Przez kilka kolejnych dni starałam się wrócić do zdrowia,
nie zaprzątając sobie głowy błahymi sprawami. Siedziałam w swoich komnatach i
czytałam książki lub, co jakiś czas odwiedzał mnie Blaise Zabini, żeby trochę
poplotkować. Obecna rola Draco w moim życiu sprowadzała się do odprowadzania
mnie na posiłki i zaglądania raz na jakiś czas do mojego pokoju, aby sprawdzić
czy jeszcze żyję. Resztę swojego czasu poświęcał Pansy, co spotykało się z
ogromnym zdziwieniem wszystkich obecnych w Riddle Manor. Było powszechnie
wiadomo, że Malfoy nie miał zamiaru się ustatkować, wolał poświęcić się wojnie
i wykonywaniu zadań dla Czarnego Pana.
Jednak po wprowadzeniu się Parkinson do posiadłości Voldemorta wszystko się
zmieniło i obecnie blondyn nie odstępuje swojej dziewczyny ani na krok. Jeśli
mam być szczera to bardzo mnie to irytowało. Od Blaise’a dowiedziałam się, że
Draco nie może rozmawiać ze mną więcej niż to konieczne, ponieważ Pansy jest
zazdrosna. W tym momencie miałam ochotę pójść i wytargać tą małpę za włosy. Nie
zrobiłam tego tylko dlatego, że mam swój honor i nie będę się prosić o rozmowę
z Draconem. On ma swój rozum i jakby chciał, to by ze mną rozmawiał. Proste.
Oczywiście pozostawała jeszcze kwestia Rona, którego odwiedzałam codziennie, a
sytuacja między nami była dość… niezręczna. Jemu wydawało się, że teraz jestem
jego dziewczyną, a mi było głupio zaprzeczyć. I tak każde nasze spotkanie
wiązało się z przytulaniem, całowaniem i słodkimi słówkami, od których robiło
mi się już niedobrze. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że okłamuję przyjaciela,
ale co miałam mu powiedzieć? W sytuacji, gdy jego życie jest zagrożone mam mu
odebrać przyjemności, których może nigdy nie doświadczyć? Po prostu nie mogłam
go tego pozbawić. Wolałam się przemęczyć, a jeśli uda mi się go uratować, wtedy
wszystko wyprostuję. Obiecuję.
***
Mężczyzna i kobieta siedzieli na sofie w przytulnym salonie.
Ogień w kominku wesoło trzaskał, a za oknem padał niewielki śnieg, dodając
świątecznej atmosfery.
- Jak myślisz, długo to jeszcze potrwa? – zapytała brązowowłosa
kobieta, przytulając się do partnera.
- Nie wiem, kochanie. Zrobiliśmy tylko to, na co pozwalają
nam zasady. – odpowiedział mężczyzna i pogłaskał ją po włosach.
- A co jeśli się to nie uda? Jeśli będziemy musieli tutaj
zostać na zawsze? Siedemnaście lat to wystarczająco długo, aby się ukrywać. –
powiedziała smutno kobieta, a jej oczy zaszły łzami.
- Uda się. Hermiona to mądra czarownica, na pewno poradzi
sobie z tym zadaniem. – odpowiedział, a jego myśli powędrowały w stronę jego
córki. Nigdy nie przypuszczał, że będzie miał okazję ją spotkać, a gdy to się
stało był wniebowzięty. Jest ona mądra i piękna, oraz posiada niezwykłą moc,
która może uratować ludzkość. Wiedział, że jego córeczka poszuka pomocy u doświadczonych czarodziei i
niedługo znów wszyscy się spotkają. Od rozmyślań oderwało go ciche
pochrapywanie żony, która ze zmęczenia usnęła. Uśmiechnął się do siebie i
pocałował czule kobietę w policzek. William Lennox, był zdecydowanie
najszczęśliwszym mężczyzną we wszechświecie.
***
Nie wiedziałem dokładnie, co się ze mną dzieje. Naprawdę
czułem się szczęśliwy. Kto by pomyślał? Draco Malfoy szczęśliwy, ponieważ
posiada dziewczynę. I to kogo? Pansy Parkinson. Po nocy, którą spędziliśmy
razem, nie mogłem przestać o niej myśleć. Owszem, bywała nachalna i zazdrosna,
ale wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć i jest wspaniałą przyjaciółką. Od
tamtej pory jesteśmy nierozłączni, a mi to nie przeszkadza. Czuję się wspaniale
i nie zamieniłbym jej na żadną inną.
