8 grudnia 2014

Rozdział XIII

 Przerażenie. To idealne słowo, które opisywało to, co działo się w mojej duszy. Mężczyzna lewitował moje ciało przez ciemne, śmierdzące stęchlizną korytarze. Z tego, co przeczuwałam prowadził mnie do lochów. Wzbudzało to jeszcze większą panikę oraz frustrację, że przez zaklęcie nie jestem w stanie ruszyć nawet palcem. Moja głupota nie zna granic. Jak mogłam zapomnieć o różdżce? W takim miejscu powinnam z nią nawet spać, a ja wybieram się sama na przechadzkę po Riddle Manor bez jakiejkolwiek broni. Idiotka. Rudolf Lestrange, co jakiś czas zerkał w moją stronę, uśmiechając się przy tym jak obłąkany. Wiedziałam, że w jego głowie kiełkuje się okrutny plan zemsty na mnie. Tylko, co ja mogę na to poradzić, że Czarny Pan kazał mi go torturować? Wiem, może za bardzo mnie poniosło, ale do cholery to on zabił mojego ojca! Miałam mu pogratulować? To dla mnie zbyt wiele. To miejsce wyzwala we mnie najgorsze demony, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Poczułam jak moje ciało opada na ziemię. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po miejscu, w którym się zatrzymaliśmy. Była to obskurna cela. Ściany były pokryte grzybem, a wilgoć jaka tutaj panowała przyprawiała mnie o dreszcze. Rudolf opuścił różdżkę i w jednej chwili mogłam zacząć się poruszać. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Szybkim ruchem odsunęłam się od mężczyzny, plecami dotykając obślizgłej ściany w lochu. Nie było drogi ucieczki. Lestrange postarał się o miejsce odosobnione, bez jakichkolwiek świadków, a ja wiedziałam, że mój krzyk w niczym mi nie pomoże. Spojrzałam w jego oczy, które nadal oblane były głęboką czernią i sama nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
- Miło cię znowu widzieć, Hermionko. – skrzywiłam się na to zdrobnienie i mocno zacisnęłam ręce na ramionach. Ton jego głosu był przesłodzony, a jednocześnie zimny. Nie odpowiedziałam mu. Co mogłabym mu powiedzieć? Ciebie również miło widzieć Rudolfie? Niedorzeczność.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać? – zapytał, a jego głos przyprawiał mnie o dreszcze.
- O czym… chcesz rozmawiać?
- Hmm… pomyślmy… może o zemście? – powiedział, autentycznie zastanawiając się nad każdym wypowiedzianym słowem, a ja doskonale wiedziałam, że jest to przemyślane zagranie, aby doprowadzić mnie na skraj rozpaczy.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać. – powiedziałam stanowczym, aczkolwiek cichym głosem. Nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję. Chcę, aby ten koszmar się skończył, mimo, że jeszcze na dobre się nie zaczął.
- To o czym byś chciała porozmawiać? – zapytał, a ja byłam kompletnie zbita z tropu. Rozglądałam się wokoło, zastanawiając się nad poprawną odpowiedzią na to pytanie. Może od tego zależy moje życie?
- O wybaczeniu. – odpowiedziałam. Rudolf spojrzał na mnie z zaciekawieniem i błyskiem w oczach, po czym wybuchł szyderczym i okrutnym śmiechem, który echem niósł się po lochach. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk, domyślając się, że moja odpowiedź nie była prawidłowa.
- Chcesz przez to powiedzieć, że mam ci wybaczyć?! Wybaczyć to, że o mało mnie nie zabiłaś?! – krzyczał mężczyzna, wymachując niebezpiecznie swoją różdżką.
