- Prawdy, Lennox. Co się dzieje z twoimi rodzicami? – powiedział Malfoy.
- Nic mi o nich nie wiadomo, ale jest spore prawdopodobieństwo, że żyją. – odpowiedziałam, może jak pozna prawdę to wtedy da mi spokój. To nie moja wina, że nasi rodzice wymyślili te durne zaręczyny i ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Wiesz w takim razie, co to oznacza? Jeśli twoi rodzice żyją, to my jesteśmy skazani na siebie. – warknął chłopak i uderzył pięścią w stół.
- Na razie nic nie wiadomo, więc nie dramatyzuj. Mam większe zmartwienia niż nasz domniemany ślub. – odpowiedziałam i wstałam z łóżka kierując się do łazienki. Potrzebowałam długiej kąpieli.
- Nie myśl, że przed tym uciekniesz. Nie mam zamiaru być twoim mężem, zapamiętaj to sobie. – powiedział Draco i również podniósł się z kanapy.
- Widzisz, chociaż w jednej sprawie się zgadzamy. Moim marzeniem nie jest ślub z tobą, Malfoy. Życzę ci szczęścia z Pansy. – odpowiedziałam i czekałam, aż chłopak wyniesie się z mojego pokoju. Draco podszedł do mnie i zmierzył mnie swoim stalowym wzrokiem od góry do dołu,  a po sekundzie znalazł się tak blisko mnie, że dzieliło nas parę milimetrów. Oddychał głęboko, a mi zakręciło się w głowie. Czego on chciał? Co on robi? Pocałował mnie. Był to brutalny pocałunek, jakby chciał przelać całą swoją złość na mnie, pokazać kto tutaj rządzi. Wpiłam się w jego usta z taką samą zachłannością, co on. Nie wiem ile to trwało, ale jak dla mnie mogło się nigdy nie kończyć. Na koniec ugryzł mnie w wargę, a ja jęknęłam. Odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie jeszcze raz swoim zimnym spojrzeniem.
- Nie pasujemy do siebie. – powiedział i wyszedł z mojego pokoju. Stałam jeszcze dłuższą chwilę w tym samym miejscu, zastanawiając się, co do cholery przed chwilą się wydarzyło? I dlaczego mi się to podobało? Z tym mętlikiem w głowie udałam się do wanny, by przemyśleć wszystko na spokojnie.

***
Voldemort siedział w swoich komnatach, na wielkim skórzanym fotelu, głęboko rozmyślając nad zaistniałą sytuacją. Posiadał w swoich szeregach Hermionę Lennox, jednak nie mógł być pewny jej wierności. Postanowił wezwać do gabinetu swojego najwierniejszego sługę, Severusa Snape’a. Po chwili drzwi pomieszczenia przekroczył czarnowłosy czarodziej i usiadł naprzeciwko swojego mistrza.
- W czy mogę ci służyć, Panie? – zapytał nauczyciel i spojrzał wyczekująco w stronę Toma Riddle’a.
- Potrzebuję gwarancji. Hermiona nie może mnie opuścić. – powiedział mężczyzna.
- Jakiego typu gwarancji?- zapytał Mistrz Eliksirów.  Zaczynał się denerwować, wiedział, że jeśli Voldemort czegoś chce, to musi dostać to za wszelką cenę.
- Mroczny Znak. Hermiona musi go posiadać. – odpowiedział Tom i uśmiechnął się jadowicie.
- Panie, czy to konieczne? To młoda dziewczyna, doskonale wiesz, że jest po naszej stronie. – odrzekł Severus. Jeżeli Czarny Pan zdecyduje się naznaczyć Lennox, to wiąże się to z ciężarem jaki będzie ona ze sobą nosić, nawet po wygranej wojnie. Nie chciał do tego dopuścić, jako jej ojciec chrzestny po prostu nie mógł pozwolić na taką krzywdę, jaką jest Mroczny Znak.
- Tak, dalej nie mam pewności, czy ta dziewczyna zasługuje na moje zaufanie. Zachowuje się przyzwoicie, ale jak zachowa się podczas bitwy? Gdy ujrzy swoich przyjaciół walczących przeciwko niej? Nie mogę wiedzieć, jak wtedy postąpi. – odpowiedział Lord. Snape wiedział, że ma on rację. Hermiona na pewno nie stanie po jego stronie z Mrocznym Znakiem, czy bez niego. Musiał wymyślić coś, co odciągnie uwagę Voldemorta od ceremonii naznaczenia.
- Zaczekajmy z tym, Panie. Może po nowym roku wrócimy do tego tematu? Mamy teraz ogromny nawał pracy spowodowany balem i wiesz dobrze, jakie miałeś plany, co do tego dnia. – powiedział Severus.
- Zaczekam, a później podejmę decyzję. Wydaje mi się jednak, że zdania nie zmienię. Na razie musimy zająć się Weasleyem… - zaczął Lord i przedstawił swój plan Śmierciożercy. Z każdym słowem jakie wypowiadał, Mistrz Eliksirów utwierdzał się w przekonaniu, że ma do czynienia z chorym człowiekiem.

