23 marca 2015

Rozdział XXII

Hermiona szła krok w krok za Voldemortem, pilnowana przez jego wiernych Śmierciożerców. Ciężkie, wojskowe buty mężczyzn wydawały nieprzyjazny dźwięk, zderzając się z zimną posadzką. Jej mina nie wyrażała kompletnie nic, chociaż domyślałem się, że w środku cała drżała. Nie sądziłem, że ta dziewczyna posunie się do zaatakowania Bellatrix. Co ją do tego skłoniło? Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z jej mocy, ale nigdy nie używała ich do takich celów. Gdy usłyszałem, że to ona stoi za tym atakiem, byłem w ogromnym szoku, chociaż jednocześnie zaimponowało mi to. Oznacza to, że nie porzuciła w tym miejscu swojego charakteru i gdy przyjdzie czas wojny, to wiem, że na pewno stanie u boku Dumbledore’a i pokona Voldemorta. Doszliśmy do sali, w której Lennox codziennie trenowała z Czarnym Panem. Stanąłem obok Blaise’a, który również wyglądał na niezadowolonego takim obrotem sprawy. U boku Riddle’a stanęło dwóch Śmierciożerców, którzy wcześniej eskortowali dziewczynę. Był to Evan Rosier i Igor Karkarow. Obaj z zadowoleniem obserwowali całą tę szopkę i tylko czekali na krwawy rozwój wydarzeń. Dla nich dzień bez jakiejkolwiek rzeźni był stracony. Przenikliwą ciszę przerwał donośny głos Voldemorta.
- Dobrze wiecie, w jakim celu zebraliśmy się tutaj. Za chwilę dołączy do nas nasz magomedyk, aby przekazać informację o stanie naszej drogiej przyjaciółki Bellatrix – wysyczał mężczyzna i zasiadł na czarno – srebrnym tronie. Po pięciu minutach do pomieszczenia wszedł Alfred. Starszy mężczyzna spojrzał ze smutkiem na Hermionę, po czym ukłonił się przed Czarnym Panem.
- Jakie masz dla mnie wieści, Alfredzie? – zapytał z wyższością Tom.
- Bellatrix… Ocknęła się… Jej stan… Tak naprawdę… - jąkał się mężczyzna, nerwowo wyginając palce.
- Nie mam całego dnia na twoją paplaninę. Do rzeczy. – Voldemort  podniósł głos, a jego postawa wskazywała na ogromne zniecierpliwienie.
- Do wiosny nie będzie mogła chodzić o własnych siłach… Jej nogi wymagają czasochłonnego leczenia eliksirami i zaklęciami… To cud, że w ogóle ich nie straciła… - wydusił z siebie Alfred i spuścił głowę.
- Możesz zostać, popatrzysz z nami na przedstawienie – uśmiechnął się przebiegle i spojrzał na Hermionę, która intensywnie wpatrywała się w podłogę. Alfred ukłonił się ponownie i stanął obok mnie i Blaise’a. Widać było, że obwinia się za to, co za chwilę się stanie.
- Hermiono, czy słyszałaś, co przed chwilą powiedział nasz magomedyk? – zapytał Czarny Pan.
- Słyszałam, Panie – wyszeptała dziewczyna i spojrzała w jego stronę.
- Rosier, wiesz, co masz robić – Voldemort wydał rozkaz, a Śmierciożerca pokłonił się i wyszedł z sali. Wszyscy rozglądali się nerwowo, nie wiedząc, o co w tym wszystkim chodzi. Spojrzałem na Zabiniego, a on tylko wzruszył ramionami i dalej obserwował, co ma nastąpić za chwilę. Po pięciu minutach Evan wrócił, pchając przed sobą zakutego w kajdany Rona. Spojrzałem zdziwiony w tamtą stronę, a później na Hermionę. Widziałem w jej oczach strach, usta zakryła dłonią, tłumiąc jęk. Myślę, że doskonale zdawała sobie sprawę, co to oznacza.