- A ja mam ci wybaczyć, że zabiłeś mojego ojca?! – wstałam i zacisnęłam pięści ze złości. Mierzyłam go pełnym nienawiści wzorkiem, chociaż wiedziałam, że to on ma przewagę, a nie ja. Jednak jego słowa były tak okropną hipokryzją, że nie mogłam mu tego darować. Sam ma na sumieniu wiele istnień, w tym jedno dla mnie najważniejsze. Teraz było mi już wszystko jedno, mógł ze mną robić co chciał.
- Nie pyskuj, dobrze ci radzę, to ja tutaj ustalam reguły. – wysyczał Lestrange celując we mnie różdżką.
- Proszę! Zabij mnie! Nic mnie to nie obchodzi! – krzyczałam z rozpaczy i bezsilności. W tym momencie naprawdę było mi wszystko jedno, co się ze mną stanie.
- Myślisz, że to takie proste? Avada Kedavra. – powiedział spokojnie, a zielone światło przemknęło obok mnie, wylatując przez malutkie okno na górze celi. Stałam jak sparaliżowana. Byłam pewna, że ten człowiek mnie zabije, a on jakby nigdy nic nie trafił.  Uśmiechnął się cynicznie, oceniając moje przerażenie. 
- Nie jesteś gotowa na śmierć, ale jesteś gotowa na cierpienie, którego nie zapomnisz do końca życia. – powiedział spokojnym głosem.
- SERPENSORTIA! – krzyknął, a z jego różdżki wystrzelił ogromny wąż. Gad upadł na ziemię i spojrzał na Rudolfa, czekając na rozkazy.
- Atakuj ją! – wąż zaczął zbliżać się w moim kierunku, a ja zaczęłam powoli się wycofywać. Po chwili moje plecy napotkały ścianę, a ja byłam w ślepym zaułku. Widziałam, że zbliża się on do ataku, wyszczerzając swoje kły, z których kapał zielony jad. Zasłoniłam się rękoma i zamknęłam oczy czekając na ugryzienie, jednak nic takiego się nie działo. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam, że wokół mnie powstała bariera stworzona z płomieni. Wąż nie mógł się zbliżyć, ponieważ bał się ognia. Odetchnęłam z ulgą, nagle uświadamiając sobie, że bez różdżki jestem w stanie się obronić. Uśmiechnęłam się lekko, lecz nie potrwało to długo.
- Incarcerous! – usłyszałam i poczułam, jak niewidzialne liny oplatają moje ciało, krępując każdy ruch. Ogień opadł, a ja znowu ujrzałam Rudolfa, ale już bez swojego pomocnika.
- Zapomniałem, że możesz władać żywiołami bez pomocy różdżki. Mój błąd. Od teraz będziesz cały czas związana. – uśmiechnął się chytrze i pocierał ręką o brodę,  jakby zastanawiając się nad wykwintną torturą.
- Zaczniemy od czegoś łatwego, dobrze? Crucio! – krzyknął. Znajoma fala bólu oblała moje ciało, a liny na moim ciele niebezpiecznie się zwężały potęgując cierpienie. Nie wiem ile czasu trwało zaklęcie, ale wiedziałam, że  za chwilę stracę przytomność. Poczułam jak krew spływa mi z nosa, a przed oczami miałam czarne plamy przysłaniające obraz rzeczywistości.
- Wystarczy. – powiedział i podszedł do mnie. Złapał ręką za moje włosy i podniósł mi głowę, oceniając szkody jakie wyrządził. Widocznie nie były wystarczająco duże, bo poczułam jak uderza pięścią w moją twarz, rozcinając przy tym wargę. Na koniec z pogardą uderzył moją głową o posadzkę, a ja powoli traciłam świadomość.
- Sectumsempra. – powiedział Lestrange. Poczułam jakby ktoś ciął moją skórę tępym, brudnym nożem. Spojrzałam w dół, a mój biały podkoszulek i niebieskie dżinsy były pokryte krwią. Zaczęłam płakać z niewyobrażalnego bólu, modląc się o śmierć. Rudolf podszedł do mnie powolnym krokiem, jakby napawając się moim krytycznym stanem. Pochylił się nad moim ciałem i obserwował, jak rany stają się jeszcze głębsze.
- I co ja mam z tobą zrobić? Pozwolić ci umrzeć, czy może wyleczyć, żebyśmy dalej mogli się zabawić? – powiedział jadowicie, a ja zaczęłam krztusić się krwią i straciłam przytomność.

***

Przeklęty Dumbledore. Ile razy można zmieniać plan działania? Ten staruszek jest bardziej pokręcony od samego Voldemorta, bo ten przynajmniej idzie według jednego schematu. Nie zmienia, co chwilę zdania z powodu jakiś błahostek.  Chyba nigdy nie zrozumiem logiki naszego dyrektora. Spojrzałem na zegarek, była godzina ósma trzydzieści, co oznaczało, że jeszcze wyrobię się na śniadanie. Szybkim krokiem przemierzyłem korytarz prowadzący do jadalni i po chwili znajdowałem się w pomieszczeniu razem z Czarnym Panem i moimi rodzicami oraz ukochaną ciocią Bellą. Nie mogło być lepiej. Po cichu usiadłem na swoim miejscu i zacząłem nakładać sporą porcję jajecznicy na talerz. Dziwna cisza dzwoniła mi w uszach, ale niespecjalnie zwróciłem na to uwagę. Byłem głodny jak diabli.
- Draconie, czy możesz przestać jeść? – zapytał Czarny Pan, a ja wiedziałem, że to był rozkaz, a nie prośba. Natychmiast się wyprostowałem i spojrzałem na mężczyznę, zastanawiając się, o co może mu chodzić.
- Tak, panie. Czy coś się stało? – zapytałem i rozejrzałem się po twarzach innych. Ojciec jak zwykle miał obojętną minę, a ciotka tradycyjnie miała obłąkany wyraz twarzy, który nie mówił mi absolutnie nic. Spojrzałem na moją matkę, a w jej oczach zauważyłem strach i zaniepokojenie. Czy coś się wydało? Czarny Pan wie, że byłem na spotkaniu w Hogwarcie? Jeśli tak, to cóż, mówiąc kolokwialnie mam przejebane. Ponownie spojrzałem na Lorda i dalej nie mogłem odgadnąć, jaki jest powód tego dziwnego zachowania.
- Nie brakuje tutaj kogoś? – zapytał ponownie mężczyzna, a ja  kolejny raz przejechałem po twarzach przy stole. Nagle mnie olśniło. Hermiona. Gdzie ona jest?
- Nie ma Hermiony, ale wiesz Panie, że nie mogłem jej dzisiaj towarzyszyć w drodze na śniadanie. – odpowiedziałem. Snape powiedział mu, że muszę załatwić pewne formalności związane z nieobecnością w szkole, co nie wzbudzało żadnych podejrzeń u Voldemorta.
- Tak, wiem o tym. Ale jej nie ma. Narcyza przekazała Hermionie, że ma się stawić na śniadaniu i do tej pory dziewczyna nie dotarła. – odpowiedział Riddle, a ja zmarszczyłem brwi zastanawiając się, gdzie ta dziewucha może się podziewać.
- Sprawdzaliście w jej komnatach? – zapytałem.
- Przed chwilą stamtąd wróciłam Draco, nie ma po niej śladu. – powiedziała Narcyza płaczliwym głosem. Zdziwiony spojrzałem na matkę. Czy ona się przejmuje tą całą Lennox? Pewnie zbuntowała się i postanowiła uciec, ale nie przewidziała, że stąd nie ma ucieczki i prawdopodobnie błądzi, gdzieś po posiadłości.
- Może postanowiła uciec. – powiedziałem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Nie sądzę. Nie jest głupia i wie, że stąd nie da się tak po prostu wyjść. – powiedział Lord. Cisza przy stole trwała bardzo długo, wszyscy zastanawialiśmy się, co się stało z Hermioną, ale nikt nie wpadł na konkretny pomysł.
- Jak się czuje twój mąż, Bello? – zapytał nagle Voldemort.
- Od wczoraj znakomicie. Wrócił do pełni sił. Nasz magomedyk potrafi zdziałać cuda.– odpowiedziała lakonicznie kobieta popijając herbatę. Wtedy mnie olśniło. Przecież to przez Hermionę, Rudolf wylądował w ciężkim stanie w skrzydle szpitalnym Riddle Manor. Czyżby zapragnął zemsty? Spojrzałem w stronę Lorda i domyśliłem się, że on myśli o tym samym.
- To dlaczego go tutaj nie ma? – zapytałem.
- Och… mówił, że ma jakieś sprawy do załatwienia. Sama nie wiem, szczerze mnie to nie interesuje. – powiedziała Bellatrix.
- Lucjuszu, idź przeszukaj górne komnaty. Draco, ty udaj się do lochów. Bardzo prawdopodobne, że Rudolf urządził sobie zemstę, bez mojej zgody. – wysyczał Czarny Pan. W jednej chwili zerwałem się z miejsca i biegiem udałem się do lochów. Jeżeli ten popapraniec naprawdę ją dopadł, to bardzo możliwe, że jest już po niej. Mój wuj jest niby spokojniejszy od swojej żony, ale gdy chodzi o zemstę jest on po prostu nieobliczalny. Pamiętam jak w piątej klasie, torturował Dołohowa, gdy przyłapał jego i Bellatrix w dwuznacznej sytuacji. Antonin przez miesiąc znajdował się w śpiączce, chociaż nikt nie dawał mu szansy