Jak zwykle po obiedzie, siedzieliśmy z Pansy w moich
komnatach, odpoczywając po posiłku. Nasze leniuchowanie przerwała wizyta mojej
matki. Kobieta weszła powolnym krokiem i zmierzyła Parkinson nieprzyjaznym
spojrzeniem, co moja dziewczyna szybko odwzajemniła. Pomyślałem, że przecież to
dopiero początki, zdążą się jeszcze polubić.
- Draconie, czy możemy porozmawiać? – zapytała Narcyza,
siadając na kanapie i patrząc prosto w moje oczy.
- Oczywiście, matko. O czym chcesz porozmawiać? – usiadłem
na łóżku i spojrzałem się w jej stronę, oczekując odpowiedzi.
- Na osobności. – powiedziała i spojrzała wymownie w stronę
Pansy. Ta tylko prychnęła i pocałowała mnie, mówiąc, że niedługo do mnie wróci.
Gdy odchodziła, widziałem jak Narcyza przygląda się jej z niesmakiem, jednak
nie chciałem już tego komentować. To mój wybór z kim jestem związany.
- Czy teraz powiesz mi, o co chodzi? – zapytałem, chociaż
cała ta sytuacja drażniła i nudziła mnie jednocześnie.
- Tak. Czy mogę wiedzieć, dlaczego prowadzasz się z Pansy,
zamiast chronić Hermionę? – zapytała z nutą zarzutu w głosie.
- Dlatego, że Pansy to moja dziewczyna i nie muszę siedzieć
dwadzieścia cztery godziny z Hermioną, skoro wiem, że ona cały dzień
przesiaduje w swoich komnatach. – odpowiedziałem. Co to za głupie zarzuty?
Rozumiem, że mam jej pilnować, ale Voldemort nie kazał mi umilać jej czasu.
- Dobrze wiesz jak ostatnio skończyło się twoje pilnowanie.
Dziewczyna o mało nie straciła życia. – powiedziała ze złością. Nie rozumiałem
jej. Przecież ja nic złego nie robię, dalej wykonuję swoje obowiązki.
- Właśnie, o mało. Lennox nic nie jest, dochodzi do siebie i
nic jej nie grozi. Doglądam jej kiedy tylko mogę, przeważnie siedzi z Blaisem, albo
z tym rudym szczurem, więc daruj sobie te zarzuty. – odpowiedziałem. Tak
naprawdę, nie wiem po co jej ta ochrona. Niedługo będzie panowała tak nad swoją
mocą, że nawet sam Voldemort będzie bał się z nią zmierzyć.
- Nie podoba mi się to, że spotykasz się z Pansy. To nie
jest dziewczyna dla ciebie. – odrzekła kobieta spokojnym głosem, który
doprowadzał mnie do szału.
- A mi, nie podoba się, że wtrącasz się w nie swoje sprawy. –
wysyczałem, powoli tracąc panowanie nad sobą. Nie dość, że przychodzi tutaj i
wypędza moją dziewczynę, to jeszcze ją obraża i robi wymówki.
- To są moje sprawy, Draco. Jakbyś nie wiedział, to my
decydujemy kogo poślubisz. – odpowiedziała i spojrzała z wyższością na mnie.
- Z tego, co mi wcześniej mówiliście jakoś żadnej kandydatki
nie było. – odpowiedziałem, a pięści miałem tak zaciśnięte, że do palców ledwo
dochodziła krew.
- Okoliczności się wciąż zmieniają… tak naprawdę w
pięćdziesięciu procentach posiadasz przyszłą małżonkę. – powiedziała Narcyza.
- Niby kogo? – zapytałem.
- Hermionę Lennox. – odpowiedziała spokojnie, a ja wybuchłem
niepohamowanym śmiechem. Ja i Lennox? To chyba jakaś kpina. Czy tutaj jest
gdzieś ukryta kamera?
- Dobre żarty, mamo. Myślałem, że chcesz porozmawiać na
poważnie. – odpowiedziałem, wycierając łzę, która pojawiła się w kąciku mojego
oka.
- To nie żarty, Draco. Podpisaliśmy z rodzicami Hermiony
umowę małżeńską. Jedynym warunkiem jej spełnienia jest obecność jej rodziców
oraz nasza przy waszych zaręczynach. – powiedziała.
- No to mamy problem, bo z tego, co wiem jej rodzice nie
żyją, więc żadnego ślubu nie będzie. – odpowiedziałem. Kamień spadł mi z serca.
Przecież Amanda i William nie żyją, więc umowa jest nieważna.
- To się jeszcze okaże, nie rób sobie zbyt wielkich planów,
co do Pansy. – powiedziała Narcyza, powoli wstając z kanapy i poprawiając
sukienkę.
