27 grudnia 2014

Rozdział XVI

Miniona noc była dla mnie jednym, wielkim koszmarem. Gorączkowo rozmyślałam, co mogę zrobić, aby uratować przyjaciela. W mojej głowie cały czas była pustka, a bezsilność ogarniała moje ciało z minuty na minutę. Gdy udawało mi się zasnąć od razu męczyły mnie koszmary ze mną i śmiercią Rona w roli głównej. Budziłam się zlana potem, a serce niebezpiecznie uderzało o moją pierś boleśnie przypominając o nierozwiązanym problemie. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po Voldemorcie, ale wyrozumiałość to słowo, które nie pojawia się w jego słowniku. Wiedziałam, że będę musiała wiele poświęcić, by Ron przeżył. Byłam na to gotowa. Po okropnie długiej nocy, w końcu nadszedł wyczekiwany poranek, a wraz z nim wizyta Czarnego Pana. O siódmej rano Alfred podał mi moje eliksiry i postawił na łóżku tacę ze śniadaniem. Nie byłam w stanie nic przełknąć, ale wzrok magomedyka zmusił mnie do przeżucia kawałka bagietki z masłem. Wiedziałam, że ten człowiek stara się jak może, abym jak najszybciej wróciła do zdrowia, dlatego nie chciałam sprawiać mu przykrości i buntować się przeciw jego metodom. Musiałam jeść, żeby mieć siłę do regeneracji i dalszej walki o lepszą przyszłość.  Siedziałam na łóżku jak na szpilkach, wciąż zerkając w stronę drzwi i niebezpiecznie ściskając kołdrę za każdym razem, gdy Alfred przekraczał ich próg. Wreszcie, około godziny dziesiątej do skrzydła szpitalnego zawitał sam Tom Riddle. Poczułam jak krew odpływa mi z mózgu, a ręce zaczynają się trząść. Wpadłam w panikę, ponieważ dalej nie wymyśliłam nic, co mogłoby uratować rudzielca. Voldemort powolnym krokiem podszedł do krzesła przy moim łóżku, po czym usiadł na nim z gracją i wlepił we mnie swój krwistoczerwony wzrok.
- Jak się czujesz, moja droga? – zapytał mężczyzna, a po usłyszeniu jego głosu mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.
- Już lepiej, dziękuję. – odparłam, dalej ściskając kołdrę i zastanawiając się nad sytuacją  Rona. Czarny Pan bacznie mnie obserwował i musiał zauważyć moje zdenerwowanie.
- Czy coś cię gryzie, Hermiono? – zapytał niewinnie, a ja z nerwów przygryzłam wargę. Co miałam mu odpowiedzieć? Wypuść mojego przyjaciela, bo wystarczy, że mnie tutaj trzymasz? To by nic nie dało.
- Słyszałam… że mój Ron tutaj jest… - zaczęłam, niepewnie patrząc w stronę mężczyzny.
- Tak, to prawda. Twój przyjaciel wykazał się niebywałym zuchwalstwem przychodząc tutaj. – odrzekł Riddle i skrzywił się wypowiadając słowo „przyjaciel”. Kolejny obcy wyraz w słowniku Voldemorta.
- Co zamierzasz, Panie? – zapytałam i spojrzałam w jego stronę.
- Tego jeszcze nie wiem. Czego ode mnie oczekujesz?
- Zrobię wszystko… tylko błagam nie zabijaj go. – powiedziałam płaczliwym głosem i znów zabrałam się za ściskanie kołdry.
- Czekałem na tą odpowiedź. Nie martw się, nie zabiję go, przynajmniej na razie. – odpowiedział Riddle i uśmiechnął się przebiegle.
- Jak to na razie? – zapytałam. Jednocześnie spadł mi kamień z serca, a z drugiej strony urosła ogromna gula w gardle po słowach mężczyzny.