***
Kolejny dzień nie przyniósł mi ulgi w moich rozmyślaniach. Dalej miałam przed oczami wizerunek Dracona i jego pocałunku. Nic kompletnie z tego nie rozumiałam, a to najbardziej mnie przerażało. Bawił się mną, tylko w jakim celu? Tego na razie się nie dowiem. Po monotonnych ćwiczeniach z Voldemortem i obiedzie postanowiłam udać się do mojego przyjaciela. Nie powinnam go wtedy zostawiać. Musiałam mu wszystko wytłumaczyć i przeprosić, za moje zachowanie. Szłam znajomymi korytarzami z Blaisem i opowiadałam mu o całej sytuacji jaka miała wczoraj miejsce. Nie wspomniałam o zajściu z Malfoyem, wolałam to przemilczeć. Zabini na początku wyśmiewał Rona, ale później kazał mi z nim na spokojnie porozmawiać i wszystko wyjaśnić. To było najlepsze wyjście.
- Jestem po ciebie za godzinę. Trzymam kciuki. – powiedział chłopak i oddalił się od celi. Powolnym krokiem weszłam do pomieszczenia i ujrzałam rudowłosego  siedzącego na łóżku po turecku. Wzrok miał nieobecny, wpatrzony w jeden punkt na ścianie. Przeraził mnie ten widok, ponieważ wyglądał jakby coś go opętało.
- Cześć, Ron. – powiedziałam cicho i stanęłam naprzeciwko niego, czekając na odpowiedź. On jedynie spojrzał się na mnie i odwrócił wzrok w drugą stronę, ignorując mnie.
- Nie zachowuj się tak… Porozmawiajmy. – powiedziałam i przysiadłam się obok chłopaka.
- Wczoraj jakoś nie miałaś ochoty rozmawiać i wybiegłaś. – powiedział z wyrzutem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Był bardzo zły, a ja nie mogłam mu się dziwić.
- Przepraszam, Ron. Zachowałam się jak dziecko, ale zaskoczyłeś mnie. Ja tak naprawdę, nic do ciebie nie czuję, poza braterską miłością. Nie chciałam, żebyś cierpiał, dlatego godziłam się na te wszystkie pocałunki i udawanie twojej dziewczyny. Wiem w jakiej sytuacji się znalazłeś i może przez to chciałam ci to jakoś wynagrodzić. Poświęciłeś się dla mnie, a ja chciałam zrobić to samo dla ciebie. Wybacz mi, ale nie potrafię tego dłużej ciągnąć.  – powiedziałam. Jeśli to możliwe twarz Rona przybrała kolor jego włosów. Wściekł się.
- Naprawdę uważasz, że udawanie jest dla mnie lepsze? Za kogo ty mnie masz, Hermiono? Cały czas myślałem, że zależy ci na mnie, że chcesz ze mną być. Oszukałaś mnie, a tego nigdy ci nie wybaczę. Przez ciebie jestem wrakiem człowieka, zrobiłaś najgorszą rzecz w moim życiu, opuściłaś mnie. Tego na pewno nie zapomnę. – odpowiedział, a po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Nie sądziłam, że aż tak go zranię, nie chciałam tego.
- Ron… Ja naprawdę przepraszam… Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – powiedziałam i wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi.
- Mogę nie mieć tyle czasu, aby ci wybaczyć i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. – odpowiedział i odwrócił się do mnie plecami. Wiedziałam, że nie ma sensu dłużej ciągnąć tej rozmowy, jednak ostatnie zdanie bardzo mnie zraniło. Tak, wiedziałam, że Ron prawdopodobnie zginie, a świadomość, że nigdy mi nie wybaczy jest najgorszą z możliwych. Zalana łzami oddaliłam się od celi przyjaciela i zaczęłam się kierować w stronę swoich komnat. Przemierzałam korytarze niczym zombie, nie zwracając na nic uwagi. Wchodząc po schodach na górę, ujrzałam sylwetkę jakiejś osoby, jednak przez łzy nie mogłam dostrzec kim jest tajemniczy nieznajomy.