- Wspaniale, cieszę się, że wszyscy jesteśmy w komplecie – wyszczerzył zęby Czarny Pan, a jego oczy niebezpiecznie błyszczały. Lennox zerkała to na rudzielca, to na Voldemorta. Widziałem, jak powoli rośnie w niej panika.
- Panie, co mamy z nim zrobić? – zapytał Karkarow, kłaniając się praktycznie do samej ziemi. Tchórzliwa szuja.  Pamiętam, opowiadaną przez ojca historię o tym, jak tamten został schwytany przez Moody’ego. Wyśpiewał praktycznie wszystkie nazwiska Śmierciożerców, przez co został później wypuszczony z Azkabanu. Teraz udawał posłusznego i wiernego, ale gdyby sytuacja miała się powtórzyć, to tak samo jak wcześniej wydałby każdego ze swoich „przyjaciół”. Teraz powrócił w łaski Voldemorta, ale ten traktował go gorzej niż karalucha. Igor natomiast cieszył się, że żyje i stoi u boku swojego pana. Nienawidziłem takich ludzi i był on pierwszą osobą na mojej liście, którą zabiję podczas wojny. Na samą myśl uśmiechnąłem się przebiegle
- Rozkuć go – wydał rozkaz Riddle, a Śmierciożerca sięgnął po klucz i rozkuł kajdany Weasley’a. Rudzielec rozmasował sobie nadgarstki i z niesmakiem spojrzał w stronę Hermiony.
- Hermiono, postanowiłem cię ukarać, ale nie dosłownie. Nie zrobię ci krzywdy, jednak wymagam od ciebie zabicia swojego przyjaciela – wysyczał Czarny Pan, uśmiechając się jadowicie. Dziewczyna zbladła i spojrzała z rozpaczą na Rona. Postawa chłopaka wyrażała czystą obojętność. Wyglądał, jakby był pogodzony ze swoim losem.
- Nie zrobię tego – powiedziała łamliwym głosem Lennox, a w jej oczach zalśniły łzy. Szczerze jej współczułem. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdyby Voldemort kazał mi zabić Zabiniego.
- To nie jest prośba, tylko rozkaz! – krzyknął Riddle.
- Zrób to Hermiono, przecież wszyscy wiedzieliśmy, że tak to się skończy – powiedział zrezygnowanym głosem Weasley.
- Nie zrobię tego, rozumiesz?! Nie zabiję cię! Dopiero zginęli twoi bracia, ty musisz przeżyć! – krzyczała dziewczyna, a Ron spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Kto… Kto zginął? – wyszeptał rudzielec.
- Fred i George… Ron tak mi przykro… - Lennox podbiegła do chłopaka i mocno go przytuliła, jednak on odepchnął ją i upadł na kolana. Przeraźliwy krzyk wyrwał się z jego płuc, można było usłyszeć, jak jego serce rozrywa się na małe kawałki. Nie lubię tego chłopaka, ale w tym momencie było mi go żal.
- Podnieść go. – Kolejny rozkaz padł z ust Voldemorta. Śmierciożercy złapali chłopaka za ręce, jednak on wyrywał im się, wciąż krzycząc i płacząc. Hermiona stała jak zaczarowana, jedyną oznaką życia były słone łzy płynące po jej policzkach. Miałem ochotę podejść i ją przytulić, ale wiedziałem, że to tylko pogorszyłoby i tak beznadziejną sytuację. 
- Zabij mnie! Nie chcę już żyć! Straciłem wszystko, rozumiesz?! – darł się Ron, a Riddle śmiał się i delektował całą sytuacją. Skrzywiłem się niezauważalnie na ten widok. Ten człowiek jedyną radość czerpał z ludzkiego cierpienia.
- Słyszysz przyjaciela, Hermiono, zabij go – powiedział wesoło Tom. Widziałem, że coś jest nie tak. Lennox, stała w miejscu powstrzymując narastający gniew. Zaciskała pięści i zamknęła oczy, jakby próbując powstrzymać swoją złość.