- Wszystko zależy od ciebie. Od twojego posłuszeństwa. Oszczędzę jego życie, ale pamiętaj jeden twój fałszywy ruch i możesz pożegnać się z tym zdrajcą krwi. – ostatnie słowa mężczyzna wypluł z ogromną pogardą, jakby dziwiąc się, że taki człowiek jak Ron może żyć. Zdawałam sobie sprawę, że to właśnie ode mnie będzie zależeć jego życie. Nie wiedziałam, co może zdenerwować Voldemorta, wszystko zależało od jego humoru. Wystarczy, że nie tak na niego spojrzę, a Weasley zginie od zielonego światła Avady. Ta sytuacja była patowa, ale nie miałam innego wyjścia skoro to miało go uratować.
- Oczywiście, Panie. – odparłam z lekką nutą rezygnacji.
- Weasley obecnie znajduje się w lochach i tam pozostanie. Możesz go odwiedzać raz dziennie i wyjątkowo pozwolę mu pojawić się na Balu Śmierciożerców. – powiedział, a jego oczy niebezpiecznie błysnęły, jakby coś knuł. Nie chciałam wnikać w szczegóły, wolałam się nie sprzeciwiać. Cieszyłam się, że mogłam go widywać i to było najważniejsze.
- Dziękuję, Panie. Kiedy odbędzie się ten bal? – zapytałam.
- Dwudziestego czwartego grudnia. Sama musisz się do niego przygotować. Zlecę Draconowi zakup sukni dla ciebie, będziesz musiała mu powiedzieć, o swoich wymaganiach, co do stroju. – powiedział znudzonym głosem, po czym zaczął podnosić się z krzesła.
- Dobrze, Panie. – miałam dość zwracania się do niego w ten sposób, ale jakie miałam wyjście? Było to ogromnie poniżające, jednak myśl o Ronie wynagradzała upokorzenie.
- Za tydzień będziemy mogli powrócić do naszych codziennych treningów. Dzisiaj prawdopodobnie opuścisz skrzydło szpitalne i będziesz mogła regenerować się w swoich komnatach. Alfred będzie dostarczał ci eliksiry, będziesz je jeszcze przyjmować przez trzy tygodnie. – powiedział Riddle i zaczął iść w kierunku drzwi.
- Czy będę mogła dzisiaj odwiedzić Rona? – zapytałam.
- Tak jak powiedziałem, raz dziennie masz takie prawo. – odpowiedział Voldemort i zniknął za drzwiami. Po jego wyjściu odetchnęłam z ulgą, chociaż spokój nie zapanował w moim sercu. Wiedziałam, że on coś knuje, a najgorsza była nieświadomość. Miałam tyle spraw na głowie, a brakowało mi sił. Czułam się jeszcze słaba, ale nie na tyle, by nie móc funkcjonować. Ucieszyłam się, że będę mogła opuścić skrzydło szpitalne i wrócić do siebie, tam czułam się o wiele swobodniej.
- Panienko, Draco zaraz przyjdzie i odprowadzi ciebie do komnat. Tutaj masz eliksiry, które musisz zażyć po obiedzie i kolacji. Jutro dostarczę ci nowych. – powiedział Alfred i uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Po kilku minutach do pomieszczenia przyszedł Malfoy.
- Cześć, lepiej się dzisiaj czujesz? – zapytał uprzejmie. Na mojej twarzy wymalował się szok, jednak potem opamiętałam się. Przecież wczorajszej nocy normalnie rozmawialiśmy, musiałam do tego przywyknąć. Draco uśmiechnął się chytrze, jakby nabijając się z mojego zapominalstwa.
- Nie jest najgorzej, poza tym udało mi się porozmawiać z Czarnym Panem. – odpowiedziałam. Chłopak skinął głową i zaczął prowadzić mnie w stronę moich komnat. Zdziwiłam się, że nic na to nie odpowiedział, ale wolałam nie pytać dlaczego. Po chwili znaleźliśmy się w moim pokoju,  a ja uśmiechnęłam się na jego widok. Może nie był do końca mój, ale czułam się w nim dobrze. Od razu rzuciłam się na łóżko, nie zwracając uwagi na blondyna, który dalej stał w drzwiach i przyglądał się moim poczynaniom.
- Chcesz usiąść? – zapytałam, a chłopak bez słowa podszedł do sofy i usiadł na niej.
- To, co udało ci się ustalić z Voldemortem? – zapytał, a ja zdziwiłam się,bo myślałam, że nie chce o tym rozmawiać.
