Przerażenie. To
idealne słowo, które opisywało to, co działo się w mojej duszy. Mężczyzna lewitował moje ciało przez ciemne,
śmierdzące stęchlizną korytarze. Z tego, co przeczuwałam prowadził mnie do
lochów. Wzbudzało to jeszcze większą panikę oraz frustrację, że przez zaklęcie
nie jestem w stanie ruszyć nawet palcem. Moja głupota nie zna granic. Jak
mogłam zapomnieć o różdżce? W takim miejscu powinnam z nią nawet spać, a ja
wybieram się sama na przechadzkę po Riddle Manor bez jakiejkolwiek broni.
Idiotka. Rudolf Lestrange, co jakiś czas zerkał w moją stronę, uśmiechając się
przy tym jak obłąkany. Wiedziałam, że w jego głowie kiełkuje się okrutny plan
zemsty na mnie. Tylko, co ja mogę na to poradzić, że Czarny Pan kazał mi go
torturować? Wiem, może za bardzo mnie poniosło, ale do cholery to on zabił
mojego ojca! Miałam mu pogratulować? To dla mnie zbyt wiele. To miejsce wyzwala
we mnie najgorsze demony, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Poczułam jak
moje ciało opada na ziemię. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po miejscu, w którym
się zatrzymaliśmy. Była to obskurna cela. Ściany były pokryte grzybem, a wilgoć
jaka tutaj panowała przyprawiała mnie o dreszcze. Rudolf opuścił różdżkę i w
jednej chwili mogłam zacząć się poruszać. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze,
czy źle. Szybkim ruchem odsunęłam się od mężczyzny, plecami dotykając
obślizgłej ściany w lochu. Nie było drogi ucieczki. Lestrange postarał się o
miejsce odosobnione, bez jakichkolwiek świadków, a ja wiedziałam, że mój krzyk
w niczym mi nie pomoże. Spojrzałam w jego oczy, które nadal oblane były głęboką
czernią i sama nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
- Miło cię znowu widzieć, Hermionko. – skrzywiłam się na to
zdrobnienie i mocno zacisnęłam ręce na ramionach. Ton jego głosu był
przesłodzony, a jednocześnie zimny. Nie odpowiedziałam mu. Co mogłabym mu
powiedzieć? Ciebie również miło widzieć Rudolfie? Niedorzeczność.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać? – zapytał, a jego głos
przyprawiał mnie o dreszcze.
- O czym… chcesz rozmawiać?
- Hmm… pomyślmy… może o zemście? – powiedział, autentycznie
zastanawiając się nad każdym wypowiedzianym słowem, a ja doskonale wiedziałam,
że jest to przemyślane zagranie, aby doprowadzić mnie na skraj rozpaczy.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać. – powiedziałam stanowczym,
aczkolwiek cichym głosem. Nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję. Chcę, aby
ten koszmar się skończył, mimo, że jeszcze na dobre się nie zaczął.
- To o czym byś chciała porozmawiać? – zapytał, a ja byłam
kompletnie zbita z tropu. Rozglądałam się wokoło, zastanawiając się nad
poprawną odpowiedzią na to pytanie. Może od tego zależy moje życie?
- O wybaczeniu. – odpowiedziałam. Rudolf spojrzał na mnie z
zaciekawieniem i błyskiem w oczach, po czym wybuchł szyderczym i okrutnym
śmiechem, który echem niósł się po lochach. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk,
domyślając się, że moja odpowiedź nie była prawidłowa.
- Chcesz przez to powiedzieć, że mam ci wybaczyć?! Wybaczyć
to, że o mało mnie nie zabiłaś?! – krzyczał mężczyzna, wymachując
niebezpiecznie swoją różdżką.
- A ja mam ci wybaczyć, że zabiłeś mojego ojca?! – wstałam i
zacisnęłam pięści ze złości. Mierzyłam go pełnym nienawiści wzorkiem, chociaż
wiedziałam, że to on ma przewagę, a nie ja. Jednak jego słowa były tak okropną
hipokryzją, że nie mogłam mu tego darować. Sam ma na sumieniu wiele istnień, w
tym jedno dla mnie najważniejsze. Teraz było mi już wszystko jedno, mógł ze mną
robić co chciał.
- Nie pyskuj, dobrze ci radzę, to ja tutaj ustalam reguły. –
wysyczał Lestrange celując we mnie różdżką.