- Dawno się nie widziałyśmy, Hermiono. – powiedziała Bellatrix Lestrange, a moje serce prawie wyrwało się z mojej klatki piersiowej. Spotkanie jej oznaczało jedno… Kłopoty.


***

Witajcie! Rozdział krótki, bardzo Was za to przepraszam, ale musiałam przerwać w tym momencie ;) Obecnie poszukuję bety, jeśli tylko ją znajdę poinformuję Was o tym. Dziękuję za wszystkie komentarze i czekam na opinie pod rozdziałem!  


Buziaki!


D.

5 lutego 2015

Rozdział XIX

Żółty promień światła leciał w moją stronę, ale na szczęście w ostatniej sekundzie udało mi się odskoczyć na bok. Odwróciłam się w stronę dziewczyny i spojrzałam na nią z nienawiścią.
- Tylko typowy tchórz, atakuje ludzi odwróconych do niego plecami. – powiedziałam i otrzepałam się z kurzu, którym zostałam obsypana, gdy zaklęcie trafiło w ścianę.
- Takie szmaty jak ty, nie są ludźmi. – odpowiedziała dumna z siebie Parkinson, a we mnie się zagotowało.
- Naprawdę uważasz, że swoim głupim Rictusempra jesteś mnie w stanie pokonać? – roześmiałam się i szybkim ruchem ręki posłałam w jej stronę kulę wody. Pansy była tak zaskoczona, że nie była w stanie nic zrobić, gdy zaklęcie w nią uderzyło. Teraz stała cała zmoczona na środku jadalni, a jej mina była komiczna, co spowodowało jeszcze większy wybuch śmiechu z mojej strony. Kątem oka zauważyłam, jak Narcyza zasłania twarz serwetką, a Snape zaczął nagle grzebać w swoim talerzu, szukając czegoś interesującego.
- Dość tego! Pożałujesz ty paskudna wiedźmo! Crucio! – krzyknęła Pansy. Niestety przed tym zaklęciem nie udało mi się uciec i szybko wylądowałam na zimnej posadzce, zwijając się z bólu.
- WYSTARCZY! – usłyszałam podniesiony głos Voldemorta i przestałam odczuwać skutki uroku. Powoli podniosłam się z ziemi i skierowałam swój wzrok w stronę Czarnego Pana.
- Pansy, za swoje zachowanie zostajesz ukarana tygodniowym pobytem w lochach. Doskonale sobie zdajesz sprawę, że nikt nie może krzywdzić Hermiony, a ty nie jesteś tutaj żadnym wyjątkiem. Tylko z powodu szacunku i oddania ze strony twoich rodziców, nie skazuję ciebie na śmierć. To było ostatnie ostrzeżenie. – powiedział Riddle i oddalił się z miejsca zdarzenia. Po chwili do sali weszło dwóch Śmierciożerców i zabrali Parkinson do lochów. Dziewczyna krzyczała i wyrywała się mężczyznom, ale oni i tak byli o wiele silniejsi.
- Dracusiu! Dracusiu! Powiedz im coś, oni nie mogą mnie zabrać! – histeryzowała Parkinson, a Malfoy stał jak zaklęty wpatrując się tępo w dziewczynę. Nie wiem, co się stało temu chłopakowi, ale nie było to nic dobrego. Blaise podszedł do przyjaciela i złapał go za ramiona, starając się nim potrząsać, aż w końcu Draco spojrzał w jego stronę, wyrwał się z uścisku i szybkim krokiem opuścił jadalnię. Oboje byliśmy zdziwieni jego zachowaniem, ale postanowiliśmy już więcej nie reagować. Jeśli będzie chciał to sam przyjdzie po radę. Ten niemiły incydent popsuł mi cały nastrój i wiedziałam, że dzisiejszy dzień nie będzie udany.