- Nie jestem cierpliwym człowiekiem, masz pięć minut na zabicie tego zdrajcy krwi – wysyczał Voldemort.
- NIE! – krzyknęła dziewczyna, a wraz z jej wrzaskiem ściany Riddle Manor zaczęły niebezpiecznie drgać. Zrobiło się zamieszanie, każdy rozglądał się, czy przypadkiem budynek się nie zawali. Hermiona spojrzała w stronę Voldemorta, a pomieszczenie przestało się trząść. Mężczyzna spojrzał na nią, widać było zdziwienie, które za chwilę zamieniło się w złość.
- Czy myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać?! To ja cię stworzyłem! To dzięki mnie masz tak ogromną moc! Zabij go, bo inaczej ja to zrobię! – wykrzyczał Lord.
- Nikogo dzisiaj nie zabiję – wysyczała Hermiona, zawzięcie patrząc na Toma. Podziwiałem jej opór, ale zdawałem sobie również sprawę, że na niewiele on się zda.
- Avada Kedavra! – Zaklęcie z ust Voldemorta padło tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować. Ciało Rona upadło na zimną posadzkę. Cisza, jaka nastała po tym incydencie, sprawiła, że na mojej skórze pojawiły się ciarki. Spojrzałem w stronę dziewczyny, która była zbyt zszokowana, aby cokolwiek zrobić.
- Ron! Nie! – krzyknęła i podbiegła do ciała jej przyjaciela. – Ron… Obudź się… Błagam… Wybacz mi… Ron… Ron… Przepraszam cię… Kocham cię, Ron… Wróć do mnie, proszę… - Trzymała go kurczowo za koszulę swoimi małymi, trzęsącymi się dłońmi, zaklinając go, by się do niej odezwał. On nie odpowiadał. Dziewczyna dławiła się gorzkimi łzami, które spływały po jej spierzchniętych ustach. Przez jej postawę przebijało szaleństwo pomieszane ze złością i ogromnym smutkiem. Jej krzyki i błagania przecinały przeraźliwą ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu. Ron Weasley leżał nieruchomo i nic nie było w stanie tego cofnąć. Rude włosy kontrastowały z białą posadzką, a wyraz jego twarzy wskazywał na ogromną rozpacz przed śmiercią. Dołączył do swoich braci, oby Merlin miał ich w opiece. Na pewno trafili do lepszego miejsca niż tutaj, gdzie jest sam środek piekła. Ta scena długo zostanie w mojej pamięci i nic nie będzie w stanie jej wymazać. Po chwili usłyszeliśmy zimny śmiech Voldemorta, który rozniósł się echem po sali.
- Ty… Ty… Zabiję cię, słyszysz?! – krzyknęła dziewczyna i zaczęła iść w stronę Voldemorta. Rosier i Karkarow rzucili się w stronę Hermiony, ale ona jednym machnięciem ręki wysłała ich na sam koniec pomieszczenia, gdzie boleśnie zderzyli się ze ścianą.
- Myślisz, że się ciebie boję? – zaśmiał się Lord i spojrzał z politowaniem w stronę Lennox. Wiedziałem, że zaczyna robić się niebezpiecznie. Kątem oka zauważyłem, jak Blaise zaciska dłoń na swojej różdżce.
- Powinieneś – wysyczała i posłała w jego stronę ognistą kulę, którą wyczarowała. Zaskoczony Voldemort odskoczył na bok, w ostatniej chwili unikając zderzenia z płomieniami.
- Dość! Incarcerous! – Pętle wystrzeliły z różdżki Voldemorta i związały dziewczynę.
- Puszczaj mnie! – krzyczała i starała się wyrwać, jednak nic to nie dało.
- Zaprowadzić ją do lochów, jutro się nią zajmę osobiście – powiedział Voldemort i spojrzał na mnie oraz  Blaise’a. Natychmiast podeszliśmy do Lennox i podnieśliśmy ją z ziemi. Hermiona dalej krzyczała, ale już nie próbowała się wyrywać. Opuściliśmy Wielką Salę i udaliśmy się do podziemi Riddle Manor, tam zamknęliśmy ją w lochu.