- Nie rób sobie wielkich planów, co do ślubu z Hermioną. Jej
rodzice nie żyją, pogódź się z tym i nie uszczęśliwiaj mnie na siłę. Jestem
dorosły i wiem, co robię. Nie pasujemy do siebie z Lennox i nigdy bym jej nawet
nie tknął. Więc daj sobie spokój i pogódź się z rzeczywistością. – odpowiedziałem.
Byłem już zmęczony tą bezsensowną rozmową, która nie prowadziła do niczego.
- Pogodzenie się z rzeczywistością nie oznacza jej
akceptacji*, Draco. Prawda może być zupełnie inna. – powiedziała i zanim
zdążyłem otworzyć usta już jej nie było. Nie rozumiałem z tego kompletnie nic,
ale w duchu modliłem się, żeby to, co mówi moja matka nie okazało się prawdą.
***
Albus Dumbledore i Severus Snape, od kilku godzin siedzieli
w gabinecie dyrektora i zastanawiali się nad zagadką jaką pozostawiła Amanda
Lennox. Nie było to proste, ponieważ wszystko wskazywało na użycie czarnej
magii, której tajniki były skomplikowane, a dojście do rozwiązania mogło zająć
wiele czasu.
- Severusie… słyszałeś kiedyś o przeciwzaklęciu do Avada
Kedavra? – zapytał staruszek i spojrzał na swojego przyjaciela z błyskiem w
oku.
- Słyszałem, ale jest to bardzo trudna magia. Trzeba cały
czas myśleć o pragnieniu życia i mieć potężną moc, aby powstrzymać
śmiercionośne zaklęcie… Do czego zmierzasz? – zapytał Mistrz Eliksirów.
- Bardzo możliwe, że nasi przyjaciele użyli tego
przeciwzaklęcia… Tylko jak udało im się uciec i oszukać Voldemorta? – zadał pytanie
dyrektor.
- Nie mam pojęcia, Albusie. Samo użycie Adava Arvadek** jest
trudne, a co dopiero udawanie zmarłych, tak aby nikt się o tym nie dowiedział? –
zadał kolejne pytanie Severus.
- Eliksir, mój drogi… Eliksir. – odpowiedział Dumbledore i
uśmiechnął się do siebie. Po raz pierwszy z wiedzy z eliksirów, był lepszy od
samego mistrza.
- Który konkretnie? – zapytał Snape i bardzo się zirytował,
że wypadło mu to z głowy.
- Eliksir Cadaveris***. To on potrafi po pół godziny, po
wypiciu sprawić, że nasze ciało będzie wyglądać jakby umarło. – odpowiedział Albus,
który był bardzo dumny, że zaskoczył samego Severusa Snape’a.
- Tak masz rację… Ale to oznacza, że spotkanie z Voldemortem
musieli mieć dokładnie zaplanowane. Co do najmniejszej sekundy. – odrzekł Severus
i podrapał się po głowie. Sam nigdy nie podjąłby się tak ryzykownej próby, ale
jego przyjaciele udowodnili, że są potężnymi czarodziejami i znakomitymi
strategami. Oszukali śmierć.
- Teraz tylko, trzeba wymyślić jak ich znaleźć. – powiedział
staruszek i zaczął delikatnie gładzić swoją brodę, intensywnie myśląc nad
rozwiązaniem zagadki.
- To będzie o wiele trudniejsze, bardzo możliwe, że ich
dusze zostały zawieszone między życiem, a śmiercią. – odpowiedział Snape.
- Dlaczego? – zapytał dyrektor.
- Jeśli, hipotetycznie musieli udawać umarłych dłużej niż
piętnaście minut, wtedy zaklęcie zaczyna się utrwalać i więzi dusze czarodziei.
– odrzekł Severus.
- To oznacza, że ich ciała są w rodzinnym grobowcu, ale
dusze nie odeszły z tego świata? – zapytał Albus. Był on wszechwiedzącym
czarodziejem, jednak niektórych rzeczy mógł się nauczyć od swojego
przyjaciela i zawsze to doceniał.
- Tak. Musimy przygotować eliksir, który ich z tego uwolni
oraz poszukać zaklęć, które odratują ich duszę. Tylko tak możemy ich uratować. –
powiedział czarnowłosy mężczyzna i zaraz zabrał się za przeszukiwanie ksiąg
Dumbledore’a.
- Pomogę ci, Severusie. Musimy jak najszybciej uratować tych
wspaniałych ludzi. – powiedział Albus i sięgnął po książkę, która mogłaby
wskazać odpowiedzi na ich pytania.