***
Ron leżał na łóżku w swojej przytulnej celi i zastanawiał się nad całą sytuacją, jaka go spotkała. Ryzykował własne życie, aby dotrzeć do Hermiony i udało mu się to. Był zdecydowanie z siebie dumny. Kobieta jego życia odwiedza go codziennie, a ich spotkania są spełnieniem jego najskrytszych marzeń. Nigdy by nie pomyślał, że wtargnięcie do Riddle Manor przyniesie mu tyle szczęścia, jakim jest posiadanie Hermiony Lennox jako swojej dziewczyny. Nie był jednak głupi. Zdawał sobie sprawę z tego, że grozi mu niebezpieczeństwo. Zaatakował Voldemorta, a on tak po prostu mu odpuścił? Dobre sobie. Prawdopodobnie szykuje plan zemsty, ale Ron był gotowy na taką możliwość. Wszystko dokładnie sobie zaplanował i wiedział, że jeśli tylko bardzo się postara uda mu się. Wtedy będą mogli być z Hermioną na zawsze razem, a to była jedyna rzecz jakiej pragnął. Odwrócił wzrok z sufitu i spojrzał w stronę podłogi. Jego uwagę przykuło małe, złote kółeczko leżące i mieniące się od światła, które wpadało przez niewielkie okno z kratami. Podniósł się z łóżka i przyklęknął przy znalezisku analizując, co to może być. Jego ojciec uczył go wiele o mugolskich wynalazkach, a to co znalazł to prawdopodobnie mała uszczelka, która odpadła od umywalki. Dziwne było to, że nie była ona w kolorze czarnym, tak jak wszystkie pospolite uszczelki z jakimi miał do czynienia , tylko ta była koloru złotego. No tak, Czarny Pan nawet na takiej bzdurze nie oszczędza, nawet jeśli coś stoi w lochach i sam tego nie używa. Chłopak długo zastanawiał się, co z zrobić z takim odkryciem. Po paru minutach w jego głowie zrodził się plan, który jeszcze dziś miał zamiar zrealizować. Położył się z powrotem na łóżku i z uśmiechem na ustach wyczekiwał odwiedzin Hermiony. Jego Hermiony.