- Mogę widywać się z Ronem raz dziennie i muszę być posłuszna, bo inaczej on zginie. – odpowiedziałam.
- Typowe. Wiedziałem, że będzie właśnie oczekiwał tego od ciebie. Ma teraz na ciebie haczyk, więc musisz uważać na to, co robisz i mówisz. – powiedział chłopak.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Powiedział jeszcze, że Ron może uczestniczyć w Balu Śmierciożerców. – powiedziałam. Chłopak wysoko podniósł brwi i zaczął drapać się po głowie, jakby niedowierzając.
- To bardzo dziwne, Lord nigdy nie pozwalał więźniom uczestniczyć w tego typu balach, chyba że… - zaciął się chłopak i zaczął intensywnie nad czymś myśleć, ponieważ na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka, taka sama jaką zaobserwowałam u Narcyzy.
- Chyba, że co? – ponagliłam go, a on spojrzał na mnie wzrokiem pełnym współczucia.
- Chyba, że planuje zrobić widowisko. Pamiętam kiedyś… pojmaliśmy mugolską przyjaciółkę mojej matki. Starała się ona utrzymywać z nią kontakt, ale wszystko odbywało się w tajemnicy. Niestety, mój ojciec dowiedział się o tym i złapał tą kobietę. Narcyza prosiła Voldemorta, aby oszczędził jej życie i ten się zgodził, jednak jak później się okazało nie był tak łaskawy. Jej również pozwolił przyjść na Bal Śmierciożerców, a tam odbyło się piekło. Na początku Czarny Pan zlecił gwałt na tej biednej kobiecie, a moja matka zmuszona była patrzeć, jak po kolei każdy brudny Śmierciożerca znęca się nad jej przyjaciółką. Później zrobił coś okropnego. Kazał wybierać jej między mną, a Julią, bo tak miała na imię. Musiała ją zabić, bo inaczej ja bym zginął. Śmierć to było najlepsze, co mogło ją spotkać, po tak brutalnym traktowaniu. – zakończył Draco, a po mojej twarzy płynęły łzy. Wiedziałam, że Voldemort to zły człowiek, ale nie sądziłam, że uwielbia takie paskudne przedstawienia. Teraz już byłam pewna, że Ronowi grozi niebezpieczeństwo i jego życie prawdopodobnie może się skończyć z dniem, w którym odbędzie się bal.
- Merlinie, to straszne. To znaczy, że on chce zabić Rona i zrobić z tego widowisko… - wyszeptałam, patrząc na Malfoya z nadzieją, że zaprzeczy moim słowom, jednak nic takiego się nie stało.
- Najprawdopodobniej. – odpowiedział zrezygnowanym głosem.
- I co ja mam zrobić? – zapytałam.
- Nie wiem, nie umiem ci pomóc. Spróbuję porozmawiać o tym z Seversuem, ale nie liczyłbym na cud. – odpowiedział szczerze i podszedł do barku nalewając sobie whisky.
- Rozumiem. – odparłam, chociaż z całej siły powstrzymywałam się przed wyciem z bólu. Starałam się myśleć pozytywnie, ale w murach tej posiadłości po prostu nic nie było wesołe. Nawet świadomość tego, że Ron żyje i przez niecały miesiąc mam szanse się z nim widywać, była niczym w porównaniu z ogromnym smutkiem, na samą myśl o jego rychłej śmierci. Siedzieliśmy jeszcze długo w ciszy, chłopak popijał alkohol,  a ja byłam pogrążona w pesymistycznych myślach o rudzielcu i jego głupocie, która wplątała nas w to bagno. Kochałam go całym sercem, ale jego wybuchowy charakter sprawiał, że miałam ochotę go udusić, za to co zrobił. Zegar wybił godzinę piętnastą i przed nami zmaterializował się skrzat.
- Przyniosłem panience obiad. – ukłonił się nisko i postawił na stole zupę, drugie danie oraz napój.
- Dziękuję. – odpowiedziałam, a skrzat dalej stał w miejscu, czekając na polecenia.