- Proszę! Zabij mnie! Nic mnie to nie obchodzi! – krzyczałam
z rozpaczy i bezsilności. W tym momencie naprawdę było mi wszystko jedno, co
się ze mną stanie.
- Myślisz, że to takie proste? Avada Kedavra. – powiedział spokojnie,
a zielone światło przemknęło obok mnie, wylatując przez malutkie okno na górze
celi. Stałam jak sparaliżowana. Byłam pewna, że ten człowiek mnie zabije, a on
jakby nigdy nic nie trafił. Uśmiechnął
się cynicznie, oceniając moje przerażenie.
- Nie jesteś gotowa na śmierć, ale jesteś gotowa na
cierpienie, którego nie zapomnisz do końca życia. – powiedział spokojnym
głosem.
- SERPENSORTIA! – krzyknął, a z jego różdżki wystrzelił
ogromny wąż. Gad upadł na ziemię i spojrzał na Rudolfa, czekając na rozkazy.
- Atakuj ją! – wąż zaczął zbliżać się w moim kierunku, a ja
zaczęłam powoli się wycofywać. Po chwili moje plecy napotkały ścianę, a ja
byłam w ślepym zaułku. Widziałam, że zbliża się on do ataku, wyszczerzając swoje
kły, z których kapał zielony jad. Zasłoniłam się rękoma i zamknęłam oczy czekając na
ugryzienie, jednak nic takiego się nie działo. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam,
że wokół mnie powstała bariera stworzona z płomieni. Wąż nie mógł się zbliżyć,
ponieważ bał się ognia. Odetchnęłam z ulgą, nagle uświadamiając sobie, że bez różdżki
jestem w stanie się obronić. Uśmiechnęłam się lekko, lecz nie potrwało to
długo.
- Incarcerous! – usłyszałam i poczułam, jak niewidzialne
liny oplatają moje ciało, krępując każdy ruch. Ogień opadł, a ja znowu ujrzałam
Rudolfa, ale już bez swojego pomocnika.
- Zapomniałem, że możesz władać żywiołami bez pomocy
różdżki. Mój błąd. Od teraz będziesz cały czas związana. – uśmiechnął się
chytrze i pocierał ręką o brodę, jakby
zastanawiając się nad wykwintną torturą.
- Zaczniemy od czegoś łatwego, dobrze? Crucio! – krzyknął.
Znajoma fala bólu oblała moje ciało, a liny na moim ciele niebezpiecznie się
zwężały potęgując cierpienie. Nie wiem ile czasu trwało zaklęcie, ale wiedziałam,
że za chwilę stracę przytomność.
Poczułam jak krew spływa mi z nosa, a przed oczami miałam czarne plamy
przysłaniające obraz rzeczywistości.
- Wystarczy. – powiedział i podszedł do mnie. Złapał ręką za
moje włosy i podniósł mi głowę, oceniając szkody jakie wyrządził. Widocznie nie
były wystarczająco duże, bo poczułam jak uderza pięścią w moją twarz,
rozcinając przy tym wargę. Na koniec z pogardą uderzył moją głową o posadzkę, a
ja powoli traciłam świadomość.
- Sectumsempra. – powiedział Lestrange. Poczułam jakby ktoś
ciął moją skórę tępym, brudnym nożem. Spojrzałam w dół, a mój biały podkoszulek
i niebieskie dżinsy były pokryte krwią. Zaczęłam płakać z niewyobrażalnego
bólu, modląc się o śmierć. Rudolf podszedł do mnie powolnym krokiem, jakby
napawając się moim krytycznym stanem. Pochylił się nad moim ciałem i obserwował,
jak rany stają się jeszcze głębsze.
- I co ja mam z tobą zrobić? Pozwolić ci umrzeć, czy może
wyleczyć, żebyśmy dalej mogli się zabawić? – powiedział jadowicie, a ja zaczęłam
krztusić się krwią i straciłam przytomność.
***
Przeklęty Dumbledore. Ile razy można zmieniać plan
działania? Ten staruszek jest bardziej pokręcony od samego Voldemorta, bo ten
przynajmniej idzie według jednego schematu. Nie zmienia, co chwilę zdania z
powodu jakiś błahostek. Chyba nigdy nie
zrozumiem logiki naszego dyrektora. Spojrzałem na zegarek, była godzina ósma
trzydzieści, co oznaczało, że jeszcze wyrobię się na śniadanie. Szybkim krokiem
przemierzyłem korytarz prowadzący do jadalni i po chwili znajdowałem się w
pomieszczeniu razem z Czarnym Panem i moimi rodzicami oraz ukochaną ciocią
Bellą. Nie mogło być lepiej. Po cichu usiadłem na swoim miejscu i zacząłem
nakładać sporą porcję jajecznicy na talerz. Dziwna cisza dzwoniła mi w uszach,
ale niespecjalnie zwróciłem na to uwagę. Byłem głodny jak diabli.