na przeżycie. Przyśpieszyłem kroku, przypominając sobie to wydarzenie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Hermionę spotkało to samo, co tego plugawego Śmierciożercę. Nie zasłużyła na to. Zapach stęchlizny zasygnalizował mi, że znalazłem się w lochach. Powolnym krokiem przeszukiwałem każde pomieszczenie, szukając jakiegokolwiek śladu dziewczyny. Po kilkunastu minutach straciłem nadzieję, że mogą tutaj się znajdować. Zacząłem zawracać, gdy usłyszałem stłumiony krzyk. Odwróciłem się w stronę dźwięku, jednak półmrok nie pozwalał mi dojrzeć nic konkretnego. Po cichu udałem się do źródła hałasu. Była to ostatnia cela w lochu, najgorsza z możliwych. Zginęło tutaj najwięcej mugoli, można by rzec, że odbywała się tu istna rzeź niewiniątek. Gwałty i mordy były na porządku dziennym, niszcząc każdego niewolnika psychicznie i fizycznie. Takie tortury trwały tutaj po kilka tygodni, bo uzdrawiano ofiary, by potem znowu zamieniać ich życie w koszmar. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tych okrucieństwach. Na szczęście, tylko najwierniejsi i najbardziej brutalni Śmierciożercy mieli „przywilej” uczestniczenia w tych sesjach. Ja nie zaliczałem się do nich i każdego dnia dziękowałem za to Merlinowi.  Zakradłem się do celi i wyjrzałem zza muru, aby móc ocenić sytuację. To, co zobaczyłem przyprawiło mnie o niebezpieczny dreszcz ciągnący się wzdłuż kręgosłupa. Hermiona leżała cała we krwi, a Rudolf pochylał się nad nią.
- I co ja mam z tobą zrobić? Pozwolić ci umrzeć, czy może wyleczyć, żebyśmy dalej mogli się zabawić? – usłyszałem jego jadowity głos i zacisnąłem pięści ze złości. Co ten śmieć wyprawia? Nie zdaje sobie sprawy, że za ten wybryk czeka go sroga kara u Voldemorta? Przecież Lennox jest jego ulubienicą, tajną bronią, której on nigdy nie pozwoliłby skrzywdzić. Ten facet jest głupszy niż myślałem. Zauważyłem, że dziewczyna zamknęła oczy. Musiała zemdleć, widać doskonale ile krwi straciła po tej paskudnej klątwie.  
- No, skoro zemdlałaś, to nie będziesz miała nic przeciwko…- powiedział Lestrange i zaczął rozpinać pasek i rozporek spodni. Nie wierzę w to. Ten idiota planuje ją zgwałcić. Tego było już za wiele.
- Petrificus Totalus! – krzyknąłem, a mężczyzna upadł wprost na Hermionę. Szybko podbiegłem do nich, aby zdjąć jego tłuste ciało z dziewczyny. Jednym ruchem odsunąłem mężczyznę i sprawdziłem jej puls. Na szczęście był wyczuwalny, ale słabł z minuty na minutę. Bez chwili namysłu wziąłem ciało Hermiony na ręce i pędem udałem się do skrzydła szpitalnego. Czułem jak jej krew wsiąka w moją koszulę i byłem szczerze przerażony ilością i tempem w jakim ta krew opuszcza jej organizm. Jak burza wpadłem do pomieszczenia, w którym siedział sędziwy staruszek o imieniu Alfred.  Był on wspaniałym magomedykiem, który niejednokrotnie ratował życia tych zwyrodnialców w zamian za wolność jego rodziny.
- Szybko Alfredzie, musimy ją ratować! – wykrzyknąłem do mężczyzny i ułożyłem dziewczynę na łóżku. W pewnym momencie, otworzyła ona oczy i spojrzała zamglonym wzrokiem na mnie.
- D…dz…dziękuję…Ci…Draco. – wyszeptała, a w jej oczach malowała się wdzięczność. Mogłem przyjrzeć się jej pięknym zielonym tęczówkom, które w niektórych miejscach miały brązowe plamki. Jakby stara Hermiona Granger, nigdy nie opuściła Hermiony Lennox, mimo zmiany tożsamości, to była wciąż ta sama dziewczyna. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do niej, gładząc jej włosy. Po chwili oczy dziewczyny się zamknęły, a ja przerażony spojrzałem w stronę Alfreda.
- Odsuń się, Draco. Potrzebna jej natychmiastowa pomoc! – powiedział staruszek i odepchnął mnie od łóżka dziewczyny. Pochylił się nad nią i zaczął szeptać zaklęcia ratujące jej życie. Poczułem na swoim ramieniu dłoń. Odwróciłem się i zobaczyłem twarz matki, po której spływały słone łzy. Natychmiast przytuliłem się do kobiety i sam uroniłem jedną, maleńką łzę, którą szybkim ruchem ręki wytarłem. Wtulając się w ciało Narcyzy, błagałem Merlina o ratunek dla Hermiony . To było teraz najważniejsze.

***



Kolejny rozdział dla Was. Wena przyszła to i rozdział szybciej :) Dalej PROSZĘ O ZOSTAWIANIE KOMENTARZY POD ROZDZIAŁEM, jak widzicie potrafi mnie to motywować do dalszej pracy i bardzo dziękuję poprzednim komentującym :)

P.S. Wiecie, że Rowling planuje wydać 12 opowiadań w świecie Harrego? Mają się one ukazać od 12 grudnia na stronie pottermore.com , a jedno z nich ma dotyczyć Dracona! Sama jestem ciekawa, co wymyśli Rowling i w jakim świetle go przedstawi. Mam nadzieję, że w lepszym niż w samej książce, ponieważ według mnie Malfoy o wiele więcej w życiu wycierpiał niż sam Harry, a Rowling zrobiła z niego tchórzliwą fretkę. Największą radością byłoby dla mnie, gdyby napisała, że tak naprawdę Draco zawsze kochał Hermionę, a ona jego, ale wiem, że to nie możliwe :D Tak sobie tylko fantazjuję :D  Pozdrawiam Was! 

D.

19 komentarzy:

  1. Jak mi szkoda Hermiony, oby Voldemort porządnie ukarał Rudolfa. Bardzo mile mnie zaskoczyła postawa Draco, lubię go takiego. ;) I oczywiście nie mogę się doczekać tych opowiadań Rowling!
    Buziaki
    Bells :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, rzeczywiście masz rację, Rowling ukazała Draco w bardzo złym świetle, dopiero pisząc Dramione zmieniłam do niego stosunek. Biedna Hermiona, ehh, życzę weny i czekam na nexta. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona Lennox? Fajnie, że nie Riddle.:D Ogólnie to powinnam zacząć czytać Twojego bloga od początku, ale zawsze zaczynam od najwcześniej dodanej notki, żeby zobaczyć, czy mi się blog podoba: ) Twój jest ciekawy. Miona ulubienica Czarnego Pana. Ją wszyscy kochają! :D Zaczynam czytać od początku no i oczywiście czekam na nową notkę. Jeśli masz czas, zajrzyj do mnie: D dramione-elanor.blogspot.com zaczynam dopiero, ale może będzie z tego coś znosnego. XD.
    Weny.: *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na nowy rozdział i zapraszam do mnie na I. :D
      http://dramione-elanor.blogspot.com/

      Usuń
  4. Kocham te twoje wybrnięcia z każdej sytuacji. Rozdział bardzo fajny. Czekam na następny i oczywiście życzę weny. Pozdrawiam.
    Krukonka

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że rozdziały pojawiają się tak szybko. Ciągle mam opóźnienia, ale przynajmniej zawsze kiedyś tu zajrzę. Nie będę się rozpisywać, dodam jedynie, że rozdział był świetny.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :)
    ~Natalia

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak się wciągnęłam, że przeczytałam juz wszystko...
    Muszę teraz czekać... GOD WHY :((
    Rozdział, jak wszystkie inne- cudny <3
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super i mega wciągające :) pisz dalej i nie podawaj sie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeklęty Rudolf! To nie jej wina Ty sadysto!
    Tak się martwiłam o Mionę i szczerze to myślałam, że wyślesz Lucjusza do lochu, ażeby było zabawniej, no cóż, Draco wybawco ty mój <3
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń
  10. No i pojawiła się ta bardziej ludzka twarz Draco:) Akcja nabrała rozpędu tylko wątek Draco Hermiona powoli sie rozwija co ma swój urok:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Już myślałam że Rudolf ją zgwałci, a tu nagle Draco! Normalnie aż wstrzymałam oddech. Nareszcie "lepsza" strona Dracona.
    Pozdrawiam SectumSempra

    OdpowiedzUsuń
  12. <3 twój blog jest super

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja nienawidzę Rudolfa, pieprzony sadysta i masochista w jednym dobrze, że Draco zdążył na czas i pokazał się z tej innej strony.
    Pozdrawiam Ayumi :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak dobrze, że ją uratował..., swoją drogą, Rudolf to straszna szuja.

    OdpowiedzUsuń
  15. Lecę czytać kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Bardzo Was proszę o komentarze, w których wyrazicie swoją opinię o moim blogu :) Dziękuję za każdy z nich to bardzo motywuje :)