- Możesz odejść, Juliuszu. – powiedział Draco, a skrzat ponownie ukłonił się i zniknął.
- Nie jestem przyzwyczajona do tego, aby usługiwały mi skrzaty. – odpowiedziałam. Zawsze było mi szkoda tych stworzeń, chociaż wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zrobić, aby zmienić ich los.
- To skrzat mojej matki. Ona bardzo lubi te stworzenia i nigdy nie traktuje ich źle. – odrzekł Malfoy. Uśmiechnęłam się na słowa chłopaka. Narcyza to wspaniała kobieta i wiedziałam, że Juliusz musi mieć z nią dobrze. Spojrzałam na potrawy jakie przyniósł skrzat i skrzywiłam się. Nie byłam głodna, w żołądku miałam zaciśnięty supeł, który nie chciał zniknąć.
- Nie jestem głodna, może się skusisz? – zapytałam.
- O nie. Ty masz zjeść wszystko, potrzebujesz energii, żeby wyzdrowieć. Jesteś blada i chuda, to że wyszłaś z tego cało nie oznacza, że teraz możesz się zaniedbywać. – powiedział ostro chłopak, a mi zrobiło się głupio, że nie doceniam szansy jaką otrzymałam od losu.
- A mogę zjeść tylko zupę, a ty zjesz resztę? Proszę, naprawdę nie jestem w stanie zjeść dzisiaj tak dużo. – powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, oceniając czy może zgodzić się na tą propozycję.
- Zgoda, ale to ostatni raz. – powiedział i pogroził mi palcem. Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam się za konsumowanie zupy, a Draco zjadał drugie danie. Po dłuższej chwili oboje byliśmy najedzeni.
- Muszę iść odwiedzić Rona. – powiedziałam i zaczęłam wstawać z łóżka.
- Idę z tobą. – odpowiedział chłopak i również podniósł się z kanapy.
- Czy to konieczne? – zapytałam.
- Tak, nie myśl, że po tym, co się stało tak łatwo się mnie pozbędziesz. Nie jesteś tutaj bezpieczna. Spokojnie, dam wam porozmawiać sam na sam, ale odprowadzić ciebie muszę. – odpowiedział chłopak, a ja pokiwałam głową na znak zgody. Nie chciałam mu utrudniać zadania i pakować się w kolejne kłopoty. Wyszliśmy z moich komnat i skierowaliśmy się do lochów. Na samo wspomnienie tego miejsca, przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia i strachu. Wspomnienia wracały z ogromną siłą, a ja tylko cudem powstrzymywałam się przed popadnięciem w histerię. Cieszyłam się, że tamten koszmar się skończył, jednak pozostawił on ślad na mojej psychice, który podążał za mną jak cień, gotowy prześladować mnie przez całe życie. Zatrzymaliśmy się przed celą, która miała drewniane drzwi, zamiast krat i nie można było zobaczyć, kto jest w środku. Zdziwiłam się tym, i poniekąd ucieszyłam, że nikt nie może dojrzeć, że znajduje się tutaj mój najlepszy przyjaciel.
- Przywilej Weasleya, dostał zamkniętą celę. Voldemort widocznie przewidział, że może go wykorzystać do swoich celów i dlatego, chciał ci pokazać, że lepiej go traktuje. To samo było z Julią. – mówił szeptem chłopak, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy. Na dźwięk imienia przyjaciółki Narcyzy, od razu w moich oczach błysnęły łzy, jednak powstrzymałam je. Nie chciałam, żeby Ron widział mnie załamaną i płaczącą. Chłopak zaklęciem otworzył drzwi i wskazał ręką, abym weszła.