***
Harry i Ginny siedzieli wtuleni w siebie przy kominku, w pokoju wspólnym Gryfonów. Od dwóch godzin żadne z nich nie zamieniło ze sobą ani jednego zdania. To, czego dowiedzieli się niedawno ogromnie nimi wstrząsnęło i żadne z nich nie potrafiło wypowiedzieć słów, które raniłyby ich duszę. W końcu po krępującym milczeniu głos zabrała rudowłosa.
- Harry… co my teraz zrobimy? – zapytała.
- Nie wiem, Gin. Ron zachował się bardzo nieodpowiedzialnie, ale to co zaplanował Fred i George… to było absurdalne. – odpowiedział chłopak i zaczął nerwowo pocierać ręką czoło, jakby odganiając niechciane myśli.
- Oni chcieli pomóc Harry… a teraz? Co teraz? Straciłam dwóch braci, a wizja stracenia Rona jest nie do zniesienia… - powiedziała Ginny, powstrzymując łzy napływające do jej oczu. Wystarczająco dużo wypłakała przez ostatnie dwa tygodnie, nie chciała się załamywać. Nie mogła. Była silna, ale gdy dowiedziała się, że jej ukochani bliźniacy wyruszyli w poszukiwaniu Rona, była praktycznie pewna, że źle się to skończy. Nie mieli oni odpowiedniego doświadczenia, nie powiedzieli o tym żadnemu z członków Zakonu Feniksa. Po prostu pewnej nocy zniknęli, sami zaplanowali misję, która z góry była skazana na porażkę. Chciała poznać szczegóły, wiedzieć kto stoi za tą zbrodnią. Rodzice, nie chcieli jej nic powiedzieć, dlatego udała się do Dumbledore’a, aby ten wyjawił jej prawdę, na którą zasłużyła. Dyrektor z początku nie chciał nic mówić, jednak widząc determinację w jej oczach i ogromny smutek oraz ból, pokazał jej wspomnienie bliźniaków. Fred i George ruszyli Zakazanym Lasem, ponieważ dowiedzieli się, że na jego środku znajdą przejście do Riddle Manor. Szli niestrudzeni przez kilkanaście godzin, broniąc się przed niebezpieczeństwami jakie czyhały na nich w  tym ponurym miejscu. W końcu dotarli na środek polany, która mogła ich doprowadzić do brata. Nie przemyśleli tylko jednej, najważniejszej kwestii. Śmierciożercy. Prawdopodobnie było ich trzech, w tym Bellatrix Lestrange. Po stracie swojego męża, przez osobę, którą znienawidziła postanowiła się zemścić. Chciała skrzywdzić jej bliskich. Torturowała bliźniaków, używając wszystkiego, co wpadło jej w ręce. Nie zwracała uwagi na krzyki, prośby i błagania chłopców. Dwaj Śmierciożercy stali obok i wpatrywali się w to, co wyprawia ich koleżanka. Wiedzieli, że postradała zmysły, a to czego się teraz dopuściła było po prostu obrzydliwe.  Leczyła ich zaklęciem Enervate, by potem znów się nad nimi znęcać. Trwało to trzy godziny. Pod sam koniec tortur, Bellatrix podeszła do nich i wyciągnęła za pomocą różdżki ich wspomnienia, aby ich bliscy mogli zobaczyć jak bardzo cierpieli przed śmiercią. W końcu dwaj mężczyźni postanowili ukrócić cierpień bliźniakom i rzucili Avadę. Obok ciał Freda i George’a leżały ich wnętrzności, więc byli praktycznie nie do zidentyfikowania. Widok był potworny, a Ginny po obejrzeniu całego wspomnienia straciła przytomność. Wiedziała, że to co zobaczyła zostanie w niej na całe życie, ale była wdzięczna profesorowi, że jej to wszystko pokazał. Harry również oglądał to wspomnienie, jednak jego twarz podczas całych tortur była bez wyrazu. Całe emocje zastąpiła chłodna kalkulacja, miał zamiar sprawić, że Bellatrix Lestrange pożałuje swojego czynu i to ona niedługo będzie błagać o śmierć, tak jak bliźniacy. Poprzysiągł sobie zemstę i wiedział, że nic go przed tym nie powstrzyma. Widok załamanej rodziny Weasleyów, a tak naprawdę jego rodziny był nie do zniesienia, a on sam nie mógł sobie poradzić z tą stratą. Jednak zdawał sobie sprawę, że sam nie dokona zemsty i, że będzie mu potrzebna pomoc starszych czarodziei. Wiedział, że nie odmówią i wkrótce, gdy nadejdzie wojna i Voldemort zginie, on zemści się na tej kobiecie za wszystkie krzywdy jakie wyrządziła.