- Draconie, czy możesz przestać jeść? – zapytał Czarny Pan,
a ja wiedziałem, że to był rozkaz, a nie prośba. Natychmiast się wyprostowałem
i spojrzałem na mężczyznę, zastanawiając się, o co może mu chodzić.
- Tak, panie. Czy coś się stało? – zapytałem i rozejrzałem
się po twarzach innych. Ojciec jak zwykle miał obojętną minę, a ciotka tradycyjnie miała obłąkany wyraz twarzy, który nie mówił mi absolutnie nic.
Spojrzałem na moją matkę, a w jej oczach zauważyłem strach i zaniepokojenie.
Czy coś się wydało? Czarny Pan wie, że byłem na spotkaniu w Hogwarcie? Jeśli
tak, to cóż, mówiąc kolokwialnie mam przejebane. Ponownie spojrzałem na Lorda i
dalej nie mogłem odgadnąć, jaki jest powód tego dziwnego zachowania.
- Nie brakuje tutaj kogoś? – zapytał ponownie mężczyzna, a
ja kolejny raz przejechałem po twarzach
przy stole. Nagle mnie olśniło. Hermiona. Gdzie ona jest?
- Nie ma Hermiony, ale wiesz Panie, że nie mogłem jej
dzisiaj towarzyszyć w drodze na śniadanie. – odpowiedziałem. Snape powiedział
mu, że muszę załatwić pewne formalności związane z nieobecnością w szkole, co
nie wzbudzało żadnych podejrzeń u Voldemorta.
- Tak, wiem o tym. Ale jej nie ma. Narcyza przekazała
Hermionie, że ma się stawić na śniadaniu i do tej pory dziewczyna nie dotarła. –
odpowiedział Riddle, a ja zmarszczyłem brwi zastanawiając się, gdzie ta
dziewucha może się podziewać.
- Sprawdzaliście w jej komnatach? – zapytałem.
- Przed chwilą stamtąd wróciłam Draco, nie ma po niej śladu.
– powiedziała Narcyza płaczliwym głosem. Zdziwiony spojrzałem na matkę. Czy ona
się przejmuje tą całą Lennox? Pewnie zbuntowała się i postanowiła uciec, ale
nie przewidziała, że stąd nie ma ucieczki i prawdopodobnie błądzi, gdzieś po
posiadłości.
- Może postanowiła uciec. – powiedziałem, bo nic innego nie
przychodziło mi do głowy.
- Nie sądzę. Nie jest głupia i wie, że stąd nie da się tak po prostu wyjść.
– powiedział Lord. Cisza przy stole trwała bardzo długo, wszyscy
zastanawialiśmy się, co się stało z Hermioną, ale nikt nie wpadł na konkretny
pomysł.
- Jak się czuje twój mąż, Bello? – zapytał nagle Voldemort.
- Od wczoraj znakomicie. Wrócił do pełni sił. Nasz magomedyk
potrafi zdziałać cuda.– odpowiedziała lakonicznie kobieta popijając herbatę.
Wtedy mnie olśniło. Przecież to przez Hermionę, Rudolf wylądował w ciężkim
stanie w skrzydle szpitalnym Riddle Manor. Czyżby zapragnął zemsty? Spojrzałem
w stronę Lorda i domyśliłem się, że on myśli o tym samym.
- To dlaczego go tutaj nie ma? – zapytałem.
- Och… mówił, że ma jakieś sprawy do załatwienia. Sama nie
wiem, szczerze mnie to nie interesuje. – powiedziała Bellatrix.