- Zostawię was, macie pół godziny. – powiedział i wyszedł. Powoli weszłam do celi i byłam zaskoczona. Ściany były pomalowane na biało, na końcu celi znajdowało się łóżko, a nie zwykła prycza jak w innych więzieniach, była czysta toaleta, umywalka oraz fotel. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, jak bardzo różni się to pomieszczenie od innych. Nie było czuć stęchlizny ani wilgoci. Można by uznać, że jest to zadbany, skromnie urządzony pokój. Ron siedział na łóżku, a gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się i rzucił się w moją stronę. Staliśmy przytuleni do siebie przez dobre kilka minut.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest Miona. – mówił rudzielec i przytulał mnie coraz mocniej, a mi zaczynało brakować tchu.
- Ron, ja też się cieszę, ale dusisz mnie… - wysapałam, a chłopak od razu mnie puścił. Uśmiechnął się przepraszająco i pogłaskał po policzku z ogromną czułością.
- Myślałem, że źle ciebie tutaj traktują, ale zobacz jaką ja mam celę! Przecież to jakiś luksus. – zaśmiał się rudzielec i usiadł na łóżku, ciągnąc mnie za sobą.
- Tak, nie jest tutaj źle Ron. – odpowiedziałam. Wolałam kłamać, niż powiedzieć mu prawdę, za co później przeklinałam siebie w myślach.
- Wiem, że zrobiłem głupotę, ale ja musiałem ciebie zobaczyć. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, a ja po prostu wariowałem. Nie miałem żadnych wieści o tobie, wiedziałem tylko, że jesteś wśród tych paskudnych Śmierciożerców i modliłem się codziennie do samego Merlina, aby żadna krzywda ciebie nie spotkała. Wczoraj zauważyłem Malfoya w Hogwarcie i postanowiłem go śledzić, musiałem się upewnić, że nic się tobie nie stało i, że nie jesteś torturowana. Teraz przynamniej mam tą pewność. – powiedział Ron. Wiedziałam, że chłopak miał dobre intencje, ale w połączeniu z jego charakterem nie wyszło z tego nic dobrego. Jednak jego słowa sprawiły, że przyjemne ciepło rozlało się w moim sercu, czułam się kochana, a to było najważniejsze. Przytuliłam się do chłopaka, chcąc pokazać mu swoją wdzięczność za jego troskę. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, tak jak za starych dobrych czasów. Nieuchronnie zbliżał się koniec moich dzisiejszych odwiedzin.
- Ron, zaraz będę musiała iść. – powiedziałam, a chłopak od razu posmutniał.
- Kiedy się teraz zobaczymy? – zapytał.
- Obiecuję, że jutro cię odwiedzę. Czarny Pan pozwolił mi na wizyty u ciebie, więc nie martw się zobaczymy się niedługo. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka. Rudzielec odetchnął z ulgą. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. Ron, spojrzał mi głęboko w oczy i złapał mnie za rękę.
- Hermiono, ja… wiesz jak bardzo zależy mi na tobie i na naszej przyjaźni… chciałem ci powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć i, że wskoczę za tobą w ogień, a właściwie już to zrobiłem. – powiedział i uśmiechnął się do mnie, a ja zarumieniłam się po jego słowach. – Dlatego chcę, żebyś wiedziała… kocham cię Hermiono i nic, nie jest w stanie tego zmienić. – dokończył i zbliżył się do mnie. Czułam jego oddech na swoich ustach i doskonale wiedziałam, co się zaraz stanie. Po chwili poczułam usta chłopaka na swoich i odwzajemniłam jego pocałunek. Całował mnie bardzo zachłannie, jakby starał się przekazać całe swoje oddanie i miłość w tym pocałunku. Wiedziałam, że robię źle, ale nie potrafiłam się od niego odsunąć. Świadomość, że on może niedługo zginąć i to przeze mnie wpędzała mnie w poczucie winy i to był jedyny środek, aby zakłócić wyrzuty sumienia.