- Co ty sobie wyobrażałaś, Lennox? – powiedziałem do niej, gdy już znajdowała się za kratami.
- Ciekawe, jak ty byś się zachował na moim miejscu – spojrzała na mnie ze złością i żalem, a ja nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Prawdopodobnie zrobiłbym tak samo.
- Nie jest to teraz ważne, mamy mało czasu i musimy cię stąd wydostać – wyszeptał Blaise.
- Musimy skontaktować się ze Snape’em  – powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę, która siedziała na posadzce, a jej wzrok wskazywał na to, że kompletnie nas nie słucha i znajduje się w innym świecie.
- Słyszysz nas, Lennox? Musimy cię stąd zabrać! – wysyczałem, a dziewczyna przeniosła leniwie wzrok na mnie i pokiwała głową na znak zgody. Wiedziałem, że nie ma sensu wdawać się z nią w dyskusje, tylko działać. Widać było po niej, że dzisiaj do niczego już się nie nada. Ruszyliśmy z Blaise’em przed siebie szybkim krokiem. Musieliśmy działać, zanim Hermionie stanie się krzywda.

***
- Gdzie ja jestem? – zapytała brązowowłosa kobieta, która powoli podniosła się z wygodnego łóżka. Znajdowała się w przytulnym pokoju, kremowy kolor ścian dodawał mu uroku, a palący się kominek przyjemnego ciepła. Rozejrzała się wokoło i zauważyła mężczyznę siedzącego na skórzanym, brązowym fotelu w samym rogu pomieszczenia. Kobieta zmrużyła oczy, ponieważ jedynym światłem były płomienie wydobywające się kominka i nie mogła dostrzec, kto znajduje się w tym miejscu. Dalej kręciło jej się w głowie i nie pamiętała wielu rzeczy, a cała sytuacja wydawała jej się dość dziwna.
- Dzień dobry, Amando – usłyszała męski głos i jeszcze raz spojrzała w stronę tajemniczego osobnika. Ten powoli podniósł się z fotela i zbliżył do jej łóżka. Był to przystojny mężczyzna o ciemnych włosach i tak samo ciemnych oczach, które wydawały jej się znajome. Tylko skąd je pamiętała?
- Dzień dobry. – Cichy głos wydobył się z jej ust. Cały czas była zdezorientowana i niewiele mogła sobie przypomnieć.
- Pamiętasz, kim jestem? – zapytał łagodnym tonem, a ona spojrzała na niego jeszcze raz i zaczęła drapać się po głowie. Mężczyzna zaśmiał się cicho, ponieważ ten gest pamiętał jeszcze z czasów szkolnych, gdy byli praktycznie nierozłączni. Po kilku minutach cierpliwego oczekiwania kobieta spojrzała na niego bystrym wzrokiem.
- Severus? – zapytała. Mężczyzna uśmiechnął się promiennie do Amandy i pokiwał głową na potwierdzenie jej słów.
 - Cieszę się, że mnie pamiętasz i wszystko wskazuje na to, że udało nam się przywrócić wam życie – odpowiedział Snape i usiadł koło niej na łóżku.
- Głowa mi pęka… Niewiele potrafię sobie przypomnieć, jakbym znajdowała się przez większość czasu w stanie całkowitego otępienia – westchnęła kobieta i oparła się o poduszki.
- Przez siedemnaście lat znajdowaliście się z Williamem w tak zwanym czyśćcu. Wasze dusze nie trafiły do nieba, ponieważ użyliście potężnej magii i oszukaliście samą śmierć. Jeśli mam być szczery, jestem pod ogromnym wrażeniem waszych umiejętności i ryzyka, jakie podjęliście. Udało nam się z Albusem rozwiązać twoją zagadkę i przeprowadziliśmy rytuał, który sprowadził wasze dusze do ciał – opowiedział czarnowłosy i obserwował, jak jego przyjaciółka powoli przyswaja każdą informację.
- W takim razie… Gdzie jest William? – zapytała po chwili, jakby przestraszona, że coś mogło pójść nie tak.
- Śpi w drugim pokoju. Musieliśmy was na chwilę rozdzielić, żeby podczas pobudki nie było jeszcze większego szoku niż do tej pory – uspokoił ją Severus.
- Gdzie teraz jesteśmy? – zadała kolejne pytanie pani Lennox.
- W siedzibie Zakonu Feniksa. Niestety Voldemort rośnie w siłę i musimy być przygotowani na najgorsze – powiedział smutno mężczyzna.
- Voldemort… Tak, powoli zaczynam wszystko kojarzyć… Ale zaraz, gdzie moja córka?! – wrzasnęła nagle Amanda, powodując, że Severus podskoczył na łóżku.
- Jest bezpieczna… Jednak do waszego spotkania na razie nie dojdzie – powiedział Snape, trzymając się za serce, które o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Ta kobieta zawsze miała temperament, który doprowadzał jego - spokojnego mężczyznę -  do stanów przedzawałowych. Musi przygotować dużo fiolek z eliksirem uspokajającym, tak na wszelki wypadek.
- Severusie, pozwól mi się zobaczyć z moim dzieckiem. Nie widziałam jej od tylu lat… - wyszeptała kobieta, patrząc błagającym wzrokiem na przyjaciela.
- Wybacz mi, Amando, musisz zaczekać i ani ja, ani ty nie mamy na to wpływu. Połóż się i odpocznij, twój organizm potrzebuje regeneracji. – Mężczyzna złapał Amandę za rękę i pogładził, próbując uspokoić swoją przyjaciółkę. Ona zrezygnowana westchnęła i odwróciła się do niego plecami, wygodnie układając się na łóżku. Severus wpatrywał się jeszcze chwilę w jej sylwetkę, po czym opuścił pomieszczenie, delikatnie zamykając drzwi. Był szczęśliwy, ponieważ odzyskał swoich przyjaciół.

***
Pędziliśmy z Blaise’em przez korytarze Riddle Manor, a zaklęcie kameleona pozwalało nam przemknąć niezauważonym. Musieliśmy jak najszybciej dostać się do siedziby Zakonu Feniksa i obmyślić plan uwolnienia Hermiony. Czas działał na naszą niekorzyść, Voldemort w każdej chwili mógł zauważyć naszą nieobecność. Przechodząc obok  Śmierciożerców, zdążyliśmy się dowiedzieć, że Czarny Pan odpoczywa w swoich komnatach i nie chce nikogo dzisiaj widzieć. Mieliśmy nadzieję, że nie zmieni zdania, w końcu Lennox nieźle go załatwiła tym popisem buntu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jej wybuchu. Przekroczyliśmy tylnym wyjściem mury posiadłości i udaliśmy się do najbliższego punktu, z którego mogliśmy się deportować. Po pięciu minutach szaleńczego biegu Blaise złapał mnie za ramię i teleportowaliśmy się wprost przed siedzibę Zakonu Feniksa.
- Szybko, musimy znaleźć Snape’a – wydyszał Zabini i pobiegł w stronę wejścia domu. Budynek z zewnątrz wyglądał obskurnie. Brudne ściany, potłuczone szyby i odpadający tynk nie wyglądał zapraszająco. Z pozoru opuszczone miejsce w środku tętniło życiem, dzięki Molly Weasley, która zadbała, by atmosfera w tym miejscu przypominała rodzinną i bezpieczną. Weszliśmy frontowymi drzwiami i znów biegiem udaliśmy się na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet Mistrza Eliksirów. Po dotarciu na miejsce, zapukałem do drzwi i czekałem na zaproszenie. Odpowiedziała mi głucha cisza, więc pociągnąłem za klamkę, która nie chciała drgnąć.
- Cholera! – zdenerwowałem się i kopnąłem w drzwi gabinetu, wyrażając swoją frustrację.
- Draco, może zanim postanowisz zniszczyć te drzwi, skonsultujesz się ze mną? – usłyszałem głos profesora i odczułem ogromną ulgę. Mężczyzna szedł korytarzem w naszą stronę, a jego postawa o dziwo wskazywała na zadowolenie, co zdarzało się bardzo rzadko.
- Profesorze, nie mamy czasu. Musimy porozmawiać – wyszeptał Blaise, jakby nie chcąc, aby ktokolwiek nas usłyszał. Snape spojrzał na nas podejrzliwe, po czym wyciągnął różdżkę i nieznanym mi zaklęciem otworzył drzwi do swojego królestwa. Wszedł pierwszy, uderzając mnie swoją szatą w twarz. Nie wiem, jak można chodzić w czymś, co zdradza twoją obecność przy każdym możliwym ruchu, jednak Snape nie przejmował się tym, bo powszechnie było wiadomo, że zakrada się niczym rasowy złodziej. Nie mam pojęcia, jak on to robił.
- Wchodzisz, czy będziesz tak stać w miejscu jak gumochłon? – warknął Blaise i skutecznie wyrwał mnie z moich rozmyślań. Szybkim krokiem przekroczyłem próg gabinetu i zamknąłem drzwi.
- Co was do mnie sprowadza? Wiecie, że opuszczenie Riddle Manor bez zgody Voldemorta może się dla was źle skończyć? – zapytał niby spokojnym głosem Severus, chociaż widać było przebijającą się złość w jego postawie. Mężczyzna usiadł wygodnie za swoim biurkiem i czekał na wyjaśnienia.
- Hermiona jest w tarapatach. Czarny Pan zabił Rona, więc ona postanowiła zabić jego… No i zrobił się bajzel, praktycznie uderzyła go śmiercionośną kulą ognia… Profesorze, żałuj, że tego nie widziałeś, naprawdę majstersztyk – powiedział Blaise i zaśmiał się, a ja uderzyłem ręką w czoło. Ten idiota opowiada o tym jak o dobrej komedii.
- Zamknij się już, Blaise. Profesorze, nie będę ci streszczał całej historii, bo nie ma to najmniejszego sensu. Musimy wydostać Lennox z Riddle Manor, bo jeśli nie, to prawdopodobnie stanie się coś złego – warknąłem i czekałem na reakcję Snape’a.
- Ile mamy czasu? – zapytał profesor, a ja spojrzałem na Blaise’a, który widać, że był zmieszany po swojej poprzedniej wypowiedzi.
- Mało… Hermiona siedzi w lochu, a jutro Voldemort ma się z nią rozprawić osobiście – odpowiedziałem.
- Rozumiem. Trzeba skontaktować się z Dumbledore’em i zacząć działać. – Severus podniósł się z fotela i zaczął krążyć po gabinecie, obmyślając plan. Nagle zatrzymał się i spojrzał na nas z przebiegłym uśmiechem na ustach.
- Plan jest taki… - zaczął Severus, a z każdym jego słowem zaczynałem zacierać ręce. Będzie się działo.
***
Witajcie Kochani po długiej przerwie! Niestety wena bywa kapryśna i sama się o tym przekonałam. Wolałam się nie zmuszać tylko cierpliwie poczekać, aż powróci :) I udało się! :) Wiem, że rozdział jest dość... przygnębiający, ale niestety musiał taki być. W kolejnym rozdziale zacznie się akcja uwolnienia Hermiony :D  Nie pytajcie mnie tylko kiedy będzie kolejny post, ponieważ sama nie wiem. Piszę pracę licencjacką, mam inne obowiązki i po prostu muszę to wszystko pogodzić. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i cierpliwie poczekacie na rozdział XXIII :) Dziękuję Wam za każdy komentarz, cieszę się, że moje opowiadanie zyskuje nowych czytelników :)  Dziękuję mojej Becie za szybkie sprawdzenie rozdziału, nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła :) Ściskam Was mocno! ;*

EDIT : Jeżeli chcecie zadać mi jakieś pytanie to zapraszam : ASK



D.