- Lucjuszu, idź przeszukaj górne komnaty. Draco, ty udaj się
do lochów. Bardzo prawdopodobne, że Rudolf urządził sobie zemstę, bez mojej
zgody. – wysyczał Czarny Pan. W jednej chwili zerwałem się z miejsca i biegiem
udałem się do lochów. Jeżeli ten popapraniec naprawdę ją dopadł, to bardzo
możliwe, że jest już po niej. Mój wuj jest niby spokojniejszy od swojej żony,
ale gdy chodzi o zemstę jest on po prostu nieobliczalny. Pamiętam jak w piątej
klasie, torturował Dołohowa, gdy przyłapał jego i Bellatrix w dwuznacznej
sytuacji. Antonin przez miesiąc znajdował się w śpiączce, chociaż nikt nie
dawał mu szansy na przeżycie. Przyśpieszyłem kroku, przypominając sobie to
wydarzenie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Hermionę spotkało to samo, co tego
plugawego Śmierciożercę. Nie zasłużyła na to. Zapach stęchlizny zasygnalizował
mi, że znalazłem się w lochach. Powolnym krokiem przeszukiwałem każde
pomieszczenie, szukając jakiegokolwiek śladu dziewczyny. Po kilkunastu minutach
straciłem nadzieję, że mogą tutaj się znajdować. Zacząłem zawracać, gdy
usłyszałem stłumiony krzyk. Odwróciłem się w stronę dźwięku, jednak półmrok nie
pozwalał mi dojrzeć nic konkretnego. Po cichu udałem się do źródła hałasu. Była
to ostatnia cela w lochu, najgorsza z możliwych. Zginęło tutaj najwięcej
mugoli, można by rzec, że odbywała się tu istna rzeź niewiniątek. Gwałty i
mordy były na porządku dziennym, niszcząc każdego niewolnika psychicznie i
fizycznie. Takie tortury trwały tutaj po kilka tygodni, bo uzdrawiano ofiary,
by potem znowu zamieniać ich życie w koszmar. Wzdrygnąłem się na samą myśl o
tych okrucieństwach. Na szczęście, tylko najwierniejsi i najbardziej brutalni
Śmierciożercy mieli „przywilej” uczestniczenia w tych sesjach. Ja nie
zaliczałem się do nich i każdego dnia dziękowałem za to Merlinowi. Zakradłem się do celi i wyjrzałem zza muru,
aby móc ocenić sytuację. To, co zobaczyłem przyprawiło mnie o niebezpieczny
dreszcz ciągnący się wzdłuż kręgosłupa. Hermiona leżała cała we krwi, a Rudolf
pochylał się nad nią.
- I co ja mam z tobą zrobić? Pozwolić ci umrzeć, czy może
wyleczyć, żebyśmy dalej mogli się zabawić? – usłyszałem jego jadowity głos i
zacisnąłem pięści ze złości. Co ten śmieć wyprawia? Nie zdaje sobie sprawy, że
za ten wybryk czeka go sroga kara u Voldemorta? Przecież Lennox jest jego
ulubienicą, tajną bronią, której on nigdy nie pozwoliłby skrzywdzić. Ten facet
jest głupszy niż myślałem. Zauważyłem, że dziewczyna zamknęła oczy. Musiała
zemdleć, widać doskonale ile krwi straciła po tej paskudnej klątwie.
- No, skoro zemdlałaś, to nie będziesz miała nic przeciwko…-
powiedział Lestrange i zaczął rozpinać pasek i rozporek spodni. Nie wierzę w
to. Ten idiota planuje ją zgwałcić. Tego było już za wiele.
- Petrificus Totalus! – krzyknąłem, a mężczyzna upadł wprost
na Hermionę. Szybko podbiegłem do nich, aby zdjąć jego tłuste ciało z
dziewczyny. Jednym ruchem odsunąłem mężczyznę i sprawdziłem jej puls. Na
szczęście był wyczuwalny, ale słabł z minuty na minutę. Bez chwili namysłu
wziąłem ciało Hermiony na ręce i pędem udałem się do skrzydła szpitalnego.
Czułem jak jej krew wsiąka w moją koszulę i byłem szczerze przerażony ilością i
tempem w jakim ta krew opuszcza jej organizm. Jak burza wpadłem do pomieszczenia,
w którym siedział sędziwy staruszek o imieniu Alfred. Był on wspaniałym magomedykiem, który
niejednokrotnie ratował życia tych zwyrodnialców w zamian za wolność jego
rodziny.
- Szybko Alfredzie, musimy ją ratować! – wykrzyknąłem do
mężczyzny i ułożyłem dziewczynę na łóżku. W pewnym momencie, otworzyła ona oczy
i spojrzała zamglonym wzrokiem na mnie.