- Koniec wizyty. – usłyszałam głos o temperaturze zera stopni, a w drzwiach pojawił się nie kto inny, a Draco Malfoy. 

***

Witam Was! Jak minęły święta? Ja się tak najadłam, że od poniedziałku idę na siłownie wszystko spalić :D Teraz przynajmniej czuć świąteczną atmosferę, bo nie wiem jak u Was, ale u mnie spadł śnieg :) Dalej Was proszę o komentarze, ponieważ dzisiaj przed dodaniem tego rozdziału było 100 wyświetleń, a komentarza żadnego. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy to co piszę jest, aż tak złe, że ktoś wchodzi i od razu rezygnuje po pierwszym rozdziale. Chciałabym znać opinie. 

Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku, ponieważ kolejny rozdział pojawi się już w 2015 :) Buziaki!  

D.

29 komentarzy:

  1. Ulala czyżby Draco był zazdrosny :P ?
    No to może być niewesoło w czasię tego balu :/
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zazdrosny !
    Wspaniale ! GENIALNIE ! 💛💙💜💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział :)
      dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że Ron przeżyje. Naprawdę go lubię. Chyba jako jedyna, która czyta fanfiction na temat Dramione. W każdym razie ma przeżyć. Nie wiem, może jakaś kompletnie surrealistyczna misja ratownicza? Typu "WTF?!"? Na przykład Merlin na jakimś starożytnym smoku przybywa z odsieczą z armią hipogryfów, feniksów i innych magicznych zwierząt? Może też od razu zabić Voldemorta, nie będę mieć żalu, chociaż nie, wtedy skończysz opowiadanie. To coś innego. Może... Może Ron wypije jakiś super eliksir i będzie mógł spokojnie przejść przez ściany i po prostu wrócić do Hogwartu. Oczywiście przy okazji może zabić kilku Śmierciożerców. Albo coś nudnego, typu świstoklik.
    Dobra, bo za dużo się rozpisałam.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)
    P.S. Ja też się najadłam po wsze czasy, ale jakoś nie mogę się zmusić nawet do myślenia o zgubieniu tych niepotrzebnych kilogramów. W końcu święta są od tycia, prawda? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział, Dracze coraz bardziej lubię Herm, cieszę się :P życzę weny i Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ron... w co on się wpakował. Raczej nie wyjdzie z tego żywy... Draco, czyżby był zazdrosny? Czekam na więcej ;) ah to poczucie winy Herm, jeśli Ron przeżyje(w co osobiście wątpię) skomplikuje sprawę.
    XYZa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah i jeszcze jedno... to co piszesz nie jest złe, chociaż na pewno istnieje jakaś grupa ludzi, która trafiła tu przypadkiem i szukała czegoś innego ALE to ja nabijam licznik wyświetleń wchodząc na tego bloga 2 razy dziennie
      XYZa

      Usuń
    2. Na pewno jest jakaś grupa ludzi, która wchodzi przez przypadek, a nawet jeśli Ty wchodzisz dwa razy dziennie, to jakim cudem jest prawie 200 wyświetleń w ciągu jednego dnia? Plus zwiększają się wyświetlenia, każdego rozdziału, czyli ktoś je czyta, ale nie komentuje i tyle ;) Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Ktoś tu chyba jest zazdrosny... DOBRZE MALFOY! Tak trzymaj!
    Rozdział trochę krótki ale za to końcówka cud miód :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem co mam pisać. Rozdział świetny. Jednak nie jestem pewna czy w przypadku, gdy używamy "i że " powinien być przecinek po "i". Jednak nie jestem pewna. Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku.
    Krukonka

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że Ron przeżyje, ale czemu Hermiona go pocałowała?! Draco chyba nie będzie zadowolony. ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkie rozdziały już przeczytałam, ale jutro pozostawię dłuższy komentarz, bo już dzisiaj moja głowa odmawia współpracy. :D