***
Siedziałam w pokoju z Blaisem. Przyzwyczaiłam się do jego obecności, był dobrym przyjacielem i słuchaczem, a na dodatek potrafił mnie rozbawić. Odkąd Draco był z Pansy to właśnie z nim spędzałam wszystkie popołudnia i on zastępował przyjaciela, gdy ten z jakiegoś niewiadomego powodu nie mógł mnie odprowadzić na wizytę u Rona. Prychnęłam w myśli, bo doskonale wiedziałam jaki był tego powód, a nawet znałam jego imię i nazwisko. Pansy Parkinson. Blaise śmiał się z jej głupoty i z tego jak mnie zaatakowała, jednak ja zdawałam sobie sprawę, że to nie koniec i jeszcze wiele pozostało mi walk do stoczenia z tą dziewuchą. Szkoda, że nie była godnym przeciwnikiem i gdybym chciała to jednym ruchem ręki mogłabym ją uszkodzić na całe życie. Nie jestem taka. Zdaję sobie sprawę ze swoich możliwości, jednak nigdy z głupiej zazdrości o chłopaka nie wykorzystałabym tego. Zaraz, zaraz… czy ja powiedziałam zazdrości? Oczywiście chodziło mi o to, że Pansy jest zazdrosna o Dracona, a nie ja. To przecież jest wiadome.
- Idziemy do twojego księcia? – zapytał z ironią Zabini, a ja pokazałam mu język. Opowiedziałam mu o sytuacji z Ronem, a on o dziwo poniekąd mnie zrozumiał. Mimo wszystko, gdy tylko była okazja nie mógł odmówić sobie głupich odzywek, a ja się do tego już przyzwyczaiłam.
- Idziemy, bo jeszcze odjedzie na swoim białym rumaku i, co ja wtedy biedna zrobię? – zapytałam wzdychając i teatralnie łapiąc się za serce.
- Myślę, że wtedy poznasz prawdziwego księcia, który przyjedzie na przykład na… czarnym koniu. – powiedział Blaise i puścił mi oczko, dyskretnie wskazując palcem na siebie. Roześmiałam się, wyobrażając go sobie w takiej sytuacji. Naprawdę ten chłopak potrafił poprawić mi humor.
- Chodź, Narcyzie. – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Narcyzie? Co to jest? – zapytał zdezorientowany chłopak.
- To takie mugolskie powiedzenie. Narcyz to osoba, która jest zakochana w sobie i nie widzi nic, poza czubkiem swojego nosa. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Biedny Draco, nie dość, że jego dziewczyna to Pansy to jeszcze ma matkę Narcyzę… - powiedział poważnie chłopak, a ja znów się roześmiałam.
- Narcyz, a nie Narcyza głuptasie. Poza tym matka Dracona, to ostatnia osoba, która byłaby zapatrzona w siebie i doskonale o tym wiesz. – powiedziałam.
- Tak, masz rację. To świetna osoba. – odpowiedział chłopak i otworzył mi drzwi prowadzące na korytarz. Szliśmy w kierunku lochów, żwawo dyskutując na temat książki o zaklęciach, którą niedawno przeczytaliśmy. Po pięciu minutach dotarliśmy do celi Rona i tam się rozstaliśmy. Weszłam do pomieszczenia i zastałam przyjaciela leżącego na łóżku i spokojnie oddychającego. Spał, a ja nie miałam serca go budzić. Przysiadłam na łóżku obok niego i wpatrywałam się w rudzielca. Kochałam go jak brata, to było niezaprzeczalne. Ale czy jest to mężczyzna, z którym chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci? Zdecydowanie nie. Powinnam być z nim szczera, a zamiast tego karmię go kłamstwami, które niszczą moje sumienie każdego dnia. Ron otworzył oczy i spojrzał się na mnie zaspanym wzrokiem, po czym szybko podniósł się z łóżka.
- Kochanie, dlaczego mnie nie obudziłaś? – zapytał ziewając, a potem całując mnie na przywitanie. Skrzywiłam się lekko.
- Nie chciałam cię budzić, tak smacznie spałeś. – odpowiedziałam odsuwając się od chłopaka.
- Przecież wiesz, że mamy tak mało czasu dla siebie. Budź mnie za każdym razem, gdy tu przychodzisz. -  odrzekł Ron i złapał mnie za rękę, delikatnie ją gładząc. Spojrzałam na nasze dłonie. Nawet one nie pasowały do siebie. Moja ręka wręcz tonęła w jego grubej i dużej dłoni. Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie z bezgraniczną miłością. W moich oczach prawdopodobnie mógł zobaczyć tylko pustkę.
- Dobrze, następnym razem tak zrobię. – odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. Męczyły mnie te wizyty, jednak nie chciałam zostawiać przyjaciela w potrzebie. To był mój obowiązek.
- Hermiono, czy wszystko w porządku? Jesteś jakaś nieswoja. – powiedział i przysunął się do mnie, lekko mnie obejmując i czekając na odpowiedź.
- Mam po prostu zły dzień, Ron. To nic takiego. – odpowiedziałam beznamiętnie i drętwo się uśmiechnęłam, chcąc go zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
- Wiesz… mam pewien sposób, aby go poprawić. – odpowiedział chłopak i uśmiechnął się szeroko.
- Jaki? – zapytałam, chociaż szczerze to nie podobał mi się wyraz jego twarzy. Przebijało się w nim szaleństwo, a to nie wróżyło nic dobrego. Ron powoli wstał i wyciągnął coś z kieszeni, po czym ukląkł przy mnie.
- Hermiono, jesteś całym moim życiem. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, dzięki tobie wiem, co to znaczy szczęście i miłość. To właśnie ty jesteś całą motywacją moich czynów, to dla ciebie tutaj jestem i tylko z tobą chcę opuścić to miejsce. Wiem, że nie jestem idealny i popełniam błędy, ale dzięki tobie staję się lepszym człowiekiem i codziennie dziękuję Merlinowi za to, że jesteś przy mnie i dla mnie. Kocham cię najbardziej na świecie i pragnę, abyśmy zawsze byli razem. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Wiem, że to nie jest pierścionek na jaki zasługujesz, ale symbolicznie na razie mogłabyś go nosić, a po wyjściu z Riddle Manor kupię ci jaki tylko sobie zapragniesz. – powiedział i spojrzał na mnie pełnym nadziei wzrokiem. Byłam w kompletnym szoku. Ron trzymał w ręku małe, złote kółeczko i czekał, aż odpowiem mu „tak”. Wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, dlatego szybko podniosłam się z łóżka i uciekłam z celi, pozostawiając zdezorientowanego chłopaka samego. Biegłam korytarzami do swoich komnat, cały czas rozmyślając o tej sytuacji. Byłam głupia i powinnam się liczyć z tym, że Ron zrobi coś takiego. To tylko i wyłącznie moja wina, od początku powinnam być z nim szczera, a tego nie zrobiłam. Teraz jestem w wielkim bagnie i nie wiem jak się z niego wydostać. Po minucie byłam już u siebie, a widok który zastałam był jeszcze większym zaskoczeniem niż oświadczyny Rona. W moim pokoju siedział Draco Malfoy i ewidentnie czekał na mnie, popijając whisky ze szklanki. Gdy wpadłam jak burza do pokoju, spojrzał się w moją stronę, prawdopodobnie analizując, dlaczego wcześniej wyszłam od przyjaciela.
- Musimy porozmawiać, Lennox. – powiedział, a ja domyślałam się, że nie wróży to nic dobrego. Czy ten dzień pełen wrażeń, nie może się już skończyć?

***

Witam Was moi kochani po długiej przerwie! Przepraszam Was jeszcze raz za całe zamieszanie i brak notek w ostatnim okresie, ale niestety siła wyższa. Wszystkie egzaminy mam już na szczęście zaliczone i wracam do Was z nowymi pomysłami i rozdziałami :) Rozdział będzie pojawiać się raz w tygodniu :) Dziękuję Wam ogromnie za wszystkie komentarze i czekam na kolejne pod tym rozdziałem. Jestem ciekawa Waszych opinii :)  


Buziaki!


D.