***
Kolejny dzień zaczął się od niemiłej pobudki, jaką był
upadek z łóżka. Śniło mi się, że uciekam przed Rudolfem i Bellatrix. Koszmary
od wypadku miałam praktycznie codziennie, więc przyzwyczaiłam się do niemiłych
wspomnień, które wracały po każdym zamknięciu oczu. Podniosłam się z podłogi,
rozmasowując obolałe miejsca i kierując się w stronę łazienki. Po porannej
toalecie i ubraniu się udałam się na śniadanie. Już dawno przestałam czekać na
Draco, nie chciałam iść w towarzystwie Pansy, która ciągle mi docinała i
obściskiwała się z Malfoyem. Było to po prostu niesmaczne. Specjalnie
ustawiałam budzik na wcześniejszą godzinę, żeby wyszykować się przed nim i
zejść szybko do jadalni. Przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam swoje
miejsce przy stole. Posiłek upływał nam w spokoju i ciszy. Zdziwiłam się, że
Draco i Pansy nie pojawili się na śniadaniu, ale nie chciałam wnikać w to, co
robią. Właśnie podnosiłam ostatni kawałek jajecznicy do ust, gdy drzwi
otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie Parkinson.
- TY MAŁA PRZEBIEGŁA ŻMIJO! - krzyczała na całą salę, wskazując palcem na
mnie. Zdezorientowana rozejrzałam się po twarzach innych, ale byli oni tak samo
zaskoczeni jak ja. Podniosłam się powoli z krzesła i spojrzałam na dziewczynę z
nienawiścią w oczach.
- O co ci chodzi, Parkinson? – zapytałam, starając się
zachować spokój.
- O CO MI CHODZI?! O CO MI CHODZI?! DRACO CZY TY JĄ
SŁYSZYSZ! - darła się dalej, wymachując
rękoma we wszystkie strony i wskazując to na Malfoya, to na mnie.
- Może zamiast się wydzierać powiesz normalnie, jaki masz
problem? – zapytałam z rezygnacją w głosie. Zachowywała się gorzej niż
pięciolatka, której zabrano cukierka i robi histerię. Nienawidziłam takich
osób.
- TO TY JESTEŚ PROBLEMEM! NIGDY…PRZENIGDY NIE BĘDZIESZ Z
DRACO, ROZUMIESZ?! NIGDY! – krzyczała, a ja dalej kompletnie nic nie
rozumiałam. Ja miałabym być z Draco? Z tego, co wiem to on spędza całe dnie
właśnie z nią, więc jakim cudem ma on być ze mną?
- Czy tobie już kompletnie odbiło? Wpadasz tutaj, robisz
zamieszanie o byle co i na dodatek nie potrafisz się wysłowić. Daruj sobie tą
szopkę i wracaj do siebie. – powiedziałam i sama zaczęłam się kierować w stronę
drzwi. I tak skończyłam swój posiłek, a wysłuchiwanie tej idiotki przyprawiało
mnie o mdłości. Byłam tylko zawiedziona bierną postawą Malfoya, który nijak nie
zareagował na wybuch swojej dziewczyny. Po prostu stał i gapił się raz na
mnie, raz na nią jakby ktoś potraktował go Drętwotą.
- STÓJ! TY MAŁA… PRZEPBRZYDŁA… RICTUSEMPRA! – usłyszałam, a
po odwróceniu się ujrzałam żółty promień mknący w moją stronę…
* Cytat, nie znam autora znalazłam w internecie.
** Od tyłu oznacza Avada Kedavra, przeciwzaklęcie śmiercionośnej klątwy ( wymyślone przeze mnie na potrzeby opowiadania)
*** Eliksir, który pozwala zatrzymać funkcje życiowe. Nie można pozostawać w tym stanie dłużej niż piętnaście minut, ponieważ później dusza zostaje uwięziona między życiem a śmiercią ( eliksir wymyślony przeze mnie na potrzeby opowiadania)
***
Witaajcie, po bardzo długiej przerwie. Jest mi wstyd, bo rozdział nie należy do najdłuższych, ale dzisiaj postanowiłam zmienić koncepcję i połowę poprzedniego tekstu usunęłam i zaczęłam pisać od nowa. Egzaminy nadal przede mną, ale postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej. Ta sytuacja potrwa tylko do końca następnego tygodnia, później powinno już się rozluźnić i będę miała dla Was więcej czasu :) Dziękuję, że jesteście i czekam na Wasze opinie pod postem!
Buziaki!
D.