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam pozostawić jeden dłuższy komentarz, aniżeli miałabym komentować każdy rozdział z osobna. Kiedy już się wciągnęłam, nie mogłam przestać czytać.
      Ogólnie muszę Ci powiedzieć, że nie lubię opowiadań, w których Hermiona nagle okazuje się arystokratką i omijam je szerokim łukiem, jednak u Ciebie się zmogłam, przymknęłam na ten fakt oczy i przeczytałam do tego rozdziału. I cóż mogę powiedzieć? Cieszę się, że postanowiłam się przełamać i przeczytać Twoje opowiadanie. Niezwykle się wciągnęłam i każdy kolejny rozdział pochłaniałam jednym tchem.
      Po pierwsze, a zarazem chyba najważniejsze, masz bardzo prosty styl pisania (co jest oczywiście zaletą) przez co wciągasz czytelnika. Opisy nie są pisane na siłę, nie ma ich za dużo, ale też za mało. W sam raz, o. Chociaż jakby było ich więcej, nie obraziłabym się. :D Dialogi są naturalne, bo w niektórych opowiadaniach są sztywne, że to aż boli. Na szczęście u ciebie tego nie ma.
      Bardzo się cieszę, że Hermiona nie okazała się córką Voldemorta, bo tego chyba bym nie zdzierżyła. Po prostu nie trawię takiego typu opowiadań, aczkolwiek dla Ciebie zrobię wyjątek i będę śledziła losy Twoich bohaterów, bo cholernie mnie zaciekawiłaś.
      Podobają mi się wątki, jakie rozwijasz. Pomysł z Ronem był strzałem w dziesiątkę! Miałam ochotę go szczerze zabić, kiedy okazało się, że znalazł się w twierdzy Riddle'a przez własną głupotę... Jestem jedynie strasznie ciekawa, a zarazem boję się, co Voldemort chce z nim zrobić. Czuję, że szykujesz dla nas coś intrygującego. Podobał mi się także wątek z mężem Bellatrix ─ Rudolfem. Na całe szczęście już ten mężczyzna nie żyje, ale jednak boję się, że Bellatrix będzie chciała się zemścić na Hermionie za śmierć swojego męża... Co jeszcze... Podobał mi się także wątek spotkania Hermiony z biologicznymi rodzicami. Czuję, że jeszcze wiele razy nas zaskoczysz, tylko pytanie czym.
      Och, musiałaś akurat tak skończyć ten rozdział? Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny, bo nie mogę się doczekać jak to dalej będzie! Draco zobaczył pocałunek Hermiony i Rona, więc pewnie będzie wkurzony... Dodawaj szybko. :)
      Na ten nowy rok życzę Ci, aby okazał się lepszy od tego, który przychodzi nam żegnać. Życzę Ci, abyś spełniła swoje marzenia, dążyła do postanowionych sobie celów, i miała nieograniczoną wenę. :D
      niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/

      Pozdrawiam, M.

      Usuń
    2. dziekuję Ci bardzo za komentarz, nie wiesz ile to dla mnie znaczy :* ogromnie się cieszę, że podoba Ci się moje opowiadanie i że będziesz do niego wracać :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za życzenia :)

      Usuń
  10. Ron jest kretynem ;__; Nie tylko zaszkodził sobie, ale też Hermionie, bo teraz będzie musiała się słuchać Voldka. Jednym słowem Łasic irytuje mnie jak zawsze.
    BTW Hermiona nie powinna go całować. Może sobie tłumaczyć, że spełnia ostatnie życzenie skazańca itp., ale jak znam życie to prawdopodobnie Weasley przeżyje. A wtedy będzie żałować, żę dała mu nadzieję na coś, co nie ma przyszłości.
    Chyba, że to genialny plan wzbudzenia zazdrości Malfoy'a xD
    Weny i szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, nominowałam Cię do LBA, po więcej informacji zapraszam do mnie: http://mury-nienawisci.blogspot.com/
    ps.
    Byłabym bardzo wdzięczna jeśli byś przeczytała i skomentowała go :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ohoho. Zazdrosny 0 stopniowy Draco :D.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli między Draco i Hermioną zaczyna się już coś zmieniać - ciekawe jak to rozwiniesz dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  14. No nieźle.
    Hermiona robi źle dając nadzieje Ronowi .
    Ups... Draco wszedł w nieodpowiednim momencie ;/
    Jestem ciekawa co Lord wymyśli na Balu :>

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję że moje marzenie się spełni i Rudzielec umrze! Rozdział bardzo fajny :)
    SectumSempra

    OdpowiedzUsuń
  16. Można się było tego spodziewać po Ronie... Zawsze uważałam go za dzieciaka.

    OdpowiedzUsuń
  17. Pierwsza myśl Ronaldzie Weasley wpakowałeś się w niezłe gówno XD Draco zaraz go zabiję, pewnie będzie zazdrosny ^^ Bal Śmierciożerców jestem tego ciekawa, wyobraziłam sobie Toma tańczącego na parkiecie ;o;

    OdpowiedzUsuń
  18. No cóż... nic dodać, nic ująć. Rozdział świetny i akcja co raz ciekawsza. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaczęłam ponownie czytać Twojego bloga bo dawno tu nie zaglądałam. Kolejny świetny rozdział. Robi się bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  20. NIEEE JAK MOGŁAŚ TYLKO NIE ROMOIONE FUFUFUFUFUUFUFUFUUFUUFU

    OdpowiedzUsuń

Bardzo Was proszę o komentarze, w których wyrazicie swoją opinię o moim blogu :) Dziękuję za każdy z nich to bardzo motywuje :)