- D…dz…dziękuję…Ci…Draco. – wyszeptała, a w jej oczach
malowała się wdzięczność. Mogłem przyjrzeć się jej pięknym zielonym tęczówkom,
które w niektórych miejscach miały brązowe plamki. Jakby stara Hermiona
Granger, nigdy nie opuściła Hermiony Lennox, mimo zmiany tożsamości, to była
wciąż ta sama dziewczyna. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do niej, gładząc
jej włosy. Po chwili oczy dziewczyny się zamknęły, a ja przerażony spojrzałem w
stronę Alfreda.
- Odsuń się, Draco. Potrzebna jej natychmiastowa pomoc! –
powiedział staruszek i odepchnął mnie od łóżka dziewczyny. Pochylił się nad nią
i zaczął szeptać zaklęcia ratujące jej życie. Poczułem na swoim ramieniu dłoń.
Odwróciłem się i zobaczyłem twarz matki, po której spływały słone łzy.
Natychmiast przytuliłem się do kobiety i sam uroniłem jedną, maleńką łzę, którą
szybkim ruchem ręki wytarłem. Wtulając się w ciało Narcyzy, błagałem Merlina o
ratunek dla Hermiony . To było teraz najważniejsze.
Jak mi szkoda Hermiony, oby Voldemort porządnie ukarał Rudolfa. Bardzo mile mnie zaskoczyła postawa Draco, lubię go takiego. ;) I oczywiście nie mogę się doczekać tych opowiadań Rowling!
OdpowiedzUsuńBuziaki
Bells :*
Fajny rozdział, rzeczywiście masz rację, Rowling ukazała Draco w bardzo złym świetle, dopiero pisząc Dramione zmieniłam do niego stosunek. Biedna Hermiona, ehh, życzę weny i czekam na nexta. :)
OdpowiedzUsuńHermiona Lennox? Fajnie, że nie Riddle.:D Ogólnie to powinnam zacząć czytać Twojego bloga od początku, ale zawsze zaczynam od najwcześniej dodanej notki, żeby zobaczyć, czy mi się blog podoba: ) Twój jest ciekawy. Miona ulubienica Czarnego Pana. Ją wszyscy kochają! :D Zaczynam czytać od początku no i oczywiście czekam na nową notkę. Jeśli masz czas, zajrzyj do mnie: D dramione-elanor.blogspot.com zaczynam dopiero, ale może będzie z tego coś znosnego. XD.
OdpowiedzUsuńWeny.: *
Czekam na nowy rozdział i zapraszam do mnie na I. :D
Usuńhttp://dramione-elanor.blogspot.com/
Kocham te twoje wybrnięcia z każdej sytuacji. Rozdział bardzo fajny. Czekam na następny i oczywiście życzę weny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKrukonka
Jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że rozdziały pojawiają się tak szybko. Ciągle mam opóźnienia, ale przynajmniej zawsze kiedyś tu zajrzę. Nie będę się rozpisywać, dodam jedynie, że rozdział był świetny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Cassie :)
Świetne :)
OdpowiedzUsuń~Natalia
Tak się wciągnęłam, że przeczytałam juz wszystko...
OdpowiedzUsuńMuszę teraz czekać... GOD WHY :((
Rozdział, jak wszystkie inne- cudny <3
Pozdrawiam i życzę weny!
Super i mega wciągające :) pisz dalej i nie podawaj sie!
OdpowiedzUsuńPrzeklęty Rudolf! To nie jej wina Ty sadysto!
OdpowiedzUsuńTak się martwiłam o Mionę i szczerze to myślałam, że wyślesz Lucjusza do lochu, ażeby było zabawniej, no cóż, Draco wybawco ty mój <3
Pozdrawiam, Anai
Super :-)
OdpowiedzUsuńNo i pojawiła się ta bardziej ludzka twarz Draco:) Akcja nabrała rozpędu tylko wątek Draco Hermiona powoli sie rozwija co ma swój urok:)
OdpowiedzUsuńJuż myślałam że Rudolf ją zgwałci, a tu nagle Draco! Normalnie aż wstrzymałam oddech. Nareszcie "lepsza" strona Dracona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam SectumSempra
DRACO <3
OdpowiedzUsuń<3 twój blog jest super
OdpowiedzUsuńJak ja nienawidzę Rudolfa, pieprzony sadysta i masochista w jednym dobrze, że Draco zdążył na czas i pokazał się z tej innej strony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ayumi :3
Jak dobrze, że ją uratował..., swoją drogą, Rudolf to straszna szuja.
OdpowiedzUsuńczzytam i czytam dalej
OdpowiedzUsuńLecę czytać kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń